Czary i czarty polskie/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Tuwim
Tytuł Czary i czarty polskie
Rozdział I
Pochodzenie Czary i czarty polskie oraz Wypisy czarnoksięskie
Wydawca Instytut Wydawniczy „Bibljoteka Polska“
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graficzne Instytutu Wydawniczego „Bibljoteka Polska“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


I.

„Ubique daemon!” Ten okrzyk powtarzał pewno nieraz biedny pater Richalm z opactwa wirtemberskiego, strasznych bowiem doznawał cierpień ów mnich nieszczęśliwy. Djabły wlazły mu do brzucha, przyprawiały go o mdłości i zawrót głowy, odbierały władzę rąk, tak że nie mógł się przeżegnać, sprowadzały sen podczas nabożeństwa, same zaś chrapały, aby inni braciszkowie sądzili, że to opat grzeszny chrapie w kościele; jego głosem mówiły, sprowadzały kaszel i duszności, zatykały mu nos i gardło, tak że nie mógł westchnąć pobożnie, gryzły go jako pchły, męczyły we śnie i czyniły go ofiarą przypadłości, jakie zdarzają się tylko małym dzieciom, gdy się przed snem ogniem bawią. Szelest szaty zakonnej był sykiem djabelskim; powietrze — niczem innem, jak roztworem drobniutkich demonów; człowiek oblepiony jest djabłami jak żółw skorupą; każdy krok, dźwięk i ruch otoczony jest rojowiskiem biesów! Oto np. mnich: słucha mszy świętej, lecz wokół palca okręca sobie bezmyślnie jakąś słomkę — a to przecież sieci szatańskie[1]. Ubique daemon!
Tak jak uczeni współcześni, dla wytłumaczenia zjawisk przyrody, napełnili przestwór atomami, elektronami, jonami, emanacją eteru czy radu, tak świat średniowieczny pełen był biesów, czartów, djabłów i demonów. Jeden z ojców teologów określił liczbę ich na 10 000 biljonów. Ks. Bohomolec oblicza[2], że jest ich mniej: tylko 15 miljardów, najskromniejsi zaś są kabaliści: twierdzą, że na każdego śmiertelnika przypada tylko 11.000 djabłów — tysiąc z prawej strony, a dziesięć tysięcy z lewej. W każdym razie musiało ich być doprawdy mnóstwo nieprzeliczone, jeżeli zważyć, że z jednej tylko pacjentki jednego egzorcysty (św. Ubalda) wyszło 400 tysięcy demonów. I to skromnie licząc!
Były to według nauki kościoła duchy niematerjalne, „z waporów ziemskich utworzone”, lecz ta abstrakcja nie zadowoliła fantazji wystraszonego ludu. Ludzie widzieli djabła jako postać realną, osobę, względnie zwierzę, a nawet roślinę i przedmiot, słowem objekt zmysłowy. Był tedy mnich, na którego spadł deszcz rzęsisty szatanów; Grzegorz W. opowiada o siostrzyczce zakonnej, która połknęła czarta w sałacie; jeden z uczni św. Hilarego kuszony był przez djabła w postaci winnego grona, innym zjawiał się jako szklanka miodu, trzos dukatów, nawet jako ogon krowi. Massyljanie (sekta heretycka z w. IV) wypluwali djabła w ślinie, św. Antoniemu ukazał się jako lew i żmija, św. Coletta widziała djabła-lisa, żabę, muchę, mrówkę; do papieża Sylwestra II przyszedł jako pudel, a jako koguta spalono biesa w w. XV. Jeżeli kogut mógł stać się djabłem (lub djabeł kogutem), to cóż dziwnego, że kobieta to „vas daemonum”, taniec — „circulus, cuius centrum est diabolus” (św. Cyprjan), „ubi lascivus saltus, ibi diabolus” (św. Chryzostom), melancholja — „balneum diaboli” etc. etc.
