Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

«Wbiegł... zaświecił... jak obręczą
Siedmio-barwną śmignął tęczą,
Lecz nie dosiągł nas;
A więc w pogoń naszym śladem...
Bo przez niebo poza stadem
Jasny został pas.

«Lecim... lecim... w tej podróży
Strach nam nieraz oczy mróży,
Czujem... zawrót, szał...
Gdy przez otchłań, przez szczeliny
Przepaścistej gwiazd krainy,
Umykamy w czwał.

«To, jak gdyby z gór spadzistych,
Po drożynach stromych, szklistych,
Suniem — tylko stuk
Po niebiosach się rozlega,
Gdy za nami stado zbiega
W dół — na mglisty smug.

«I jesteśmy w chmur przestrzeni...
Księżyc, siatką swych promieni
Już nas zlekka drasł.
Tyś mu obłok w oczy cisnął...
On krwią zaszedł, klątwą świsnął,
Padł... i we mgle zgasł.

«Stado nasze!... ziemia blizko...
I rodzinne koczowisko
Widać z wietrznych gór...