Dziennik podróży do Tatrów/Świat duchowy Podhalan. Strzygi, Upiory, Wiłkołaki, Bogińki, Dziwożony

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Goszczyński
Tytuł Dziennik podróży do Tatrów
Wydawca B. M. Wolff
Data wyd. 1853
Druk C. Wienhoeber
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ŚWIAT DUCHOWY PODHALAN.
STRZYGI, UPIORY, WIŁKOŁAKI, BOGIŃKI, DZIWOŻONY.
26 Maja 1832.

Winienem pośrednictwu pani T... ważne dzisiaj posiedzenie ze starą góralką. Przedmiotem głównym naszéj rozmowy, był świat nadzmysłowy Podhalan. Słyszałem już o tém nie mało z różnych stron; stara Plewina zbogaciła znacznie zapas moich wiadomości. — Gdybyż jeszcze chciała była wypowiedzieć wszystko co wie, ale widziałem, że nie śmiała otworzyć się do dna: na co zresztą trzeba być przygotowanym z temi ludźmi, a przez naszą winę. Nie łatwo nam zetrzeć z czoła naszego, tę plamę Kaimową, za zabijanie rozumem ducha; my nie wiemy o niéj, ale ją lud widzi, i żebyś niewiedzieć co robił, ma się przed tobą na baczności jak przed wężem; wiele, wiele potrzeba aby ci się zupełnie powierzył. Wszakże znalazłem moją góralkę mniéj zamkniętą, niżlim się spodziewał, i w istocie rozmawiałem z nią w tak dobréj wierze, z powagą tak odpowiednią przedmiotowi rozmowy, że musiała to czuć i widzieć.
Z podobną przeto szczerością, opowiadała mi przykład z własnego swego życia, dowodzący istnienia złośliwszych duchów zwanych strzygami. Była wówczas młodą jeszcze dziewczyną, kiedy jednéj nocy poczuła przez sen boleść ręki, jakby od ukąszenia. Ocknęła się natychmiast i czuła coś około siebie, nie mogła widzieć dla ciemności mocnéj, ale strach ten zdawał się jéj mieć postać ludzką. Zniknął skoro się zbudziła, zostawił tylko na jéj ręku ślad zębów jakby ludzkich, co nazajutrz po dniu widziała i nosiła przez dni kilka. Szczęście jéj że się obudziła, bo strzyga dusi ludzi jak upiór, albo je zabija wysysaniem krwi podobnie jak upiór. Strzygi, strzygonie są więc rodzajem duchów złośliwych, nowych, mających pokrewieństwo z upiorami, może nawet są tém samém, tylko pod inném nazwiskiem: nie mogę przynajmniéj schwycić, w zbyt ogólném opisywaniu, charakterystycznych rysów im tylko właściwych.
Upiory grają i na Podhalu tę samą krwawą rolę co w całéj Słowiańszczyznie. Straszna ich głośność uwalnia mię od przytaczania co tutaj o nich słyszę, nie chcę powtarzać rzeczy powszechnie wiadomych.
Do tego plemienia należą jeszcze wiłkołaki. Wiłkołak jest to człowiek żyjący, ale pod przeklęstwem, które go zmusza niekiedy przeobrazać się w wilka i w téj postaci złe wyrządzać: jest to mocniejsze od jego woli ludzkiéj, jest to kara, przeklęstwo za jakąś zbrodnię, stan pokutny najcięższy, bo jeszcze bardziéj pogorsza dole człowieka. Znałem na Ukrainie młynarza: był to starzec, rządny gospodarz, człowiek uczciwy, ale w mniemaniu swoich sąsiadów uchodził za wiłkołaka. Mówiono o tém z pewném politowaniem dla niego, jak o nieszczęściu fatalném, ale zarazem bano się go. Wiłkołak jest także powszechnie znany w naszym kraju, ale nie wszystkim zapewne wiadomo, jakim sposobem człowiek wiłkołak przemienia się w wilka. Oto po prostu, ile razy napada go ta konieczność, wychodzi na pień zrąbanego drzewa, daje z niego koziołka na ziemię i powstaje wilkiem. To samo robi, kiedy ma wrócić do ludzkiéj postaci.
Wiłkołak jest jedną ze złych istot najszkodliwszych. Niszczy bydło, rzuca się na ludzi; jest to niejako wyższy stopień wściekłego wilka, dla tego rzuca wielki postrach na swoją okolicę; sprawa z nim trudniejsza jak z wilkiem zwyczajnym.
