Czerwona noc w Dragalu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czerwona noc w Dragalu |
Pochodzenie | Demoniczne kobiety |
Wydawca | Wydawnictwo »Kultura i Sztuka« |
Data wyd. | ca. 1920 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
W roku 1809 wybuchła nagle wojna między Austryą a Francyą. Dalmacya należała w owych czasach do królestwa Illiryi, zostającego pod zwierzchnictwem Francyi. Jak onego czasu rzeczpospolita wenecka, tak obecnie cesarstwo francuskie znajdowało tu najlepszych marynarzy i żołnierzy.
Skoro tylko postanowiono rozpocząć kampanię przeciw Austryi, zarządził cesarz Napoleon pobór rekruta we wszystkich okolicach nad brzegiem Adryatyku. Wieść o tem wywarła na ludności, przygotowanej zresztą na wszystko najgorsze, wielkie przygnębienie. Jeżeli bowiem trzeba było owym wolnym mieszkańcom Karsu, zatrudnionym pasterstwem, w niedostępnych górach przelać krew, to woleli oni uczynić to raczej w obronie własnej wolności. I istotnie ideą taką przejął się niemal cały ogół. Zorganizowano czemprędzej zastęp emisaryuszy, którzy rozbiegli się po najdalszych zakątkach kraju, roznosząc rozkaz wyemigrowania natychmiast, bądź do wolnej Czarnogóry, bądź do Hercegowiny. Ściągały się więc całe gromady i przechodziły granicę, aby się tam organizować w większe oddziały i potem wtargnąć do Dalmacyi, celem przeprowadzenia wojny partyzanckiej ze znienawidzonymi Francuzami.
Wsie były jak wymarłe, pozostali w nich tylko starce, dzieci i kobiety.
Prefekci francuzcy wysyłali do stolicy alarmujące raporty. Zamiast dostarczać rekrutów żądali oni wojska do zamknięcia kordonem granicy i wyławiania uciekinierów z zakątków górskich. Dzięki temu desygnowano wkrótce do Dalmacyi liczne oddziały wojskowe, które obsadziły granice od wschodu. We wsi Dragal, na pograniczu Czamogórskiem, rozkwaterowały się dwa szwadrony konnych strzelców. Ustawiły one wzdłuż granicy liczne wedety i patrole, zwłaszcza w nocy i pilnowały czujnie, aby nikt na tamtą stronę nie przeszedł.
Ze wsi tej wyemigrował przedtem do Czarnogóry jeden z głównych przewódców powstania, wieśniak Iwan Golowicz, pozostawiwszy w domu żonę Terkę i dwoje dzieci.
Terka była prawdziwą Dalmatynką; smukła, wysoka, silna i dobrze zbudowana. Twarz miała nieco bladą, włosy czarne jak heban i błyszczące duże oczy. Uchodziła w okolicy za piękność i słynęła z dumy, zwłaszcza zanim wyszła zamąż.
Możliwe, że tęsknota za piękną ukochaną zmusiła pewnego dnia Golowicza do odwiedzin swego domu na krótki czas. Przyszedł w nocy, ażeby, jak opowiadał, zasięgnąć języka o Francuzach, ale w gruncie rzeczy więcej zależało mu na tem, aby przycisnąć do piersi najdroższą Terkę.
W Dragalu wiedziano, że on noc spędził pod rodzinnym dachem i nikt by go nie zdradził, gdyby nie wójt Kasper Benedicz, który z jednej strony oddany był Francuzom, z drugiej zaś już oddawna przepadał za uroczą Terką. Wójt więc udał się w nocy do dowódcy i poinformował go o wszystkiem. W pół godziny później pochwycono Golowicza w jego własnym domu, zaprowadzono przed sąd wojenny, który skazał go na śmierć przez rozstrzelanie. Wyrok miał być wykonany rano.
Golowicz ani na chwilę się nie zapomniał, nie stracił odwagi i nie zdradził ani jednem słowem swoich towarzyszy, przebywających za granicą.
Na wszelkie zapytania odpowiadał jedno tylko, że za kraj swój, za wolność współbraci gotów jest przelać krew każdej chwili.
