Don Felix de Mendoza/Akt piérwszy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lope de Vega
Tytuł Don Felix de Mendoza
Data wyd. 1830
Druk Drukarnia Manesa i Zymela
Miejsce wyd. Wilno
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

AKT PIÉRWSZY.

SCENA  I.
KRÓL i HRABIA.
Król.

Cóż więc, gdy los Elwiry mnie obchodzi, gdy o wyborze iéy małżonka zamyślam; ty, Hrabio, od moiego dworu pod próżnym pretextem ią oddalasz?.. iest to źle tłumaczyć dobrodziéystwa moie.

Hrabia.

Nayjaśniéyszy Panie! do twych rozkazów stosować się, było zawsze powinnością moią; Elwira list móy odebrała. Ona powraca, i tego wieczora ieszcze będzie w Saragossie.

Król.

Dość na tem Hrabio; o przyszłości więcéy nie mówmy. Ja biorę na siebie powodzenie się Elwiry, chcę uszczęśliwić wyborem godnego iéy męża. Więc od téy chwili porzuć wszelką, niespokoyność.

Hrabia.

Najjaśniéyszy Panie! polegam ná iego łaskawości, (na stronie) lękać się nie przestaię.

SCENA  II.
KRÓL, HRABIA, i DON CEZAR.
Don Cezar.

Kawalerzysta Kastylski prosi o zaszczyt stawienia się przed Waszą Królewską Mością.

Król.

Niech ma wolne wniyście.

SCENA  III.
KRÓL, HRABIA, DON FELIX i RAMIR.
Don Felix (rzucaiąc się do nóg Króla).

Wielki Królu! pod którego prawami kwitnie Aragonia, Sycylia i Neapol, pozwól, niech żołnierż kastyliyski twego łaskawego wsparcia błaga, przeciwko swoim nieprzyiaciołom.

Król.

Powstań, na twéy skroni iaśnieie dzielne znamie waleczności; niemogę ci odmówić pomocy moiéy. Cóż cię do Aragonii sprowadza?

Don Felix, (pokazuiąc mu list).

Pierwéy, nim powód przybycia mego wyłożę, racz Nayjaśniéyszy Panie, list ten przeczytać.

Król (odbieraiąc list).

(do Hrabiego) Hrabio, zostaw nas... Ktoż do mnie pisze?

(Hrabia odchodzi).
Don Felix.

Nayjaśniéyszy Panie! iest to ręka pewnéy damy, którą przy Wittoreal spotkałem.

Król (otwieraiąc list).

Imie iéy?

Don Felix.

Rozkazała służącym kryć ie przede mną.

Król. (na stronie).

To Elwira — czytaymy — (czyta).
Nayjaśniéyszy Panie!
„Don Felix de Mendoza był przymuszonym opuścić dwór Kastyliyski dla przyczyn, które Waszéy Królewskiéy Mości przełoży. Ja naypokorniéy proszę o ich wysłuchanie, i o łaskawą pomoc przeciw iego nieprzyjaciołom, którzy na honor życie tego kawalera, czynią zasadzki. Męztwo iego, czyni go godnym tych łask o które błagam Waszéy Królewskiéy Mości. Jeżeli to otrzymam; wieczną wdzięczność przyrzekam.

Elwira de Tortosse.

(na stronie) Elwira powraca; i ten kawalerzysta może mi bydź pomocnym, (głośno). Don Felixie, daię ci schronienie w moim pałacu; będę miał staranie o tobie; nie lękay się — Król ci wsparcie obiecuie.

Don Felix.

Ach Królu! mogęż przelaniem wszyskiéy krwi moiéy, przekonać cię...

Król.

Gorliwość twoia, spokoynym mnie czyni. Don Felixie! powiedź tylko, iaka przyczyna była, iż życie twoie iest zagrożoném; i co cię przymusiło do opuszczenia Kastyliyskiego dworu?

Don Felix.

Po zawoiowaniu Antekieru, i Malagi Nayjaśniéyszy Panie! zakochałem się w pewney damie z Toledu, zwaney Blanką de Guman. Dotknęły ią zapały moie, i wkrótce usta iey upewniły mnie, że iéy czułość wyrównała gwałtowności płomieni moich. W każdym dniu tysiąc razy powtarzane wiecznéy stałości przysięgi, coraz mocniéy utwierdzały nasz związek. Westchnienia nasze, były temi westchnieniami drogiémi, które Bóg miłości szczęśliwym zsyła kochankom. Tak płynęły dni nasze: gdy wieść gruchnęła w Toledzie, że Almanzor na czele walecznych rycerzy występował Jaenu, w zamiarze odnowienia sławy swoiéy i nagrodzenia szkód przeszłych. Odgłos ten, ocknął uśpioną w bezczynności młodzież naszego dworu, i wszyscyśmy gotowali się na woynę, pod dowództwem Wielkiego Mistrza de Calatrave. Należało mi więc opuścić Blankę! Ileż móy odjazd też kosztował, tych pięknych oczu! Jak czułémi były pożegnania nasze — Zrobiłem złotą dewizkę, i w upominku iéy oddałem. Był to obraz Amura ze smutku na łonie Nimfy konaiącego. Lecz wchodząc w drobnostki, nudzę cię, Nayjaśniéyszy Panie.

