Emilka ze Srebrnego Nowiu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Emilka ze Srebrnego Nowiu
Wydawca Księgarnia Popularna
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia B-ci Wójcikiewicz
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Rafałowicz-Radwanowa
Tytuł orygin. Emily of New Moon
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

22.
ZAPROSZENIE.

Od ciotki Nancy nie nadeszła żadna odpowiedź, ani potwierdzenie odbioru fotografji Emilki. Ciotka Elżbieta i ciotka Laura nie dziwiły się temu milczeniu, znając zwyczaje ciotki Nancy, ale Emilka była zatroskana. Może ciotce Nancy nie podobało się to, co ona zrobiła? A może doszła do wniosku, że Emilka jest za głupia, aby się nią zajmować wogóle?
Emilka napisała do ciotki Nancy bardzo grzeczny, światowy list, w którym energicznie protestowała przeciw zarzutowi głupoty i domagała się odpowiedzi. Rzecz jasna, że nie śmiała wysłać tego listu. Złożyła go starannie, włożyła w otomanę, kryjącą listy do ojca, poczem przestała myśleć o ciotce Nancy, gdy, wtem... nadszedł list od staruszki.
Elżbieta i Laura rozmawiały na ten temat, zapominając, że Emilka siedzi na progu kuchni. Emilka wyobrażała sobie właśnie, że stoi w salonie królowej Wiktorji. Biało ubrana, pochylała się ku ręce królowej, gdy zbudził ją z marzeń ostry głos ciotki Elżbiety:
— Jak uważasz, Lauro, czy pozwolić Emilce na te odwiedziny u ciotki Nancy?
Emilka nadstawiła ucha. Jaki znowu wiatr powiał?
— Sądząc z jej listu, ona bardzoby pragnęła zobaczyć ją zbliska — odrzekła Laura.
Elżbieta żachnęła się.
— Kaprys, kaprys. Wiesz, jakie ona miewa przywidzenia. Zanim Emilka przyjedzie, kaprys minie. Nancy nie będzie już miała zastosowania dla małej.
— Tak, ale z drugiej strony, jeżeli jej dziecka nie poślemy, ona nam tego nie przebaczy, nam, albo Emilce. Będzie obrażona. Trzeba pozwolić Emilce spróbować szczęścia...
— Nie widzę o jakie szczęście ci chodzi. Jeżeli ciotka Nancy ma istotnie pieniądze poza swoją rentą roczną, a tego nikt nie wie napewno, chyba Karolina! Jeżeli zatem ma pieniądze, to pozostawi wszystko Priestom. Lili Priest jest jej ulubienicą. Ciotka Nancy zawsze wołała rodzinę swego męża, niż swą własną. Emilka może jej się podobać, one są dobrane wzajemnie, obie są nudne. Ale wiesz, jak ona się wyraża o rodzinie, ona i ta wstrętna stara Karolina.
— Emilka za młoda jest, aby zrozumieć — odrzekła Laura.
— Więcej rozumiem, niż wam się zdaje — krzyknęła Emilka od progu.
Ciotka Elżbieta drgnęła.
— Emiljo Starr, czy nie nauczyłaś się jeszcze, że nie należy podsłuchiwać?
— Ja nie podsłuchiwałam. Sądziłam, że wiecie o mojej obecności. Nie mam na to rady, że moje uszy słyszą. Dlaczego nie szeptałyście? Gdy szepczecie, wiem, że macie tajemnice i usiłuję nie słyszeć. Czy mam jechać w odwiedziny do ciotki Nancy?
— Jeszcze nie postanowiłyśmy nic w tej sprawie — odrzekła ciotka Elżbieta zimno. Emilka nie dowiedziała się niczego więcej przed upływem tygodnia. Sama nie wiedziała, czy chętnieby pojechała, czy nie. Ciotka Elżbieta zaczęła w tych dniach wyrabiać sery (Srebrny Nów znany był ze swych serów), Emilka przyglądała się temu zajęciu z zaciekawieniem i była tem pochłonięta. Pochłaniały ją również zabawy z Ilzą i z Tadziem i z Perrym. Bawili się w „Sen Nocy Letniej” i uważali, że jest to świetna zabawa. Tadzio namalował śliczne dekoracje na starych żaglach, których dostarczył Perry: Ilza sporządziła rekwizyty teatralne z papieru i bibułki, Emilka zaś opracowała dramat Szekspira, przystosowując go do okoliczności i warunków lokalnych. Następnie podzielili role między siebie: Emilka była Tytanją i Hermją, oraz szeregiem dobrych wróżek, Ilza była Hipolitą i Heleną, oraz szeregiem dobrych wróżek, a chłopcy byli tem, czego wymagał djalog w danych miejscach. Ciotka Elżbieta nie wiedziała o tem wszystkiem. Byłaby szybko położyła kres tej zabawie, bo uważała wszelki teatr za coś występnego. Ciotka Laura była dopuszczona do spisku, podobnie jak kuzyn Jimmy i Wysoki Jan.
