Jeździec bez głowy/XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XV.  Schwytany zbieg.

Tymczasem jeźdźcy zaczęli napotykać w prerji tu i owdzie rozrzucone zarośla, a w dali widać było las. Na myśl, że pstrokaty mustang z piękną panienką może wpaść do lasu i zgubić się w jego gąszczach, serce Geralda ogarniała nieopisana trwoga. Już obecnie tabun dzikich koni znikał często z oczu za drzewami, a mustang Luizy zostawał w tyle, co tymbardziej pogorszało sytuację, bo piękna amazonka mogła się znaleźć sama jedna w prerji, pozbawiona jakiegokolwiek ratunku.
A jeśli pstrokaty mustang wpadnie na stado dzikich ogierów, które są w tym czasie niezwykle okrutne?
Gerald znowu uderzył swego rumaka ostrogami, aż trysnęła krew, i popędził, jak szalony. Tymczasem manada zniknęła w leśnej gęstwinie. Ku swemu zdumieniu Gerald zauważył, że pstrokaty mustang zwolnił biegu, a po chwili stanął, jak wryty. Maurice rzucił się naprzód. Nieruchoma, jakby wykuta z marmuru Luiza Pointdekster siedziała w siodle i zda się ze spokojem oczekiwała na Mauricea.
— Cieszę się ogromnie — rzekł Maurice z prawdziwą ulgą, — że uniknęła pani grożącego jej niebezpieczeństwa.
— Dziękuję panu, ale czy rzeczywiście groziło mi coś złego?
— Naturalnie, koń pani poniósł, mógł wpaść do lasu i narazić panią na wiele nieprzyjemnych rzeczy.
— Byłam o to spokojna. Bo naprzykład mogłabym napotkać Indjan. Więc cóż strasznego? Na pewno dzicy byliby względem mnie gentlemanami i nie wyrządziliby mi żadnej krzywdy. Czy pan sądzi, że uciekałabym na ich widok? Przeciwnie, pragnę już oddawna spotkać prawdziwych Indjan w bezludnej prerji i stanąć z nimi oko w oko.
— Jest pani niezwykle odważną, miss, ale bądźcobądź radziłbym mieć się na ostrożności, gdyż Indjanie nie są tak wspaniałomyślni, jak się to pani wydaje.
— W takim razie zawróciłabym z powrotem, wierząc, że mego mustanga nie dogoni żaden z czerwonoskórych.
— Jakto? więc mogłaby pani powodować tym pstrokatym dzikusem? Więc on nie poniósł panią, jak to sądziłem?
— Nie, nie. Naturalnie z początku poniósł ale potem przekonałam się, że mogę go łatwo wstrzymać, co też udało mi się zrobić, jak pan to widział.
— Czy wcześniej nie mogła go pani wstrzymać?
Dziwna myśl błysnęła Mauriceowi i z niecierpliwością czekał odpowiedzi.
— Możebym go wstrzymała, gdybym zechciała... Ale ogromnie lubię szaloną jazdę w prerji, gdzie nie potrzebuję się obawiać, że ktoś mi stanie na przeszkodzie. Zresztą wolę być sama, niż narażać się na komplementy, które mi sprawiają przykrość.
Gerald był trochę rozczarowany i zdumiony zarazem, ale nie zdążył odpowiedzieć pięknej kreolce, gdy nagle rozległ się huk, przeraźliwy krzyk i tętent kopyt aż zadrżała ziemia.
— Dzikie ogiery! — krzyknął Maurice z trwogą w głosie.
— Czy mogą one zrobić co złego? Wszak są to te same mustangi...
— Tak, ale o tej porze roku okrucieństwem swem dorównują najstraszniejszym tygrysom.
— Cóż więc mamy robić? — zapytała z lękiem kreolka, przysuwając się instynktownie do swego obrońcy.
— Są dwa sposoby: pierwszy zostawić nasze konie i wleźć na drzewo, drugi — uciekać, co sił starczy, choć coprawda konie mamy pomęczone.
— Więc puścimy się w drogę natychmiast?
— Wolałbym, aby wierzchowce nasze odpoczęły trochę. Dzikie ogiery mogą nas nie zauważyć. Ten krzyk dowodzi, że toczy się wśród nich zażarta walka, a w podobnych wypadkach wściekłości nie widzą nic wokół siebie.
— W takim razie możemy śmiało jechać zaraz, mister Gerald?
— Nie, w otwartym stepie te dzikie zwierzęta łatwiej nas zauważą i prędzej dogonią. Lepiej będzie, jeżeli one ominą nas, bo wówczas będziemy mogli dopaść do znanego mi miejsca w odległości przynajmniej dwuch mil i ukryć się tam. Czy pani jest pewną, że utrzyma swego mustanga, gdy zajdzie tego potrzeba?
— Jestem pewną — odrzekła z mocą młoda kreolka.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.