Dziennik podróży do Tatrów/Bruśnik. — Paleśnica. — Sącz nowy i stary. — Kasperek

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Goszczyński
Tytuł Dziennik podróży do Tatrów
Wydawca B. M. Wolff
Data wyd. 1853
Druk C. Wienhoeber
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
BRUŚNIK. — PALEŚNICA. — SĄCZ NOWY I STARY. — KASPEREK.
29 Kwietnia.

Dzień pogodny i wcale ładny. Ale nim rozpocznę dalszy opis drogi naszéj prostéj, powiém słów kilka z powodu wsi Bruśnika, gdzieśmy dziś na chwil kilka zboczyli. Leży on o trzy mile na wschód Lusławic. Oto jest co mi jego właściciel opowiadał: zapisuję tę powieść dla jéj związku z dziejami Aryanów.
Na polach Bruśnika znajduje się pieczara znacznéj długości. Służyła ona Aryanom, podczas ich prześladowania w Polsce, do tajemnych schadzek. Wchód jéj zawalony dziś kamieniami, ale przed laty kilkunastą można było jeszcze zwiedzać jéj wnętrze. Ma ono być starannie urządzone sztuką ludzką; schody były wygodne i nienaruszone. Dziś mniemanie ludu złożyło w niéj niezmierne skarby, których czarci strzegą. Na dowód że tak jest, przywodzą powieść o kulawym ślósarzu z Bruśnika, który niedawno umarł. Dowiedział się on, niewiadomo jakim sposobem, że czarci w pewne święta rozchodzą się na jutrznie i zostawiają pieczarę bez żadnéj straży. Korzystając z tego a pragnąc pieniędzy, udał się do pieczary w porze przyjaznéj, znalazł w saméj rzeczy jak żądał, nabrał pieniędzy ile mu się podobało, i szczęśliwie wrócił do domu. Ta wyprawa zachęciła do drugiéj i więcéj. Zawsze mu się udawało. Raz, chciwszy nad zwyczaj, zabawił się rabunkiem dłużéj niż wypadało, w tém czarci nadbiegają i łapią go na gorącym uczynku: nie dał się schwytać to prawda, uśpieszył wymknąć się za drzwi, ale kiedy dla większego bespieczeństwa chciał je zamknąć za sobą, zatrzasł z takim pośpiechem że mu piętę ucięły; od czego do śmierci już chromał.
Teraz wracam do naszéj podróży.
Od Zakliczyna po pod klasztór Bernardynów, zwraca się droga na wieś Paleśnicę, między wysokie wzgórza. Ta część drogi nie jest przyjemna. Głęboki wąwóz, koryto potoku Paleśnicy, które trzeba kilkadziesiąt razy przekroczyć, wzgórza po obu stronach jednotonne i niebujnym lasem porosłe, wieś Paleśnica długa, nieporządna, oto są przedmioty całomilowéj podróży. Ale jest to droga jak każda wiodąca do miejsc błogosławionych. Zaledwo bowiem opuści się Paleśnica, wnet wjeżdżasz na szeroki, bity gościniec pomiędzy pięknym jadłowym lasem. Nie zdejmuje on z ciebie trudów od razu, bo idzie przykro i długo pod górę, ale za to wyprowadza cię na szczyt Posadowéj, skąd ci okazuje na ogromnéj przestrzeni, najwdzięczniejszy kraj, i wygodnym szlakiem spuszcza się ku niemu.
Tu się już zaczynają położenia nacechowane urokiem, który górom tylko jest właściwy. Rozległe lasy z drzew wszelkiego rodzaju, pomiędzy niemi przeglądające gdzie niegdzie skały; wzgórza, tu położyste i jakby splecione jedne z drugiemi, tam wznoszące się pojedynczo i stromo jak piramidy, towarzyszą podróżnemu aż na równie, gdzie go znowu wita Dunajec pożegnany przy Melsztynie. Ulubione to dziecię Tatrów już nieprędko spuści nas z oka.