Na krótko przed tem, nim miano go wyprowadzić na miejsce stracenia, pojawiła się Terka, prosząc dowódcę, aby pozwolił jej pożegnać się z mężem. Prośbie jej stało się zadość. Chwila, kiedy młoda kobieta rzuciła się skazańcowi na szyję, była bardzo dla obecnych bolesna. Po długich uściskach wysunął się Golowicz z objęć ukochanej żony i ozwał się spokojnie:
— Musimy się rozstać, Terko. Bądź mężną najdroższa, tak jak ja mężnie i chętnie poniosę śmierć za swą ojczyznę. Krew moja jednak nie będzie przelana bezowocnie, a ty pamiętaj, co jesteś mi winna, jako mężowi, wedle tradycyi narodowej, uświęconej przez wieki.
— Wiem o tem — odrzekła Terka, odzyskawszy zupełnie przytomność umysłu — i pomszczę cię, tak mi dopomóż Boże!
Po tych słowach rozstali się. Rota strzelców wyprowadziła skazańca za wieś pod krzyż, ażeby wykonać egzekucyę.
Golowicz nie dał sobie zawiązać oczu, ani też nie okazał bojaźliwości, gdy mu kazano uklęknąć. Raz jeszcze wycisnął pocałunek na ustach żony, która ku niemu nadbiegła, kazał jej się usunąć na bok i oczekiwał śmierci, jak bohater.
Padła salwa. Golowicz runął na ziemię, zalany krwią i po wszystkiem...
W owych czasach obowiązywało w Dalmacyi prawo zemsty »krew za krew« i Terka postanowiła zastosować się do niego. Nocami, gdy załoga częścią spała, a częścią bawiła na patrolach, Terka skradała się od domu do domu i namawiała kobiety do czynnej walki z Francuzami. Zadanie poszło jej łatwo, tembardziej, że cudzoziemców nienawidzono ogromnie za wybryki, rabunek, zaczepianie bezbronnych kobiet i tam dalej. Wkrótce powstał szeroko rozgałęziony spisek kobiet, na którego czele stanęła dzielna Terka. Postanowiono przy najbliższej sposobności dać hasło do powstania i rzucenia się na oddziały żołnierzy z bronią w ręku.
I sposobność taka nadarzyła się niebawem, gdy pewnego dnia wójt Benedicz zawitał do chaty młodej wdowy i przymilając się, zapytał:
— No, jakże Terka, pocieszyłaś się już po stracie męża?
— Nie pozostało mi przecie nic innego — odpowiedziała kobieta spokojnie.
— Bo zresztą nie masz znowu bardzo wielkiego powodu do smucenia się — mówił wójt dalej — jest dosyć mężczyzn, którzy zdołają ocenić twą piękność i zalety serca i umysłu.
— Nie znam takiego.
— Nie? Ależ właśnie takiego masz w tej chwili przed sobą. Czy naprawdę nie wiesz o tem, jak bardzo mi się podobasz i jak mi zależy, aby cię posiąść?
— Co ja słyszę? — odpowiedziała Terka z dobrze udaną radością. — Toż istotnie byłoby to dla mnie i moich dzieci zaszczytem. Byłam żoną zwykłego chłopa, a teraz byłabym wójtową! O czemś podobnem nawet nie marzyłam nigdy.
— Cieszy mnie to, że jesteś rozsądna — odrzekł uradowany wójt — i mam nadzieję, że nie będziesz dla mnie okrutną i pozostawisz mi drzwi otworem aż do dnia, w którym przed ołtarz cię zaprowadzę.
— Ależ dobrze, zgadzam się i jeżeli macie chęć ku temu, mogę was przyjąć jeszcze dzisiejszej nocy, ale dopiero z uderzeniem dwunastej.
— Znakomicie! — zawołał uradowany wójt, wstając. — Nie zawiodłem się na tobie... A więc o północy... Przyjdę z pewnością... Do widzenia.
Noc była cicha. We wszystkich chatach pogaszono już światła. Benedicz wymknął się cichaczem z domu i manowcami pobiegł do uroczej Terki. Spieszno mu było. Zatrzymał się dopiero u jej okna, pukając w nie pocichu..
