Gryzli Uab/Dzieciństwo Uaba/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ernest Thompson Seton
Tytuł Gryzli Uab
Pochodzenie Opowiadania z życia zwierząt, serja druga
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia M. Arcta
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Arct-Golczewska
Ilustrator Ernest Thompson Seton
Tytuł orygin. The Biography of a Grizzly
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
DZIECIŃSTWO UABA
I.
Urodził się dwadzieścia lat temu w najdzikszej części zachodniej krainy na szczycie góry Sosnowej.

Matka jego była zwykłą srebrzystą, niedźwiedzicą lubiącą jak wszystkie niedźwiedzie spokój i ciszę, a kłopoczącą się tylko o siebie i swe dzieci.
W czerwcu niedźwiedzica sprowadziła swą liczną rodzinę z góry Sosnowej w dolinę Byczą, gdzie chciała nauczyć swe niedźwiedziątka szukania poziomek.
Dzieci Srebrzystej zwracały uwagę nietyle swą pięknością ile raczej ilością, gdyż mało która matka niedźwiedzica mogła się pochwalić więcej niż dwoma niedźwiedziątkami, a ona miała ich aż czworo! Otaczała je więc pieczołowitą opieką i uczyła coraz czegoś nowego. Malcom wiodło się doskonale, bo matka wyszukiwała im wciąż jakieś nowe smakołyki. Największa radość była, gdy napotkano jaki wielki kamień: wtedy matka podnosiła go swą łapą, a niedźwiedziątka właziły pod niego i wyjadały różne robaki, wije, ślimaki. Żadne z nich nie obawiało się, ze może kamień spaść i przygnieść je swym ciężarem, wogóle poddawały się z całem zaufaniem wszystkiemu, co matka robiła. Ale bo też ktoby tylko zobaczył, jaka to wielka i silna łapa kryła się pod kudłami Srebrzystej, toby z pewnością sile jej i wytrwałości odrazu uwierzył.

Niedżwiedziątka na tej pierwszej wędrówce poznały wiele nowych rzeczy: przedewszystkiem zwróciły ich uwagę pagórki mrówcze: te malutkie stworzenia wzbudzały w nich nie tylko ciekawość, ale i pewną wrodzoną pożądliwość. Rzucały się więc na mrowisko z zapałem, rozgrzebywały łapkami i pochłaniały mordkami wszystko, co było w mrowisku. Naturalnie więcej dostało się im przy tem do pyszczka piasku i igieł sosnowych niż mrówek — piszczały więc żałośnie i uciekały do matki, pokazując jej zabrudzone swe łapki. Niedźwiedzica pomrukując znacząco, podeszła do mrowiska i wsunąwszy weń łapę, czekała spokojnie. Po chwili wyciągnęła łapę z mrowiska, a na niej roiło się od brunatnych mrówek — nie było zaś zupełnie ani piasku ani igieł — podniosła łapę do pyska i oblizała ją, a potem podała ją do oblizywania

dzieciom. Niedźwiedziątka zrozumiały i same zaczęły w ten sam sposób łowić i pochłaniać mrówki.
Po skończonej uczcie zaprowadziła je matka na brzeg strumyka płynącego środkiem doliny. Wszystkie, bardzo spragnione, gasiły pragnienie świeżą zimną wodą, a potem płukały w niej łapki, pluskały się i przewracały na kamykach. Nagle zobaczyły coś poruszającego się w przezroczystej wodzie — jeszcze nigdy nie widziały takich stworzeń.
— Poczekajcie, pokażę wam coś nowego — zdawała się mówić matka i dawszy znak malcom, by cicho siedziały, sama uderzyła kilkakrotnie łapą po tafli: w okamgnieniu zmąciła się woda i nie było widać ani jednej ryby, ale po chwili niektóre mniej doświadczone mieszkanki wody wypłynęły z prądem w czystą wodę i w jednej chwili znalazły się w pysku niedźwiedzicy, która jedną po drugiej znosiła na brzeg. Małe przyglądały się z początku nieufnie tym płetwiastym „jaszczurkom,“ ale gdy matka jedną schrupała, zabrały się same do nich i tak się uraczyły nową zdobyczą, że w krótce brzuszki ich wzdęły się jak balony.

Teraz jedynem ich pragnieniem było spać. Wiedziała o tem dobrze Srebrzysta i, wyszukawszy zaciszny, spokojny kącik w zaroślach na stoku góry, ułożyła się sama, a obok cała czwórka pogrążyła się w miły, głęboki sen — objąwszy się wspólnie brunatnemi łapkami, a czarne noski umieściwszy na ciepłych kudłach matki.
Po upływie 2 godzin zbudziły się z wyjątkiem najmniejszego Strzępuszka, który wsunął się jeszcze głębiej w futro matczyne, po chwili już znowu wszystkie cztery zaczęły ziewać i przeciągać się a potem bawić w najlepsze. Przewracały się wzajemnie, tarzały po trawie, skakały, mocowały z sobą, słowem wyprawiały najrozmaitsze figle, przypominając to kociaki młode, to psiaki, to dzieci. Największy i najsilniejszy z nich Uab położył się na grzbiecie i łapami usiłował wyrwać korzeń, gryząc go zębami, szarpiąc i warcząc, jakby miał do czynienia z żywą istotą. Puszynka wielka figlarka pociągnęła za ucho Kędziorka, a ten chwycił ją za szyję łapkami i oboje zaczęli tulać się po ziemi, a że działo się to na spadzistym stoku góry, szybko stulali się w dół i zatrzymali się dopiero przy rzece, skąd po chwili rozległo się żałosne głośne skowyczenie.

Stara niedźwiedzica pojęła odrazu, że musi grozić jej dzieciom jakieś niebezpieczeństwo, bo w okamgnieniu z czułej matki stawszy się groźnym dzikim zwierzem, opuściła swe ciche schronienie i kilkoma skokami znalazła się obok swych skarbów, właśnie w chwili, gdy ogromny byk chciał je wziąć na rogi.
Jeszcze minuta — a byłaby Puszynka zginęła na rogu byka — ale przeraźliwy ryk niedźwiedzicy i tentent jej wielkich łap spłoszyły go — puścił więc swą małą ofiarę i spojrzał w stronę usłyszanego głosu.
Srebrzysta z najeżonem futrem, z podniesionemi do góry przedniemi łapami skierowała się wprost na przeciwnika.
Ale czyżby uląkł się jej ten wielki mocarz — król doliny Gromkiej, ten postrach zwierząt i ludzi?
Stanął wyprostowany i jednym susem rzucił się rogam i na niedźwiedzicę, tak, ze ją przyparł grzbietem do skały — ale w jednej chwili dostał od niej takie uderzenie w głowę, ze oszołomiony cofnął się. Skorzystała z tego rozjuszona matka i skoczywszy bykowi na plecy, zaczęła wyrywać mu szerść swemi ostremi pazurami.
Byk zaryczał ze złości i bólu i puścił się cwałem naprzód, unosząc na grzbiecie niedźwiedzicę i kierując się do strumienia. Spostrzegłszy to niedźwiedzica zeskoczyła na ziemię, a byk rzucił się do wody. Szczęściem było dla niego, że go Srebrzysta nie zamierzała dalej gonić — powróciła czemprędzej do swych przerażonych dzieci. Długo jeszcze potem słychać było ryk byka podążającego po drugiej stronie strumyka do swego stada.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ernest Thompson Seton i tłumacza: Maria Arct-Golczewska.