Finansista

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Hałaciński
Tytuł Finansista
Pochodzenie Złośliwe historje
Wydawca „Kultura i sztuka“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia „Prasa“
Miejsce wyd. Lwow — Warszawa — Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


FINANSISTA.





Lwów, w lipcu 1910.

Drogi Ojcze! Pospieszam uspokoić Drogiego Ojca, dlaczego dotąd nie przyjechałem na wakacye. Powód wyjaśnię krótko, a pewny jestem, że sprawi on Ojcu niezmierną radość. Przy egzaminie padłem. Umiałem celująco — a dostałem z kilku przedmiotów niedostatecznie. Ojciec, jako prezes tylu towarzystw, zechce tą sprawą zająć się gorąco i poruszyć nią nietylko powiat, ale sejm i parlament. O to Ojca bardzo proszę i liczę, że się nie zawiodę, bo przyznam się szczerze, że niedopilnowanie tej sprawy przez Ojca uważałbym za wielką lekkomyślność.
Jak jestem przepełniony myślą, aby się wybić na człowieka, chociaż mi szkoła rzuca kłody pod nogi, niech Ojcu posłuży za dowód praca moja na zupełnie innem polu — bo na polu przemysłowca i finansisty.
W kamienicy, w której mieszkam, zajmuje pomieszkanie niejaki pan Hirsch, człowiek młody, który do szkół prawie nie chodził, a pracując uczciwie i w ciszy, dorobił się majątku tak, że buduje już trzecią kamienicę.
Jest to obywatel zacny, a że się z nim zaznajomiłem, mam nadzieję w krótkim czasie przyjść do takiego kapitaliku, abym mógł kupić wioskę od sąsiada kochanego Ojca i w ten sposób zaokrąglić nasz majątek rodowy.
Otóż spotkałem się z panem Hirschem przed 3-ma tygodniami i pytam go prostu z mostu:
— Panie Hirsch, w jaki sposób można zarobić dużo pieniędzy?
— Pan ich nigdy nie zarobi — odpowiada spokojnie, ten zacny człowiek — bo pan złoto martwe trzyma po kieszeniach.
Nie mogłem się w pierwszej chwili zorjentować, ale pan Hirsch wybawił mnie z kłopotu.
— Ma pan ładny złoty zegarek z łańcuszkiem, a co panu z tego?... Martwy kapitał!... A chcąc mieć zarobek to kapitał trzeba puścić w ruch!... Ja panu pożyczę na ten zegarek z łańcuszkiem dwieście koron i pieniądz już jest gotów do obrotu!
Zaćmiło mi się w oczach z radości. Ten prawy obywatel odkrywał mi nowe horyzonty!
— A co dalej?... Co dalej?...
— Ja panu za tych dwieście koron sprzedam rower. Będzie pan miał i przyjemność i na zdrowie panu wyjdzie!
Na drugi dzień miałem rower, ale nie byłem zachwycony, bo, nie umiejąc jeździć, spadłem kilka razy i dotkliwie się potłukłem.
Widząc to moje zmartwienie pan Hirsch, powodowany dobrem sercem, przyszedł mi prawdziwie z ojcowską radą:
— Niech pan zastawi u mnie rower, a ja panu dam za niego 120 koron. Za taką sumę będzie pan miał bardzo ładny aparat fotograficzny. Artystyczna zabawa i pieniądz dobrze ulokowany.
Na drugi dzień dostarczył mi pan Hirsch nowiuteńki aparat i zaraz wziąłem się do pracy, nie przeczuwając, że i tu doznam przeszkód elementarnych, które mnie do fotografii zniechęciły.
Jak ojcu wiadomo, mam skromny pokoik, więc ciemnicę do wywoływania urządzić sobie musiałem w pewnem dyskretnem miejscu, sądząc, że z całem poświęceniem oddam się tam pracy. Cóż, kiedy gospodyni moja dzień przedtem jadła ogórki i napiła się na to kwaśnego mleka!... Nie chcę ojcu opisywać, jak ta baba przeszkadzała mi nieustannie, doprowadzając w rezultacie do tego, że zastawiłem aparat u pana Hirscha za 80 koron i kupiłem sobie natomiast od niego śliczną cytrę.
Na cytrze można grać przecudownie smętne melodye — ale trzeba umieć. Wychowanie moje było tak jednostronne, że dzięki temu, cytra mi obrzydła i na trzeci dzień zastawiłem ją za 40 koron, kupując sobie za to srebrną papierośnicę, bardzo kunsztowną, którą mi poczciwy pan Hirsch, po długiem wahaniu, oddał ze stratą własną.
Mając papierośnicę, uczułem naraz brak zegarka i często nie mogłem się zorjentować, która jest godzina. Raz nawet zapytałem o godzinę pana Hirscha.
— Na co panu kłopotu bez zegarka? Ja panu pożyczę na papierośnicę 20 koron. Za te pieniądze może pan mieć amerykański budzik.
Kupiłem budzik. Ale w nocy stanął i pomimo nakręcania, nie chciał iść dalej.
Zeszedłem do pana Hirscha i dzielę się z nim mojem zmartwieniem — a on bez cienia żalu i złości mówi mi, że urwałem sprężynę, że z tem będzie kłopot, ale on go weźmie w zastaw i da mi 5 koron. Przytem pokazał mi nadzwyczaj dowcipną zapalniczkę. Gdy się przyciśnie sprężynkę, to odskakuje wieczko i już się świeci!
Myślę sobie, to będzie coś dla ojca i odkupiłem od niego to cacko za 4 korony i 50 halerzy, — tak, że pozostało mi jeszcze 50 halerzy, za które kupiłem sobie papierosów i raz w raz tą zapalniczką zapalam.
Pewny jestem, że ojciec nie orjentuje się, co ja w ciągu tych trzech tygodni zarobiłem pieniędzy, dlatego pozwolę sobie ojcu zrobić mały bilans.
I tak:

wartości:
zastawiony:
zegarek
kor.
300·—
za kor.
200·—
rower
200·—
„  „
120·—
aparat
120·—
„  „
80·—
cytra
80·—
„  „
40·—
papierośnica
40·—
„  „
20·—
budzik
20·—
„  „
5·—
zapalniczka
4·50
„  „
—·—
gotówką
—·50
„  „
—·—

razem
kor.
765·—
kor.
465·—
Wartość wyżej wyszczególnionych przedmiotów wynosi 765 koron, a że mam je zastawione u Hirscha za 465 koron, zarobiłem więc na czysto 300 koron. Jak za tak krótki czas, to dosyć!

Proszę więc ojca przysłać mi odwrotną pocztą tych 465 koron, a natychmiast z wszystkiemi temi cennymi rzeczami przyjadę do domu na wakacye.
Kochający syn

Emanuel.“





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Hałaciński.