Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tatrów!» — One tak wzywają, a Tatry szczyt ich szczytów, zasłaniają się chmurami i odsłaniają, jak owe w dawnych wiekach czarodziejki, igrające ze swojemi kochankami. Pod takim urokiem przebiegłem dolinę i doścignąłem Nowego-Sącza.
To miasto, stolica dzisiaj obwodu tegoż nazwiska, leży na wysokim brzegu Dunajca, oblane z drugiéj strony Kamienicą. Dawniéj otoczone było murem i okopem, których ślady dotąd jeszcze trwają. Zamek od Szwedów nadburzony, wali się częściami w podrywający jego posadę Dunajec. Nowy Sącz można liczyć jeżeli nie do największych, to do najporządniejszych miast w Galicyi.
O milę od niego leży Stary-Sącz, starém miastem tu zwany. Droga między niemi równa i wyborna. Na ścianach Lazaretu wojskowego który stoi blisko Popradu, oznaczono wysokość do jakiéj pamiętna powódź 1813 roku, zalewała tę dolinę.
Stare miasto słynie Klasztorem Panien Franciszkanek, założonym od żony Bolesława Wstydliwego, Świętéj Kunegundy, gdzie też Księżna ta przepędziła ostatnie lata swojego życia i umarła. Zakonnice chowają dotąd jéj zasłonę i obraz przed którym się modlić zwykła była. Wczasie odpustów rozdają nabożnym po kawałku z téj zasłony, ale skutkiem cudu nigdy zasłony nie ubywa; obraz ma tę własność, że odzież otarta oń, niszczy choroby i zabespiecza od nich.