Wkrótce mijamy miasteczko Zbyszyce. Jeszcze para przykrych długich gór i oto widziemy się nad rozległą, śliczną doliną Sandecką. Trzy rzeki ją przeplata: Dunajec, Poprad i Kamienica. Pośrodku doliny, osadzony w zbiegu tych rzek, Nowy-Sącz, błyszczy niemi jak wieniec rozpuszczonemi wstęgami... Chciałbym opisać tę dolinę — ale w téj chwili jest to nad moje siły.
Niepodobna wyliczyć wiosek co ją zaludniają; niepodobna ująć w wyrazy uroczego, tysiąc-kształtnego poplecienia dolin, gór, lasów, które składają czarodziejski jéj okręg. Od południa mianowicie wzgórza utworzyły majestatyczną budowę. Rosną one stopniami do kilku piąter, a każde krocie stóp liczy; a każde piątro, a każdy parów, zdaje się wabić do siebie: «macie tu drabinę z pól, z lasów, macie tu niskie, tajemne uliczki; temi uliczkami, po téj drabinie, do nich, do Tatrów!» — One tak wzywają, a Tatry szczyt ich szczytów, zasłaniają się chmurami i odsłaniają, jak owe w dawnych wiekach czarodziejki, igrające ze swojemi kochankami. Pod takim urokiem przebiegłem dolinę i doścignąłem Nowego-Sącza.
To miasto, stolica dzisiaj obwodu tegoż nazwiska, leży na wysokim brzegu Dunajca, oblane z drugiéj strony Kamienicą. Dawniéj otoczone było murem i okopem, których ślady dotąd jeszcze trwają. Zamek od Szwedów nadburzony, wali się częściami w podrywający jego posadę Dunajec. Nowy Sącz można liczyć jeżeli nie do największych, to do najporządniejszych miast w Galicyi.
O milę od niego leży Stary-Sącz, starém miastem tu zwany. Droga między niemi równa i wyborna. Na ścianach Lazaretu wojskowego który stoi blisko Popradu, oznaczono wysokość do jakiéj pamiętna powódź 1813 roku, zalewała tę dolinę.
Stare miasto słynie Klasztorem Panien Franciszkanek, założonym od żony Bolesława Wstydliwego, Świętéj Kunegundy, gdzie też Księżna ta przepędziła ostatnie lata swojego życia i umarła. Zakonnice chowają dotąd jéj zasłonę i obraz przed którym się modlić zwykła była. Wczasie odpustów rozdają nabożnym po kawałku z téj zasłony, ale skutkiem cudu nigdy zasłony nie ubywa; obraz ma tę własność, że odzież otarta oń, niszczy choroby i zabespiecza od nich.
Między ludem tutejszym przechowuje się piękna powieść o Kasperku. Kasperek był jednym z mieszczan i kupców Starego Sącza. Pewnego razu kupił on na Węgrach wino, ale Węgier przez omyłkę między beczkami wina, wydał mu beczkę z pieniędzmi. Poznawszy omyłkę, żądał od Kasperka zwrotu téj beczki, Kasperek się zaparł: Węgier zrobił mu proces i pociągnął do przysięgi. Kasperek przysiągł tą rotą: jeżeli nie mówię prawdy, niech mię nie przyjmie po śmierci ani ogień, ani woda, ani ziemia, ani piekło, ani niebo. Wkrótce umarł, ale nie było sposobu go pochować: zakopany w ziemię, nazajutrz leżał na wierzchu; wrzucany w ogień, nie gorzał; zatopiony, wypływał na brzeg; a zarazem włóczył się przez całe noce na białym koniu po ulicach miasta: nikomu nic złego nie robił, był nawet tak powolny że przez okno zaziérał kiedy go zawołano po imieniu, tylko wiecznie milczał. Dopiéro pewnéj czarownicy udało się go zwabić i zaspokoić pogrzebem nowego rodzaju, oto powiesiła go na włosku; w téj więc postawie usechłszy i w proch się rozsypawszy, zakończył swoją nocną jazdę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Goszczyński.