Odjeżdżać chociażby na czas krótki od tego wszystkiego byłoby rzeczą przykrą, ale z drugiej strony Emilkę paliła ciekawość zobaczenia ciotki Nancy i jej domu w Księżym Stawie. Właściwie miała raczej ochotę jechać. Gdy zobaczyła, że ciotka Laura prasuje jej białą spódniczkę, a ciotka Elżbieta wydobywa z głębi strychu starą, zakurzoną walizkę, zrozumiała, zanim jej cokolwiek powiedziano, że odwiedziny w Księżym Stawie są rzeczą postanowioną: wyjęła więc z otomany list do ciotki Nancy i dopisała post scriptum, przepraszające za przedwczesny akt oskarżenia.
Ilza dąsała się o ten wyjazd Emilki. Perspektywa spędzenia samotnego miesiąca bez nieodstępnej towarzyszki nie uśmiechała jej się bynajmiej. Nie będzie już zabaw wieczornych przy świetle księżyca, nie będzie już z kim się kłócić. Zresztą Ilza nigdy jeszcze nie była u nikogo w odwiedziny, więc fakt ten sprawiał jej podwójną przykrość.
— Jabym za nic na świecie nie pojechała do Księżego Stawu — rzekła Ilza. Ten dom ciotki Nancy jest nawiedzany przez duchy. Tam straszy.
— Nieprawda.
— Owszem! Tam straszy duch, którego się czuje i słyszy, a którego widzieć nie można. Och, nie chciałabym za skarby być na twojem miejscu! Ciotka Nancy jest wstrętną babą, a ta starucha, która z nią mieszka, jest czarownicą. Ona rzuci zły urok na ciebie. Wyjedziesz stamtąd, ale umrzesz wkrótce potem.
— Nie umrę... ona nie jest czarownicą!
— Jest! Za jej sprawą szczekają co noc kamienne psy z obu stron zajazdu. Gdy tylko ktoś podejdzie, wydają dźwięk: ham, ham, ham! ....
Ilza była urodzoną deklamatorką. Jej ham, ham, ham było przejmujące. Ale było to za dnia, a Emilka była waleczna jak lew przy dziennem świetle.
— Zazdrosna jesteś — rzekła i odeszła.
— Bynajmniej, ty nędzna istoto — wołała za nią Ilza. — Fumy ma, bo jej ciotka posiada kamienne psy przy bramie zajazdowej! Ja znam w Shrewsbury kobietę, która ma stokroć „kamienniejsze” psy, niż twoja ciotka!
Ale nazajutrz zrana żegnała Ilza serdecznie Emilkę i zobowiązała ją do pisywania raz na tydzień. Emilka miała jechać do Księżego Stawu ze starym Kellym. Ciotka Elżbieta miała zamiar odwieźć ją, ale nie czuła się dobrze tego dnia, a ciotka Laura nie chciała pozostawić siostry samej. Kuzyn Jimmy naprawiał płot. Emilka nie byłaby mogła pojechać w oznaczonym terminie, a to byłoby wysoce niewłaściwe, gdyż oznajmiono jej przyjazd ciotce Nancy na dany dzień, a ciotka Nancy nie lubiła czekać daremnie. Gdyby Emilka nie zjawiła się punktualnie przed obliczem ciotki Nancy, ta byłaby zdolna zatrzasnąć spóźnionej drzwi przed nosem i kazać jej wracać do domu. Tylko to przeświadczenie mogło skłonić Elżbietę Murray do powierzenia Emilki staremu Kelly’emu.
Emilka była zachwycona. Lubiła starego kupca i uważała tę wyprawę w jego czerwonym pojeździe za istną przygodę.
— Cieszę się — mówił stary Kelly po drodze — zawsze lubiłem jeździć z ładnemi dziewczętami. A kiedyż ślub?
— Czyj ślub?
