Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj/Księga szósta/V
| <<< Dane tekstu >>> | |
| Autor | |
| Tytuł | Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj |
| Wydawca | S. Lewental |
| Data wyd. | 1876 |
| Druk | S. Lewental |
| Miejsce wyd. | Warszawa |
| Tłumacz | Józef Tokarzewicz |
| Tytuł orygin. | Notre-Dame de Paris |
| Źródło | Skany na Commons |
| Inne | Cały tekst |
| Indeks stron | |
Esmeralda pobladła; chwiejąc się zeszła z rusztowania. Głos pustelnicy ścigał ją jeszcze:
— Schodź! schodź! złodziejko egipska! wrócisz tam znowu!
— To zwykła febra pustelnicy — rzekł lud mrucząc — i na tém poprzestano. Kobiety tego rodzaju wzbudzały obawę, i dlatego téż może uważane były za święte. W owym czasie nielada kto napaść śmiał na tego, kto się modlił we dnie i w nocy.
Nadeszła chwila uwolnienia Quasimoda. Odwiązano go i tłum się rozproszył.
Około Wielkiego-Mostu, Mahietta, wracająca ze swemi dwiema towarzyszkami, zatrzymała się nagle.
— Ale, ale, Eustaszku, cóżeś zrobił z plackiem?
— Mamo — odrzekło dziecko — jak ty rozmawiałaś z tą kobietą co siedzi w dziurze, to jakiś duży pies ukąsił placka. Wtedy i ja także ukąsiłem.
— Jakto! waćpan wszystko zjadłeś?
— Mamo, to pies! — Mówiłem, żeby nie ruszał, ale on nie słuchał, więc ja także spróbowałem trochę.
— To straszliwy dzieciak — mówiła matka śmiejąc się i łając zarazem. — Czy wiész, Oudardo? on już sam objada nam wszystkie wiśnie? ogrodu w Charlerange. Jego dziadek powiada téż, że będzie z niego wielki wódz.... Niech cię tylko raz jeszcze złapię na uczynku, mości Eustachy... No, idźże, psotniku!