Król.

Nie, nie, Mendozo, opowiedz mi wszystko dokładnie.

Don Felix.
Po wypędzeniu naiezdników i zupełném zwycieżęniu wóysk Almanzora, powracam do Toledu; lecz powrót móy, niestety! nie był życzliwym dla Blanki. Jak odmienną się pokazała! Jey zimne przyięcie, pomieszana postać, dowodnie mnie przekonały o moiem nieszczęściu. Jednego dnia, Don Szansz, krewny iéy, wyszedł z pałacu — Kawalerzysta ten, nie dzielił z nami niebezpieczeństw woyny, pędząc na dworze spokoyne i nieczynne życie. Zbliżyłém się do niego, i przy świetle iaśnieiącéy pochodni, uyrzałem na iego skroniu błyszczący dar miłości, który wiarołomna Blanka otrzymała ode mnie. Jakichże na ten widok wzruszeń doznałem! Don Szanszo, powiedziałem mu, ten upominek, będzie sprawiedliwszym znakiem, ieżeli zdradliwa Nimfa za karę złamania przysięgi, zginie sama z rąk obrażoney miłości. Don Szansz odpowiedział: Cóż szkodzi, iż ten Amur utraca życie, ieśli się odrodzi inny Nimfy godnieyszy? Godniéyszy, zawołałem; ach! to bydź nie może, i ieżeli nie wiesz o tém Don Szanszo, dowiedź się więc, że ten Amur mnie wyobraża — żartuiesz, odpowiedział szydersko, bo ia sam tylko zasłużyłem bydź miłym nieporównanéy Blance: Tu Nayjaśniéyszy Panie! potępiam moię porywczość, lecz nie byłem w stanie wstrzymać uniesienia mego: podniosłem rękę, i Don Szansz dobył szpady, wołaiąc na dworzan, ażeby mu nieśli pomoc. Niebezpieczeństwo, powiększyło moie męstwo: nacieram na mego rywala, topię miecz w piersiach iego, i przed tłuszczą goniących dworzan, chronię się. Noc ucieczkę moią kryie. Dochodzimy z mym sługą do domu iednego z przyiaciół naszych, który ułatwia nam naszę uciczkę: przybywamy do granic państwa twego Nayjaśniéyszy Panie. Los mnie tu przestał prześladować: znalazłem szlachetną damę, raczéy bóztwo łaskawe, któréy litości...
Hrabia (nagle wchodząc).

Nayjaśniéyszy Panie! Elwira przybyła.

Król.

Stało się. Hrabio! widzisz tu Don Felixa de Mendoze? On przybył z Kastylii dla przyczyn, w których chodzi o iego honor i życie. Król; Pan iego, dał mi dowody łask swoich; winienem się odpłacić. Daię przytułek Mendozie w mém Państwie: bezpieczeństwa iego, godniéy powierzyć nie mogę nikomu, lak troskliwości twoiéy; wiem, że żyiąc pod strażą twoią, zdrada mu nic zdziałać nie będzie mogła. Masz go więc strzedz, a następnie, zań odpowiedzieć.

Hrabia.

Wielki Królu! Sława moia, polega na posłuszeństwie prawom i Waszéy Królewskiéy Mości.

Król (odchodząc).

A moia, łzy nieszczęśliwym ocierać.

SCENA  IV.
HRABIA, DON FELIX i RAMIR.
Hrabia.

Tak, Panie Felixie de Mendozo, użyię wszelkich starań, dla dopełnienia zleceń Królewskich. Chociażby tu tysiączne stawiano sieci na życie twoie; moia czynność, pozbawiać cię spokoyności niepowinna.

Don Felix.

Panie, wiele ci iestem obowiązany; nieprzyiaciele bowiem moi, zapewne nie ośmielą sie nastawać na życie, które zasłaniać przedsięwziąłeś.

Hrabia.

Gdyby nawet ośmielili się, pociski ich nie dóyda do ciebie. Panie Don Felix, proszę ze mną.

Don Felix.

