Horai (Kraina szczęśliwości)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lafcadio Hearn
Tytuł Horai
Podtytuł Kraina szczęśliwości
Pochodzenie Opowieści niesamowite i upiorne
Wydawca Wydawnictwo Jana Sidorowskiego
Data wyd. 1924
Druk Drukarnia i Introligatornia J. Sidorowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Wacław Berent
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


HORAI
(KRAINA SZCZĘŚLIWOŚCI)


Błękitna zjawa głębin, gubiących się na wyży: — morze i niebo, przezierające przez mgłę świetlistą. Dzień wiosenny, porankowa pora.
Niebo jedynie i morze, — otchłań lazuru… Na przedzie — zwełnione fale w rozbryzgach srebrzystych i kłębiące się wokół piany. Nieco dalej — bezruch, i nic, ponad barwę! — przepojona światłem, ciepła niebiesczyzna wód, stapiająca się w dali z błękitem powietrza. Widnokręgu nie ma tu zgoła, jest toń i dal jedynie, — po bezkresy: nieskończone wgłębienia przestrzeni chłoną wejrzenie twe, przed którem wynurzają się gdzieniegdzie w łukach wyżyny jakoweś, — im wyżej zaś, tem bardziej nasyca się barwa. A w tej dali nieścigłej, w roztopie toni modrej zawisa zwiewna, nikła zjawa pałacowych wieżyc, o dachach spiętrzonych i wgiętych w księżycowe rogi, — sędziwych czasów i niewidzianego przepychu widmo na niebie, w słońcu tak pogodnem, jak wspomnienie radosne.
Co spróbowałem tu opisać — to Kakemono, czyli malowany na jedwabiu obraz japoński, wiszący oto na ścianie alkowy mojej. Zwie Się on Shinkiro: — złudą powietrzną, mirażem. Zarysy tego mirażu są jednak zbyt wyraziste, aby mogły wprowadzić w błąd: patrzymy niechybnie na lśniące wrota Horaju, — krainy szczęśliwości: oto księżycowe rogi pałacu Króla Smoków; a choć nakreśliła je ręka współczesnego artysty japońskiego, są to niewątpliwie zarysy budowli chińskich z przed dwudziestu przeszło wieków.
Księgi chińskie z onych czasów powiadają:
W Horaju nie masz śmierci i cierpienia; a zimy nie bywa tam wcale. Kwiaty nie więdną tam nigdy i nie zdarza się, by owoce chybiały. A ktokolwiek zakosztował, choćby raz tylko, owoców tych, — nie zazna w życiu głodu i pragnienia. W Horaju rosną czarodziejskie zioła: So-rin-shi, Riku-go-aoi i Ban-kon-to, leczące wszelkie choroby. Wyrasta tam i trawa magiczna Yo-shin-shi, przywracająca życie zmarłym, a zraszana źródłem cudotwórczym, z którego łyk jeden wystarczy, aby zapewnić każdemu młodość wieczną. Lud Horaju jada z maleńkich miseczek ryż, którego z tych naczyń póty nie ubywa, — póki jedzący nie nasyci się wreszcie. Pija ten lud wino z czarek malutkich, których póty opróżnić nikt nie zdoła, — choćby pił nie wiedzieć jak długo, — póki go nie ogarnie błoga senność upojenia.
Takie i tym podobne rzeczy opowiadają o Horaju legendy z czasów dynastji Shin. Wątpliwe jest jednak, czy ludzie, spisujący owe legendy widzieli kiedykolwiek Horaj, bodajby jako złudę powietrzną. W krainie szczęśliwości nie ma bowiem takich owoców, któreby zdołały nasycić głód człeczy na zawsze, — nie ma w niej trawy magicznej, wskrzeszającej zmarłych, — ani młodości źródła czarodziejskiego, — ani, niewyczerpanych, jak studnie, miseczek z ryżem, — ani czarek wina bezdennych. Nieprawdą jest, by cierpienie i śmierć nie miały dostępu do krainy szczęśliwości, — nieprawdą i to, że nie bywa tam zimy. Zima w Horaju jest mroźna, wichry przenikają tam człeka wskroś, a olbrzymie zwały śniegu zalegają dachy pałacu Króla Smoków.