Czarty polskie nie ukazywały się wprawdzie w tak wyrafinowanych postaciach, lecz i tu na rozmaitość narzekać nie można. W roku 1543 urodził się w Krakowie djabeł jako potwór arcystraszliwy[3], z płomiennemi błyszczącemi oczyma, z byczemi nozdrzami, grzbietem obrośniętym psią szerścią, z małpim pyskiem na piersi, z kociemi ślepiami na podbrzuszu, z ponuremi łbami psiemi na łokciach i na stopach, z łabędziemi nogami i podwiniętym ku górze ogonem półłokciowym[4]. Rozpustnemu opatowi cysterskiemu Mikołajowi Besidze, w klasztorze wąchockim, podczas uczty wyprawionej w dzień św. Jakóba, ukazał się w r. 1461 djabeł okropny w postaci czarnego murzyna[5]. Innym razem „był bies w rusznicy, przejeżdżający kapłan przeżegnał, a rurę bies, nie czekając dokończenia krzyża, roztrzaskał… niedawno znów był w jelenia skórze, a kiedy przeżegnano — znalazła się kupa gnoju”[6]. Kiedyś — „przeleciał szarańczą, aż słońca widać nie było, a na skrzydełkach u każdej po żydowsku napisano, że to kara boska”[7]. Annie Stelmaszce przedstawiła owczarka Katarzyna za stodołą „pokuśnika po niemiecku w czerwonej barwie“[8]; spalone na Żmudzi pod Szawłami, w r. 1691, czarownice „mistrza swego miały niemca kudłatego“[9], Anna Szymkowa z Nieszawy (1721) miała djabła szlachcica; Pędziszka „wodziła się z djabłami Bartkiem i Grzegorzem: Grzegorz chodzi w modrzy, a Bartek w zieleni;“ Agata wyszła za djabła Michała („on jest ubogi, ja na niego musiałam robić“)[10]. Ciekawy szczegół: w hierarchji djabelskiej rozróżniały czarownice wyższe i niższe jednostki. Jedna z nich zeznała, że nie mogła wcale struć ani oczarować oskarżyciela, „gdyż on ma u siebie starszego djabła, jak mój“. Autor „Czarownicy powołanej radzi wystrzegać się „aby cię w osobie duchownego djabeł nie bałamucił, co mu nie nowina“; w w. XIV podsłuchiwano djabłów w kościele rozmawiających[11]; uwodziciel tłumaczył się, że chyba bies w jego osobie bywał u dziewczyny[12]; żak figlarz korzystał z rozpowszechnionego zwyczaju przypisywania wszystkiego sprawkom djabelskim i tłumaczył się, że zbroił za podszeptem szatana[13]; jakiś hultaj w r. 1413 obciął babie nos a uniewinniał się w ten sposób, że uczynił to w obronie własnej aby go djabelstwo baby na szwank nie naraziło[14]. Nawet kwestje społeczne i gospodarcze pozostawały pod wpływem szatańskim: opór w oddawaniu dziesięcin kładło duchowieństwo na karb djabła i nazywało go owocem pokus djabelskich[15]. I jeszcze za czasów Kolberga[16] oszust, przebrany za djabła, wszedł w nocy do chałupy starej baby i wyłudził od niej książeczkę kasy oszczędnościowej, obiecując płacić większy procent z tamtego świata!
— Ubique daemon!
Nieskończoną litanję imion, przezwisk i epitetów miał w Polsce ów duch nieczysty. Więc generalia: djabeł, szatan, bies, czart, demon, lucyper, napaśnik, kusiciel, pokusa, kaduk, gniewnik, kusy; więc imiona własne — słowiańskie i obce — jak: Farel, Orkjusz, Opses, Loheli, Latawiec, Chejdasz, Koffel, Rozwod, Smołka, Harab-Myśliwiec, Ileli, Kozyra, Gajda, Ruszaj, Pożar, Strojnat, Bież, Dymek, Rozbój, Bierka, Wicher, Szczebiot, Odmieniec, Fantasma, Wilkołek, Węsad, Dyngus albo Kiczka, Fugas; djablice: Dziewanna, Marzana, Węda, Jędza, Ossorja, Chorzyca, Merkana. Był także Muchawiec, Czerniec, Bajor, Czeczot, Kubeba, Smolik, Gonad, Boruta (katalog powyższy podaje „Postępek prawa czartowskiego“). Czarownica Boroszka, żywcem spalona w Poznaniu w r. 1645, spółkowała z djabłami Tórzem, Rokickim, Trzcinką i Rogalińskim[17], W „Sejmie piekielnym“ występują m.i.: Lewko, Liton, Rogalec, Lelek nocny, Przechera frant, Klekot, Paskuda, Dietko. W żywocie św. Kingi z r. 1502 znajdujemy imiona: Oksza, Natoń i Rożen[18]; według ks. Giłowskiego[19] należą do rodziny djabelskiej „ziemscy skryatkowie, domowe ubożęta, leśni satyrowie, wodni tołpcowie, górne jędze, powietrzni duchowie, rozmaici genjuszowie, morscy lewiatanowie, na insułach rozmaite obłudy“, wspaniałym zaś tytułem obdarza djabła „List czartowski do superintendentów i ministrów ewangelizmu luterańskiego“ (1609): cesarz północny, król głębokiego piekła, książę świata, rządca ciemności, wielki hetman pogaństwa, hrabia zbiegów, wojewoda grubego cudzoziemstwa, groff niecnot, obrońca heretyctwa i rozerwania każdego.