Idę — lecz pozwól Mości Hrabio! niech pierwéy słudze moiemu dam niektóre zlecenia.

(Hrabia odchodzi).
SCENA  V.
DON FELIX i RAMIR.
Ramir.

Los nasz, Panie, pogodniéyszą widzę postać bierze na siebie.

Don Felix.

Tak; spokoyniéyszym się bydź widzę, znalazłszy w nieszczęściach moich tak przychylną obronę. Nazwać się będę mógł szczęśliwym, ieżeli nowa miłość, nie zaburzy pomyślności dni moich.

Ramir.

Móy Panie kochany, przestańże się frasować, odday się spokoyności, zaniechay tę kłopotliwą miłość, która iuż tylu nieszczęść stała się przyczyną. Doprawdy, doprawdy! źyczenie moie prawdziwe. Lękać się bowiem nawet trzeba gniewu Nieba, tak źle przyymuiąc łaski Jego.

Don Felix.

O nadludzka piękności!

Ramir (na stronie).

O arcy-głupi.

Don Felix.

Nie... Nie, nigdy ia szczęśliwym nie będę — miłość, okrutna miłość wszędzie mię ściga — Zdradzony od téy, którą ubóstwiałem, która mi wierność przysięgła; dla drugiéy, bezwzaiemną pałam miłością. Tak, ia to bóztwo, które uyrzałem przy Willareal, podobno iuż nigdy nie uyrzę.

Ramir.
Panie! dobry móy Panie! przestańże się iuż smucić, bo iak Pan rozczulisz mnie, to dalibóg będę płakał; a tak płakać, że łzy płynąć będą z moich oczów, iak gdy po wielkim deszczu, woda z ryny płynie.
Don Felix. (niezważał na iego słowa, po krótkiem namyśleniu się).

Ramirze, dziś chcę doświadczyć twoiéy wierności i twego przywiązania ku mnie — Koniecznie dowiedzieć mi się potrzeba, co to była za dama? Powierzam więc tobie ten interes; oto masz pieniądze na drogę : wybieray się.

Ramir.

Spełnię co mi Pan rozkazniesz — ale...

Don Felix.

I cóź, ale... mów śmiało.

Ramir.

Ale kiedy póydę szukać owey Imościanki, pan tu zostaniesz bez obrony. Nie chwaląc się bowiem, męztwo moie zasłoniłoby Pana od wszelkich niebezpieczeństw. Wszak widziałeś Pan, iakem się odważnie potykał uciekaiąc z dworzanami Don Szansza.

Don Felix (uśmiechaiąc się).

Bądź spokoynym o mnie.

Ramir.

Więc idę. (chce odchodzić, w tém się obraca zadziwiony), dalibóg... czy to na jawie... to ona... ta dama... Panie... Panie... Panie...

Don Felix.
Mamże wierzyć oczom moim?
Ramir.

Wierz im Pan ze wszelką pewnością.

SCENA  VI.
DON FELIX, RAMIR, ELWIRA, HRABIA, BEATRIXA.
Hrabia.

Tak, siostro moia, oto iest gość, którym nas Król darzy; pomoż więc mi przyiąć go należycie.

Elwira.

Uczynię to, co będzie w mocy moiéy.

Ramir (witaiąc Elwirę).

Błogosławię nieszczęściu, które mię zbliża do Pani.

Hrabia.

Wierz mi Don Felixie, że los twóy tak mą siostrę obchodzi, iak i mnie samego.

Don Felix.

Brat godny Pani, przez to upewnienie, osładza srogość przeznaczenia moiego. Lecz cóż mówię! osładza... iuż okrutna pamięć nieszczęść moich zaciera się w umyśle moim.

Elwira.
O to się starać powinnością naszą będzie. Lecz bracie, czyż doniosł kto Królowi, żem przyszła złożyć mu moie uszanowania, i powitać iako Pana?
Hrabia.

Właśnie nadchodzi Don Cezar, któremum kazał uwiadomić Króla o tém. Wolneż wniyście do...

Don Cezar.

Król przed kilku minutami wyiechał na szpacyer.

Hrabia.

Odłóżmy więc to Elwiro na czas dalszy.

Don Cezar (odchodzi).

Don Felixie, musisz zapewne bydź znużony podróżą, potrzebuiesz zatém spoczynku — Elwiro, wskaż drogę do sali w ogrodzie będącéy; wnet tam za wami pośpieszam.

Beatrixa (do Ramira, na stronie).

List nasz, iak widzisz, cuda czyni.

Ramir.

Zapewne, to nie lada korzyść, mieć Króla iakby w rękawie. (odchodzą).

SCENA  VII.
HRABIA I ALONZO.
Hrabia.