— Święta naiwności! Twój własny, rzecz jasna!
— Nie mam zamiaru wyjść zamąż — rzekła Emilka, naśladując wcale nieźle ton i sposób mówienia ciotki Elżbiety.
— Hm, sama panna Elżbieta lepiejby nie powiedziała... Może i racja...
— Miałam na myśli — rzekła Emilka, przerażona, że może uraziła starego Kelly’ego tą odprawą wszystkich mężczyzn — że jestem za młoda, aby wyjść zamąż.
— Im młodsza, tem lepiej. A tu oto jest pudełko cukierków dla ciebie. Stary Kelly zawsze częstuje damy. A teraz opowiedz mi o nim.
— O kim?
— O twoim chłopcu, naturalnie.
— Ja nie mam mego chłopca. Panie Kelly, nie powinien pan rozmawiać ze mną o takich rzeczach.
— Zapewne, gdybym był wiedział, że to niepożądany temat. Ale ja źle nie myślałem, wierz mi poprostu trafiłem kulą w płot.
Nastąpiło dłuższe milczenie. Emilka przyglądała się krajobrazowi i już zaczynała snuć w duszy marzenia, już jej świtały nowe rymy...
— A więc jedziesz w odwiedziny do starszej pani z Księżego Stawu? — spytał znowu stary Kelly. — Nigdy tam nie byłaś?
Nie.
— Tam jest istne zatrzęsienie Priestów. To jest ród równie dumny jak Murrayowie. Ale słuchaj, drogie dziecko — dodał stary Kelly, zniżając głos — nie wychodź nigdy zamąż za żadnego z Priestów.
— Dlaczego? — spytała Emilka, która nie miała zamiaru wyjść za Priesta, ale ciekawa była, dlaczego nie ma tego uczynić.
— Oni są trudni w pożyciu. Ich żony umierają młodo. Starsza pani z Księżego Stawu pochowała wprawdzie swego męża, ale ona miała szczęście Murrayów. Jedyny przyzwoity Priest jest to Garbus Priest, a on jest za stary dla ciebie.
— Ilza mówi, że Karolina Priest jest czarownicą.
— Możliwe. Zawsze lepiej mieć się na baczności. Masz, weź do kieszeni tę podkowę końską i rób nią znak krzyża, gdybyś się znalazła w trudnem położeniu. Nie będę ci przeszkadzać, jeżeli zapalę fajkę?
Nie, Emilce nie przeszkadzało to bynajmniej. Mogła przynajmniej puścić wodze swym myślom, a były one znacznie przyjemniejsze, niż te opowiadania starego Kelly’ego. Droga do Księżego Stawu była śliczna, wiła się wzdłuż zatoki. Jechali przez mosty na rzekach i strumieniach, a po lewej ręce odsłaniały się widoki na coraz to inne stawy i jeziora. Wreszcie ujrzeli największe z nich: Księży Staw. Emilka chciwemi oczami wchłaniała ten krajobraz, pełen uroku i postanowiła nagle, że musi co rychlej opisać dokładnie to, na co patrzy. Zapakowała przezornie do walizki księgę oprawną kuzyna Jimmy.
Skręcili tuż nad jezioro. Boczna droga prowadziła do siedziby ciotki Nancy, zwanej również Księżym Stawem. Powietrze było tu rzadsze, chłodniejsze, niż w Srebrnym Nowiu. Kwiaty upajająco pachniały dokoła. Emilka zmartwiona była, gdy zajechali przed bramę, że ta czarowna podróż już się skończyła. Przed tą bramą widniały dwa wielkie psy kamienne o ponurych fizjonomjach.
Wielkie drzwi, prowadzące do hallu, stały otworem. Na progu stanęła drobna postać kobieca. Stary Kelly zaczął się śpieszyć. Postawił szybko na ziemi Emilkę i jej walizkę, uścisnął jej rękę i szepnął: „Nie zgub aby podkowy. Do widzenia. Miej zimną głowę, a gorące serce”. Zniknął, zanim stara kobieta zbliżyła się do nich.
— A więc to jest Emilka ze Srebrnego Nowiu!
Słowa te wypowiedział ostry, nieomal piskliwy głos kobiecy. Szczupła dłoń, twarda i koścista, objęła jej rączkę i skierowała ją ku drzwiom. Nie było tu czarownic, zapewne, niemniej Emilka dotknęła ręką końskiej podkowy w kieszeni.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Maria Rafałowicz-Radwanowa.