Terka otworzyła kwaterę i wejrzała na dwór.
— To wy?
— Ja — odrzekł Benedicz — twój wielbiciel, który z wielką tęsknotą oczekiwał chwili...
— Proszę wejść — przerwała mu młoda wdowa i poszła otworzyć drzwi, wpuszczając go do izby.
Zapaliła następnie światło i zastawiła sutą wieczerzę i dzbanek wina. Zasiedli oboje do stołu w ten sposób, że on był obrócony plecyma do drzwi. Jadł z wielkim apetytem i popijał wino, szafując obficie komplementami. W chwili, gdy wychylił ostatni kubek i, cisnąwszy nim do kąta, ujął Terkę za rękę, by ją ku sobie przyciągnąć, zarzuciła mu odważna kobieta pętlicę na szyję i szarpnęła nią co sił. Wójt próbował uwolnić się ze zdradzieckiej sieci, lecz sprawa była o tyle utrudniona, że z sieni wybiegły cztery kobiety, z grona spiskowych do tej misyi wybrane i te pomogły Terce związać mu ręce i nogi. Ubezwładniwszy w ten sposób zdrajcę, wyniosły go kobiety przed dom i przywiązały do drzewa. W tym samym czasie wszystkie kobiety we wsi porwawszy pochodnie, poczęły się zbiegać w kierunku domu Terki. Był to znak powstania. Terka wziąwszy pistolet męża, poczęła strzelać do zdrajcy, jak do tarczy. Gdy już miał ośm kul w ciele, a krew płynęła zeń strumieniami, błagał już nie o darowanie życia, lecz o to, by go dobiła. Terka, skrzyżowawszy ręce na piersiach, stanęła przed nim i, uśmiechając się złowrogo, mówiła:
— Zabiłeś zdrajco mego męża, dybałeś też na moją cześć, teraz pomściłam krew. Łaskę, o którą mnie błagasz, wyświadczę ci z przyjemnością.
Dobyła z za pasa sztylet i utopiła go w piersi konającego.
W tej chwili rozległ się we wsi przeraźliwy krzyk. Kobiety zorganizowane należycie i uzbrojone, napadły na śpiących Francuzów i bądź pozabijały ich, bądź też powiązały, spędzając ich przed urząd gminny hurmem, jak barany na rzeź.
Na krzyk i alarm we wsi, poczęły wracać patrolujący w okolicy konni strzelcy grupami po dwu, trzech lub czterech, gdyż byli znacznie rozprószeni. I z tymi dały sobie kobiety radę, celując w nich znakomicie z flint z poza węgłów i płotów. Kiedy już nie było ani jednego Francuza na wolnej stopie, zebrały kobiety na konie i muły starców, dzieci i chorych, oraz wszystko to, co się wziąć dało i uformowały długą karawanę, którę zamykał wcale pokaźny zastęp skrępowanych silnie jeńców. Eskortowały je uzbrojone kobiety, bacząc pilnie, by ani jeden nie umknął.
Gdy już osobliwy ten pochód stanął za wsią na wzgórku, podpaliły zrewoltowane kobiety Dragal ze wszystkich czterech stron.
Na granicy musiały kobiety stoczyć dość zaciętą walkę z ustawioną tam wartą. Zwycięstwo i tym razem było po ich stronie. Uporawszy się z tem, rozłożyła się armia kobieca obozem nie tyle dla wypoczynku, ile dla dokonania egzekucyi na jeńcach. Przywiązano ich do drzew i strzelano jak do tarcz. A równocześnie z Dragalu buchały w niebiosa kłęby dymu i słupy płomieni. Kobiety ze starcami, dziećmi i dobytkiem dostały się szczęśliwie na terytoryum czarnogórskie, gdzie znalazły opiekę i pomoc.
Z Dragalu jednak pozostały tylko zgliszcza i popioły. Nie odbudowano go już więcej. Dziś na tem miejscu stoi fort austryacki, który podczas ostatniego powstania w Dalmacyi odegrał bardzo ważną rolę.