Alonzo! siostra moia nakoniec wróciła z rozkazu króla do Saragossy: znowu ona okazała się na iego dworze. Xiąże ten, zawsze czuły na iéy wdzięki, staie się przyczyną niespokoyności moiéy...

Alonzo.
Niespokoyność twoia, Mości Hrabio, nie iest gruntowną, powinieneś więcéy obiecywać sobie z miłostek Króla — On może zaślubić siostrę Hrabiego de Tortosse, bez naruszenia własnéy powagi; zdziałać może, iż będąc piérwszym Hetmanem Aragonii, piérwsze osiądziesz miéysca: krew bowiem, z któréy pochodzisz, czyli w świetności nie równa się królewskiéy?
Hrabia.

Polityka temu królowi inny wybor zaleca. Lękam się miłości która obraża móy honor, a tém bardziéy iestem nieszczęśliwszym, iż niezdołam zakryć wstydu moiego, który śmiercią tylko przypłacę.

Alonzo (szukaiąc czegoś po kieszeniach).

Polegay, Panie, na Elwirze... Jéy cnota...

Hrabia.
Jéy cnota! ta słaba zasłona, długoż się będzie mogła oprzeć młodemu i rozkochanemu królowi! Nie znasz ty, iak widzę, serca ludzkiego, nie znasz smutnéy iego skłonności, a szczególnie wówczas, kiedy miłością oddycha.
Alonzo (nieprzestaiąc z zastanowieniem szukać).

Wiem ia doskonale o tém; bo sam niezmiernie iestem podległy téy przeklętéy na miętności.

Hrabia.

Czegóż to tak pilnie szukasz?

Alonzo.

Szukam... tak, bez wątpienia.. cóż u djabła?.. lecz bydź to może... a ha (wyciągaiąc papiery z kieszeni, czyta) Hrabi de Tortosse... Prawdziwie sądziłem źem stracił ten list,

Hrabia (po otwarciu listu).

Jako, tu nie widzę podpisu? i ktoż to się ważył do mnie pisać...?

Alonzo.

Dał mi go kuryer, ażebym ci go oddał Mości Hrabio.

Hrabia.

Zostaw mnie samego. (odchodzi).

SCENA  VIII.
HRABIA sam. (czyta)

„Dla odemszczenia obelgi, którą niegdyś Mości Hrabio, wyrządziłeś Don Alwaresowi de Mendozie; Don Felix krewny iego i ścisły przyiaciel, przybył do Arragonii, pod pozorem niby chronienia się od ludzi, którzy go prześladuią: w rzeczy zaś saméy, dla wydarcia ci życia zdradziecko. Niebiosa chcą przestrzędz Waszą Hrabiowską Mość.“ — Więc on czyha na życie moje... on, którego mi powierzył król; może i w tymże samym czasie gotuie sztylet którymby mi piersi przeszył... Ach! nikczemny, chcę uprzedzić twoię wściekłość, chcę... lecz iestżem pewny o tym zbrodniczym zamiarze? czyź mogę wierzyć, iż go uknuł Mendoza? Nie.. Nie, bynaymniéy... nie splami się on tak czarną zbrodnią — Don Felix iest krwi szlachetnéy, nie będzie przeto zdolnym, do tak szkaradnego postępku; list ten, bez wątpienia, iest tworem nieprzyiaciół iego — chcą oni pozbawić go bezpieczeństwa wszelkiego i uzbraiaią mnie przeciwko niemu — Cóż znowu powiadasz nędzny? Czyliż zapomniałeś o obeldze, którą Don Alwaresowi krzywoprzysięzkie twoie płomienie wyrządziły? Tyś wydarł mu córkę iego, tyś mimo przysięgi, wzgardził iéy ręką — Czyliż po takich czynach dni twe mogą bydź pewnémi? Nienależy więc wątpić; Don Felix przybywa zemścić się za krzywdę. Sprawiedliwe Nieba! iakież pomieszanie myśli ten list srogi mi sprawia! Nie dość na tém, że miłość Króla, była przyczyną niespokoyności moiéy, trzebaż ieszcze abym się o własne życie obawiał?.. O Mendozo! o bozka zemsto! ty to iesteś przyczyną, mego pomieszania! Lecz oddalmy te strachy: ostrzeżono mię abym się strzegł, więc iuż niczego się nie lękam. — Zwracaymy tylko pilną na wszystko uwagę, strzeżmy się nieprzyiaciela, a szlachetność moia zobowiąże go, słowo mnie moie uzacni, i króla mego wypełnię rozkazy. (odchodzi).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lope de Vega i tłumacza: anonimowy.