Są mimo to w Horaju rzeczy przedziwne; a o najdziwniejszej z nich nie wspomina żaden pisarz chiński: — jest nią atmosfera Horaju, właściwa jedynie tej krainie. Dzięki niej jest światło Horaju bielsze, niż gdziekolwiek na świecie, — jest to świetlistość mleczna, nigdy nie rażąca blaskiem, dziwnie przeźrocza, a łagodna zarazem.
Nie jest to atmosfera z okresu człowieka na ziemi: jest ona niezmiernie stara, tak stara, że ogarnia mnie przerażenie, ilekroć próbuję wyobrazić sobie jej pradawność, Nie jest to bynajmniej mieszanina tlenu z azotem, nie powietrze bowiem tworzy tę atmosferę, lecz duch, — substancja niezliczonych miljardów generacji dusz, stopionych w przeogromną przezroczość, — dusz takich, których myślenie było całkowicie odmienne od dróg myśli naszej. Ktokolwiek ze śmiertelnych wchłonie w siebie tę atmosferę, w tego krew przenika wibracja tych duchów i, odmieniając mu zmysły, przekształca jego pojęcia o przestrzeni i czasie: odtąd widzi wszystko tak, jak oni widzieli, odczuwa, — jak czuli oni, a myśli tak, jak oni myśleć zwykli. Niczem sen łagodny, jest to zmysłów przekształcenie; a przez nie widziany mógłby być Horai opisany tak oto:
Ponieważ w Horaju nie znają a, serce ludzi nie starzeje się tam nigdy. A mając w sercach młodość dozgonną, ludzie w Horaju uśmiechają się od urodzenia aż do śmierci; chyba, że bogowie ześlą na nich cierpienie; ludzie z Horaju przysłaniają wówczas oblicza, zanim nie minie ich troska. Kochają się przytem wzajemnie i ufają sobie, jak członkowie jednej rodziny. Mowa ich kobiet jest jak świegot, ponieważ serca kobiece mają tam promienność dusz ptaszęcych, a gdy dziewczęta igrać tam poczną, trzepot ich rękawów szerokich jest jak poszum skrzydeł rozpostartych. W Horaju ukryty przed oczyma ludzi bywa ból jedynie, gdyż niema tam powodu do uczucia wstydu; — niczego tam też nie zamykają, ponieważ kradzież zdarzyć się tam nie może; to też za dnia i w nocy otwarte są tam drzwi wszystkie, gdyż niema tam powodu do obawy. A ponieważ mieszkańcy Horaju, — acz śmiertelni, — to drobny ludek gnomów, więc ich domy i sprzęty, za wyjątkiem pałacu Króla Smoków, są małe, wdzięczne i dziwokształtne: — te gnomy jadają istotnie ryż z maleńkich miseczek i piją wino z czarek malutkich…
Nie jedno w tym urojonym obrazie podsunęło może zachłyśnięcie się ową atmosferą duchową, nie wszystko jednakże. Gdyż urok pokoleń zmarłych jest tylko urokiem Ideału: czarem nadziei odwiecznej; — a niejedno z tej nadziei ziściło się wszak w wielu sercach, — prostotliwem pięknem niesamolubnego życia, — dobrotliwością kobiet…
Złe wichry z Zachodu hulają dziś po Horaju; atmosfera magiczna ulotniła się zeń, niestety pod temi wichrami. Roztargana w strzępy przewiewa nad krainą, jak te smugi naświetlonych chmur w krajobrazach malarzy japońskich. I jedynie przez te strzępy czaroludkowej mgławicy zdołacie i dziś jeszcze dojrzeć niekiedy Horai, — poza tem nigdzie już. Pomnijcie, że Horai zwie się również i Shinkiro, złudą powietrzną, — wizją rzeczy nieuchwytnych. Wizja przygasa, aby już nigdy nie ukazać się zjawą żywą, — chyba w obrazach jedynie, w poezji i w rojeniach…




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lafcadio Hearn i tłumacza: Wacław Berent.