Do Ignacego Chodźki (Piętnasty już to Dziennik...)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Antoni Edward Odyniec
Tytuł Do Ignacego Chodźki
Pochodzenie Poezye
Data wyd. 1874
Druk Drukarnia Gazety Lekarskiej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DO IGNACEGO CHODŻKI.[1]



Piętnasty już to Dziennik, na pociechę Litwy,
Błękitny lot rozwinął, jak w nim do gonitwy
Wyzwałeś mię na rymy; a jeśli nie skoro
Stawiłem się u szranek: wyznaję z pokorą,
Żem czując ostrz dowcipu, co na mnie uderza,
Krzepił wprzód w ogniu Prawdy hart mego puklerza.

I oto, jużem gotów! — Lecz cóż? nadaremnie!
Czas już ciebie i Prawda zwalczyły bezemnie.
Ciebie, mistrza sofistów! coś wróg i bluźnierca
Romantycznych i pieśni i uniesień serca,
Dziś — jeśli nie zwodnicza pociesza mię fama,
Sam, poczuwszy nakoniec, uczcił pieśń Adama,
A prawdziwéj miłości: ogniem oświecony,
Odprzysiągł zgubnych maxym u stóp — Narzeczonéj.

Zważ więc teraz, gdyś rzeczy obaczył istotę,
Zaliś nie dobrowolną miłował ślepotę,
I czyś słusznie zwał marą, duch, którego władza,
Tak nawet, jak ty, twardych, kruszy i odradza? —

Lecz wiém ja, coć tak długo utrzymując w błędzie,
Raz piérwszy na krzywego wystrychnęło sędzię.
Pojętny uczeń wieku, a wcześnie zaznany
Ze słodkością poetów Tybru i Sekwany,
Gdzie Pegaz na munsztuku ryglowych wędzideł,
Jak struś, do biegu tylko umie użyć skrzydeł;
Gdzie Geniusz, jak dworak, w strzyżonych szpalerach
Spacerujący zwolna w tłumnych Tuillerach,
Z obawy przenikliwéj a szyderczéj zgrai,
Każdą żywszą myśl tłumi, a uczucie tai;
Nie dziw, żeś wnet podobać nie mógł Muzy, która,
Wróżka–dziwotwórczyni, wolnych ludów córa,
To z wiatry na skrzydlatych hippogryfach lata,
To współczuje z ziemiany, to się z duchy brata,
Aż do wyższych ich celów zatęskniwszy z niemi,
Jak kapłanka na grobie, modli się na ziemi.

Ale czemu się dziwię, to, wyznaję szczerze,
Téj dwoistéj a sprzecznéj sądów twoich mierze,
Żeś na pieśń i natchnienie chcąc wtłaczać okucie,
Z najświętszych nawet karbów wyzwalał uczucie,
I ziemskiemu bożyszczu czcze niosąc ofiary,
Bóztwu prawéj Miłości odmawiałeś wiary.

Lecz błąd, co twe jedynie dotąd serce kalił,
Gdy niebieski jéj ogień do rdzeni wypalił,
Patrz! jak pokutującej skroni renegata
Drogi wieniec nagrody własna dłoń jéj splata!

Młodą krasą królowéj kwiatów rowiennica,
A sercem tylko własném piękniejsza od lica,

Co cię przedtém, jak niegdyś Minosowa córa,
Wywiodła z labiryntu błędów Epikura,
Ceniąc szczerość twych ogniów, gorąc niemi zgodnie,
Niezgasłą w nich Hymenu zapala pochodnię.

Oby jéj blask niećmiony, jak smug światła z góry,
Świecił wam w drodze życia przeze mgły i chmury,
Jak dziś serca mojego pomrok rozwesela,
Zwiastując choć jednego szczęście przyjaciela!

Pozwól więc, że tém słodkięm uczuciem przejęty,
Życzeniami zakończę rym sporem zaczęty.
Ale nie! nie chcę tego nieméj zwierzać mowie,
Co chyba serce pojmie, a oko wypowie.
Sam pośpieszę, jak skoro będę mógł pośpieszyć,
I tobie powinszować, i siebie pocieszyć,
A czerpiąc dobrą wróżbę w przyjaciela losie,
„Piękniejszą od Tulczyńskiéj światu śpiewać Zosię.“









  1. Wiersz ten jest odpowiedzią na list poetycki I. Chodżki, umieszczony w Dzienniku Wileńskim z r. 1824.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Edward Odyniec.