Inne jest plemię, różne od wymienionych dopiéro złośliwych duchów, plemię Boginiek. Bogińka, może się uważać za to samo co francuzka e; jest ona pokrewna Rusałkom, Ondynom i im podobnym. Mówiąc nawiasem, ta nazwa bardzo mi się podoba i najlepiéj według mnie, odpowiada francuzkiéj nazwie fée.
Bogińki góralów zaludniają lasy, wody, góry, jak starożytne greckie nimfy i Dryady. Posłania ich są fantastyczne i wdzięczne. — Trwożą one ludzi, zwodzą, wyrządzają psoty, za to niekiedy sprzyjają im, służą w dobrém usposobieniu; mało albo nic nie różnią się pod tym względem od ludzi. Jedném słowem mają te same przymioty co ich pokrewne w innych krainach. Nie mam szczegółów, któreby mi posłużyły do dobitniejszego ich opisu.
Najobszerniéj rozpowiadają tu o Dziwożonach. Jest to także ród istot nadprzyrodzonych, utwór zdaje się góralów i im samym tylko właściwy.
Jak Rusałki, lubo istoty złośliwe, są jednak przez formę swoją wietrzne, piękne, wabiące, w harmonji z przyrodną sobie ziemią, tak Dziwożony mają rysy charakterystyczne odpowiednie więcéj surowości i dzikości ojczystéj okolicy: całe ciało niezwykle kosmate, włos głowy długi rozpuszczony, piersi nadzwyczajnéj wielkości; na głowie czerwona czapeczka z gałązką paproci. Ulubioném ich pożywieniem jest jakieś ziółko zwane: słodyczka.
Dziwożony najstraszniejsze były matkom, ponieważ porywały im dzieci. Dla tego czatowały przy chatach położnic i skoro znalazły chociażby matkę ale bez mężczyzny w domu, brały niemowlę a na jego miejscu zostawiły swoje, które są zazwyczaj krzykliwe, złe, bardzo brzydkie, jedném słowem rodzaj wyrodka. Wszakże można odzyskać porwane dziecię następnym sposobem: skrzywdzona matka wynosi podrzutka na śmietnik, smaga go rózgą, napawa ze skorupki jaja, i woła: odbierz swoje, oddaj moje! Dziwożona, tknięta w macierzyńskie uczucie płaczem bitego dziecka, odnosi pokryjomu porwane dziecię, a swoje na powrót zabiéra.
Dziewczyny nawet dorosłe nie były od nich bezpieczne: trafiały się częste wypadki porywania ich przez Dziwożony.
W téj osnowie opowiadano mi następną powiastkę miejscową. Jednego dnia zniknęła nagle z Łopusznéj młoda i ładna dziewczyna; gdzie i w jaki sposób? żadnego nie było śladu. Długi już czas upłynął od tego zniknienia, kiedy jeden z mieszkańców Łopusznéj, zaprowadzony jakąś potrzebą w głębią gór Łopuszańskich, ujrzał u jednego potoku, śród największéj dziczy, dziewczynę piorącą bieliznę. Zbliżył się i poznał dziewczynę zginioną. Ta poznała go równie, opowiadała że ją Dziwożony porwały i w końcu błagała aby ją z rąk ich wybawił. Góral chętnie się do tego przychylił, a ponieważ pora obecna nie była po temu, umówiono więc pewien dzień, w którym ona znowu prać tu przyjdzie, a góral przyjedzie konno. Góral dotrzymał umowy, przyjechał w dzień naznaczony, znalazł dziewczynę, schwycił ją na koń i ruszył ku wsi. — Ale Dziwożony postrzegły to i puściły się w pogoń takim pędem, że już, już dościgały uciekających.
Było to właśnie śród łąki na któréj gdzie niegdzie rosły gromadami kwiatki, dzwonki zwane. Dziewczyna widząc niebezpieczeństwo krzyknęła do towarzysza: trzymaj się dzwonków! Góral usłuchał i kierował ciągle konia między dzwonkami, do których Dziwożony, przez jakąś tajemniczą własność tego kwiatu, przystąpić nie mogły; kiedy więc musiały kołować, przez ten czas uciekający, mając drogę prostszą, wymknęli się z dziczy i do wsi dobiegli.
Dziwożony, podobnie jak Rusałki, śmiałe są tylko z kobietami, lękają się mężczyzn. — Zdarzyło się raz, że góral nadybał Dziwożonę w swojéj rzepie, po prostu na kradzieży. — Dziwożona zdołała się wymknąć, ale została w ręku górala jéj czapeczka: nieboga przybiegła w wieczór pod jego okna i śpiewała żałośnie:

