[68]Gaduła (Sat. I 9).
Ibam forte Via Sacra...
Szedłem raz Świętą Ulicą — zwyczaju trzymając się swego —
zamyślony głęboko o jakichś niebieskich migdałach:
nadbiegł pewien — znany mi tylko z nazwiska — patałach,
rękę mi ścisnął i krzyczy: „Jak się masz, kochany kolego!“
— „Średnio na jeża“ — odparłem, — „i życzę ci jak najlepiej!“
Widząc, ze przypiął się do mnie i ani się nie odczepi,
pytam: „A co chcesz?“ — On na to: „Ach znasz mnie, wszak jestem literat!“
— „Cenię cię za to!“ — bąknąłem... i pragnąc mu umknąć, rad nie rad
kroku przyspieszam, to znowu przystanę i w sposób intymny
szepce coś niby słudze do ucha... a ciało mi zimny
pot oblewa. — „O gdybym tak umiał do gniewu być prędki
jak Bolanus! — powtarzam w duchu. On, wziąwszy mnie w dozór,
sławił Rzym i przedmieścia — wartko rozpuścił już ozór
Ja wciąż milczę. On wtedy: „Już zdawna zgaduję twe chętki!
Zwiać chcesz ode mnie... fe, brzydko! Wszak nie masz co robić... więc pójdę
z tobą, gdziekolwiek dążysz.“ — Ja w nową wdałem się bujdę —
„Po co masz drogi nakładać? Do człeka, co złożon chorobą
idę... nie znasz go... mieszka daleko za Tybrem... w pobliżu
parków Caesara“... — „Mam czas, nie jestem leniwy, więc z tobą
pójdę wszędzie... — Stuliłem uszy, niepomny prestiżu,
jak zgłupiały osiołek, gdy wielki przytoczył go bagaż.
[69]
On znów: „Zważywszy mój talent, już widzę, że się nie wzdragasz
z Viskiem, z Variusem mnie równać w przyjaźni... Boć przecie któż skrobnie
tyle wierszy za jednym zamachem?... kto równie nadobnie
tańczy jak ja?... Niech się schowa Hermogen! jam w śpiewie Seireną!“
Tu mi udało się wścibić pytanie: „Masz matkę ubogą
lub krewniaków na swojej opiece?“ — „Nie! nie mam nikogo!
Wszystkich złożyłem do grobu...“ — „Szczęśliwi!... Jam został ci jeno...
Dobij i mnie, boć na mnie okrutny taki los czyha,
który w dzieciństwie mi z urny wytrzęsła stara wróżycha:
JEGO NIE ZGŁADZI TRUCIZNA, NI WROGÓW WŁÓCZNIA ŻELAZNA,
GRYPA NI STARCZA PODAGRA NI BÓL CO WYKRĘCI MU TUŁÓW;
JEGO DOBIJE GADUŁA... WIĘC NIECH SIĘ WYSTRZEGA GADUŁÓW,
KIEDY NIECO ZMĄDRZEJE I LAT DOJRZALSZYCH JUŻ ZAZNA!“
Ćwierć dnia już zmitrężywszy, przechodzim koło świątyni
Vesty. On stawić się w sądzie miał w związku z własnym procesem:
wiedział, że przegra sprawę, jeżeli inaczej uczyni,
rzecze więc: „Chwilkę bądź łaskaw zaczekać!“ — „Niech zginę z kretesem,
znam się jak kura na pieprzu!“ — „Czy sprawę czy ciebie opuścić?...
Jestem w kłopocie!“ — „Mnie opuść!“ — „O, nigdy!" — i (widać już wściekł się)
rusza jak opatrzony przed siebie ... Ja za nim — bo juści
jak się tu oprzeć zwycięscy?... — „A jakże z tobą Maecenas?“ —
[70]
on znów pyta: „ten szczęściarz urządzać się utnie roztropnie:
z garstką wybrańców przestaje jedynie!... Gdybyś zapoznał
mnie z nim, o! wielkich względów z mej strony napewnobyś doznał:
jabym ci robił u niego protegę!... Niech kaczka mnie kopnie
jeślibyś wszystkich nie zaćmił!“ — Ja „a to: „Zdaje się, że nas
mylnie sądzisz. Boć w żadnym domu nie żyje się czyściej:
niemasz tam intryg ni gniewów ni plotek ni podłej zawiści,
forów nie dają bogatszym ni mędrszym, lecz każdy tam znajdzie
miejsce dla siebie „Ech, szklisz! Uwierzyć trudno tej bajdzie“ —
— „Ależ to prawda!“ — „Więc staraj się o nią: mocą swych zalet
zdołasz go podbić... On do współczucia łatwo się nagnie,
tylko się droży zpoczątku“ Nie zaśpię gruszek w popiele:
dziś jeszcze służbę przekupię... cóż, trzeba sięgnąć do kalet!...
Jeśli mnie z kwitkiem odprawią, trudnościm się jeszcze nie przeląkł:
chwilę stosowną wypatrzę, na drodze zaczepię go śmiele,
odprowadzę... „Bez pracy wszak niema kołaczy!“ W rozterce
odsiecz ujrzałem: szedł Fuscus Aristius! On jako zły szeląg
znał mojego kompana ... Stajemy... - „Ach, skądże to, skądże
dążysz, kochany, i dokąd?“-zapytał. - Ja w miejscu się wiercę,
szczypię go zlekka w ramię i perskie oko doń robię,
głową mu kiwani, by chciał mnie ratować. On śmiał się niemądrze,
niby nie rozumiejąc... Mnie żółć aż wrzała w wątrobie!
-„Kiedyś mówiłeś, że chciałbyś poufnie rozmówić się... a bez
świadków... ze mną...“ - „Pamiętam, pamiętam!... lecz pozwól, że w kropce
[71]
dziś cię zostawię... Do jutra!... Wszak dzisiaj trzydziesty jest szabes:
chciałbyś podciętym Żydziaszkom w nos kopcić? — „Przesądy mi obce!“
odmę się na to, lecz on: „A ja za wzorem pospólstwa
jestem przesądny... Wybacz!... Pomówim później!“ Ostatnie
zagasły nadziei promienie!... Zbiegł huncfot, w niewolę gadulstwa
mnie nieszczęsnego oddając!... Lecz nadszedł moment wyzwolili:
zabiegł gadule drogę przeciwnik i złowił go w matnię:
„Tużeś mi, ptaszku?!“ huknął: „to ty się uchylasz od prawa!?“
Nuże go taszczyć przed sąd!... Ja uszy do góry!... KrzykKrzyk, wrzawa,
rwetes na całej ulicy!... I tak mnie wybawił Apollin...
Via Appia z widocznemi grobowcami.