Janosz Witeź (Petőfi, 1871)/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sándor Petőfi
Tytuł Janosz Witeź
Wydawca Redakcya Biblioteki Warszawskiéj
Data wyd. 1871
Druk Drukarnia Gazety Polskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryna Duchińska
Tytuł orygin. János vitéz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VII.

I Janusz rodzinne porzucił już strony,
O chacie opryszków nie myśli spalonéj;
Wtém jasno coś przed nim zapłonie w oddali:
To słońce odbłyska w pancerzach ze stali.

Buńczuczno i strojno w lot pędzą huzary,
W ich gładkich to zbrojach słoneczne lśnią żary;
Parskają bieguny, zaledwie tkną ziemi,
Wiatr lekko pomiata ich grzywy bujnemi.

A Janosz zdumione zatopił w nich oczy,
I serce mu z piersi o mało nie skoczy,
Głos szepcze m u w duchu: „Dałżeby Bóg w niebie,
Niechby mnie te zuchy przyjęły do siebie.”

W cwał pomknął z kopyta on zastęp żołnierzy,
I grzmotem z ust wodza głos krzepki wybieży:
— Hej chłopcze! co tobie? wyglądasz jak sowa,
Czemuż to na piersi opadła ci głowa?

Posłyszawszy to Janusz łzą błysło mu oko,
— Jam, rzecze, wygnaniec! i westchnął głęboko;
O! dajcie mi konia i ostrą szablicę,
W twarz słońca ja wilczą zatopię źrenicę.”

— Nie w tany my idziem! wódz śmiało wyrzecze,
Lecz idziem na boje, na mordy i miecze,
W pierś Franka mężnego bisurman dziś godzi,
My Franki wyzwolim z tureckiej powodzi.

To słowo Janosza wskroś serce przebodło:
— O! dajcież mi szablę, i konia i siodło!
Niech ręce ubroczę w gorącéj krwi wroga,
Inaczéj wnet boleść dobije mnie sroga.

Co prawda, jam dotąd wiódł życie pastusze,
Chadzałem za trzodą, lecz klnę się na duszę
Jam madjar, a madjar na koniu zrodzony
Wnet stopy mu zrosną z twardemi strzemiony.”

Z ust płyną mu słowa wezbranym potokiem;
Lecz więcéj on mówi obliczem i wzrokiem,
Zar bucha z pod powiek, na licu tli krasa,
Bez trudu wódz przyjął w szeregi Juhasa.

Co wtedy czuł młodzian wypowież kto godnie,
Gdy w życiu raz pierwszy czerwone wdział spodnie;
Gdy w kurtkę huzarską ramiona obciska,
Gdy krwawą szablicą na słońcu połyska!

W lot konia w serdecznéj doskoczył uciesze,
A biegun rad z pana podkówką skry krzesze;
I cugle rzemienne pochwycił do ręku.
Niech ziemia się trzęsie, nie ruszy go z łęku!

I druchy z podziwem wlepiły weń oczy,
Za serca ich chwyta blask krasy uroczy;
Gdzie chwilkę przystaną zdążając na boje,
Wnet płaczą za nimi nadobne dziewoje.

Lecz Janosz oczyma nie rzuci na żadną,
Czyż cudze dziewice to serce owładną?
Wszak postać Iluszki panuje w niem słodka
Niech zbiegnie świat cały czyż taką napotka?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sándor Petőfi i tłumacza: Seweryna Duchińska.