Jeździec bez głowy/XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIV.  Manada.

Pod wpływem mieniącego się złotem wina śmiech dźwięczał weselszy, niebo wydało się głębsze i bardziej błękitne, trawa zieleńsza.
Nagle rozległ się krzyk wysłanego na zwiady meksykańczyka:
— Mustangi!
— Caballada? — zapytał z ożywieniem Maurice.
— Nie, manada. — odparł meksykańczyk.
— O czem oni mówią w swoim żargonie? — zdziwił się kapitan Calchun.
— Caballada, — wyjaśnił komendant — jest to stado dzikich ogierów, manada zaś — stado dzikich klaczy, które w tym czasie pasą się osobno z wyjątkiem wypadków, gdy je prześladują osły.
Komendant wypowiedział to zdanie tak nieostrożnie, że obecni spojrzeli zabawnie na siebie, nie mogąc ukryć śmiechu.
Tymczasem manada zbliżała się coraz bardziej. Wszyscy czemprędzej siedli na konie. Dzikie stado pojawiło się na grzbiecie wzgórza i pędziło galopem, jakby w szalonej ucieczce. Dolatywało straszliwe rżenie i chrapanie. Konie biegły zapamiętale, nie zwracając uwagi ani na wóz, ani na towarzystwo pań i panów.
— Krespino, nie wiesz, kto je goni? — zapytał Maurice meksykańczyka, który, stojąc na wzgórzu, miał widok rozleglejszy.
W towarzystwie nastąpiło poruszenie; oczekiwano odpowiedzi z lękiem. Wszak za tabunem mustangów mogli pędzić Indjanie.
— Osioł, — odrzekł meksykańczyk.
— Jakbym wiedział o tem! — zawołał Maurice. — Tego osła trzeba zatrzymać, bo może nam zepsuć całe polowanie. Zarzuć na niego arkan, a jeżeli nie będziesz mógł, to palnij mu w łeb.
Na wzgórzu ukazał się osioł. Był wzrostu konia i pędził tak szybko, że dorównywał mustangom.
Dzikie stado, spostrzegłszy ludzi, rzuciło się nagle w bok. Przewodnik ostrzegł towarzystwo, aby nikt nie ruszał się z miejsca, gdyż tabun może się wystraszyć i rozpaść, a wtedy trudno będzie natrafić na jego ślad.
— Osioł jest już blisko. Pal, Krespino! — zawołał Maurice.
Meksykańczyk wymierzył i strzelił, lecz chybił.
— Muszę go wziąć żywcem! — krzyknął Maurice i popędził za osłem, zarzucając mu lasso na szyję. Zwierzę stanęło dęba i zwaliło się ciężko na ziemię. Wówczas myśliwy podszedł szybko, zadał mu cios śmiertelny kindżałem w gardło i zdjął swoje lasso. Nie przeczuwał jednak, że w tej chwili zdarzy się coś zgoła nieoczekiwanego.
Otóż pstrokaty mustang Luizy Pointdekster poznał w stadzie dzikich koni towarzyszy utraconej wolności, i odosobniwszy się szybko od kawalkady, jął pędzić za manadą.
Widząc to Calchun i kilku młodych mężczyzn pognało za szalonym mustangiem, ale błyskawicznie wyprzedził ich Maurice, zaniepokojony poważnie o młodą kreolkę.
Niepokój ten ogarnął i resztę towarzystwa, która, stojąc bezradnie i nieruchomo na jednem miejscu, obserwowała wspaniały widok gonitwy: przodem pędzi stado dzikich koni, za nimi młoda kobieta na pięknym mustangu, dalej jeździec w malowniczym stroju na gniadym rumaku, następnie kilku mężczyzn w wojskowych i cywilnych ubiorach, wreszcie oddział kawalerzystów.
Po upływie kilkunastu minut widok ten uległ zupełnej zmianie. Tabun dzikich koni, pstrokaty mustang i jeździec na gniadym rumaku zniknęli z oczu.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.