Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Caballada? — zapytał z ożywieniem Maurice.
— Nie, manada. — odparł meksykańczyk.
— O czem oni mówią w swoim żargonie? — zdziwił się kapitan Calchun.
— Caballada, — wyjaśnił komendant — jest to stado dzikich ogierów, manada zaś — stado dzikich klaczy, które w tym czasie pasą się osobno z wyjątkiem wypadków, gdy je prześladują osły.
Komendant wypowiedział to zdanie tak nieostrożnie, że obecni spojrzeli zabawnie na siebie, nie mogąc ukryć śmiechu.
Tymczasem manada zbliżała się coraz bardziej. Wszyscy czemprędzej siedli na konie. Dzikie stado pojawiło się na grzbiecie wzgórza i pędziło galopem, jakby w szalonej ucieczce. Dolatywało straszliwe rżenie i chrapanie. Konie biegły zapamiętale, nie zwracając uwagi ani na wóz, ani na towarzystwo pań i panów.
— Krespino, nie wiesz, kto je goni? — zapytał Maurice meksykańczyka, który, stojąc na wzgórzu, miał widok rozleglejszy.
W towarzystwie nastąpiło poruszenie; oczekiwano odpowiedzi z lękiem. Wszak za tabunem mustangów mogli pędzić Indjanie.
— Osioł, — odrzekł meksykańczyk.
— Jakbym wiedział o tem! — zawołał Maurice. — Tego osła trzeba zatrzymać, bo może nam zepsuć całe polowanie. Zarzuć na niego arkan, a jeżeli nie będziesz mógł, to palnij mu w łeb.