Strona:Zygmunt Hałaciński - Złośliwe historje.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan ich nigdy nie zarobi — odpowiada spokojnie, ten zacny człowiek — bo pan złoto martwe trzyma po kieszeniach.
Nie mogłem się w pierwszej chwili zorjentować, ale pan Hirsch wybawił mnie z kłopotu.
— Ma pan ładny złoty zegarek z łańcuszkiem, a co panu z tego?... Martwy kapitał!... A chcąc mieć zarobek to kapitał trzeba puścić w ruch!... Ja panu pożyczę na ten zegarek z łańcuszkiem dwieście koron i pieniądz już jest gotów do obrotu!
Zaćmiło mi się w oczach z radości. Ten prawy obywatel odkrywał mi nowe horyzonty!
— A co dalej?... Co dalej?...
— Ja panu za tych dwieście koron sprzedam rower. Będzie pan miał i przyjemność i na zdrowie panu wyjdzie!
Na drugi dzień miałem rower, ale nie byłem zachwycony, bo, nie umiejąc jeździć, spadłem kilka razy i dotkliwie się potłukłem.
Widząc to moje zmartwienie pan Hirsch, powodowany dobrem sercem, przyszedł mi prawdziwie z ojcowską radą:
— Niech pan zastawi u mnie rower, a ja panu dam za niego 120 koron. Za taką sumę będzie pan miał bardzo ładny aparat fotograficzny. Artystyczna zabawa i pieniądz dobrze ulokowany.
Na drugi dzień dostarczył mi pan Hirsch nowiuteńki aparat i zaraz wziąłem się do pracy, nie przeczuwając, że i tu doznam przeszkód elementarnych, które mnie do fotografii zniechęciły.
Jak ojcu wiadomo, mam skromny pokoik, więc ciemnicę do wywoływania urządzić sobie musiałem w pewnem dyskretnem miejscu, sądząc, że z całem poświęceniem oddam się tam pracy. Cóż, kiedy gospodyni moja dzień przedtem jadła ogórki i napiła się na to kwaśnego mleka!... Nie chcę ojcu opisywać, jak ta baba przeszkadzała mi nieustannie, doprowadzając w rezultacie do tego, że zastawiłem aparat u pana Hirscha za 80 koron i kupiłem sobie natomiast od niego śliczną cytrę.