Chłopeczku, chłopeczku wróć moją czapeczkę,
Nie będę już chodzić na twoją rzepeczkę.

I tak go błagała dopóki jéj nie oddał zdartéj czapeczki.
Dziwożony miały zapewne i mężów, ponieważ miewały dzieci, ale tego szczegółu rozjaśnić sobie niemogę, nic o tém dotąd nie słyszałem.
Nie wiem jaka była obszerność ich dziedziny, czy obejmowała całe Podhale, czy jego część pewną; to tylko niewątpliwe, że Dziwożony przemieszkiwały w okolicach Łopusznéj. Pokazywano mi pieczarę, gdzie przed laty miało być główne siedlisko Dziwożon. Leży ona w urwistym boku Małogóry, na polach Łopusznéj, nad potokiem zwanym takoż Łopuszną. Otwór pieczary zawalony dzisiaj takiemi głazami, że potrzeba ciężkiéj i długiéj pracy, aby go oczyścić. Wewnątrz jéj ma się znajdować pełno dziwów do niewypowiedzenia: podziemne przechody w różnych kierunkach a długie na wiele mil; złote mosty na podziemnych wodach; ściany z drogich kamieni i tym podobne bogactwa i osobliwości.
Zastanawiając się nad stanowiskiem dziwożon, widzę w tém pewien ślad pobratymstwa wyobrażeń między naszym ludem góralskim a ludami wschodniemi. Wiadomo, że Diw wschodni jest rodzajem złośliwego geniusza, nasze dziwo, w najwłaściwszém znaczeniu tego słowa, odnosi się głównie do zjawiska mniéj więcéj potwornego i odpowiada zupełnie wyobrażeniu ducha, który na wschodzie zowie się Diw i jest w pewném pokrewieństwie z naszą Dziwożoną.
Nie ja pierwszy jestem uderzony tém powinowactwem niektórych wyobrażeń duchownych naszego ludu, z wyobrażeniami duchownemi wschodu. Już Staszyc mówi w swoim Ziemiorodztwie, że mu się zdarzało słyszéć między góralami Karpackiemi, nazwiska duchów znane w mitologii perskiéj: wymienia nawet niektóre, ale ich nie pamiętam. Stąd nie kładę téj okoliczności na karb przypadku, obyczajem bardzo wygodnym, który szybko rozstrzyga wszelką zagadkę, ale jéj nie rozwiązuje.
Ja przynajmniéj, nie mam po prostu odwagi, rozwiązywać tym sposobem podobnych zagadnień. Tyle razy musiałbym uciec się do przypadku, że w krótce oburzyłbym się na siebie i możebym sobie powiedział: ej! głupi jesteś!
Nie tu miejsce wymieniać te wszystkie przypadki które mam pod ręką, ale mniemam że i tu jest miejsce życzyć, abyśmy bez uprzedzenia zwrócili latarkę naszych badań w tym kierunku. Kto może naprzód wiedzieć na co padnie jéj światło, co nam odkryje?






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Goszczyński.