  1. Richalmus. Liber revelationum de insidiis et versutiis daemonum adversus homines. (Pez. Thesaurus anecdotorum, I2, 373 i nast.).
  2. „Djabeł w swojej postaci”, I, 250—253.
  3. Ks. Gabrjel Rzączyński. Historia naturalis curiosa regni Poloniae. Sandomiriae 1721, Str. 350.
  4. Jako pendant do faktu z r. 1543 niechaj posłuży artykuł, który ukazał się w dzienniku krakowskim „Naprzód” dnia 26 czerwca roku 1920.
    Narodziny djabła w Krakowie.

    „Od kilku dni krążą po mieście senzacyjne wieści, że w klinice ginekologicznej 10-letnia izraelitka porodziła dyabełka z rogami, kopytkami i ogonem. Wczoraj od rana już poczęły się gromadzić tłumy publiczności przed kliniką położniczą, przy ulicy Kopernika, żądając wpuszczenia ich do wnętrza, celem oglądnięcia dyabła. Wśród tłumów zauważyć było można panie elegancko ubrane, które głośno twierdziły, że dyabła widziały na własne oczy. Jest on przywiązany do łańcuchów w parterowej sali kliniki. Bryka on i bodzie, kto tylko do niego dostąpi. Opowiadano także, że we wtorek chciano go ochrzcić w kościele św. Mikołaja, równocześnie jednak błyskawica rozdarła obłoki i przeleciała nad kościołem, który się zatrząsł w posadach. Także i księdzu, który miał ochrzcić dyabełka, wypadło kropidło z ręki. Doktorzy postanowili otruć dyabła i dawali mu najostrzejsze trucizny, jednak bezskutecznie, gdyż dyabeł po zażyciu tychże okazywał większe tylko niezadowolenie i krzesał iskry kopytami.
    Tak tumaniły osoby inteligentne zbierający się coraz większy tłum, który, mając podnieconą wyobraźnię, rozpoczął szturm do bram kliniki. Mimo perswazyi tłumów przez służbę szpitalną i doktorów, kobiety (a nawet i mężczyźni!) poczęły uporczywie nalegać, aby wpuszczono je do wnętrza.
    Gdy im odmówiono i perswadowano, że to jest nieprawdą, w tłumie gruchnęła wieść, że dyrektor szpitala wziął „łapówkę” od rodziny matki dyabła, ażeby zatuszować skandal rodzinny. Popołudniu tłumy wzrosły do kilku tysięcy. Wśród tego znowu jakaś inteligentna pani opowiadała, że zna pewne osoby, które były wpuszczone do dyabła. Naturalnie zawiedziony tłum począł znowu awanturować się ze służbą, a portyer począł się zaklinać, że dyabła niema w klinice położniczej; tłumy ruszyły do szpitala św. Łazarza i św. Ludwika w poszukiwaniu za dyabłem. Po długich poszukiwaniach tłum powrócił wzburzony przed klinikę ginekologiczną i zażądał wpuszczenia do dyabła. Długo przedkładano kobietom, mężczyznom i dzieciom, że w XX wieku dyabły się nie rodzą w tej postaci, w jakiej oni sobie wyobrażają, jednak nie dało się przekonać zebranych, wśród których gruchnęła wieść, że dyabeł będzie przewieziony karetką pogotowia na kolej, skąd osobnym pociągiem ma być odesłany do jednego z zakładów antropologicznych w Berlinie, celem zachowania dyabła w spirytusie.
    Mimo rozpędzania tłumu przez policję, czekały rzesze na ulicy do późnej nocy, by zobaczyć przynajmniej w przelocie utęsknionego dyabełka.”

  5. Mon. Pol. Hist. VI, 588.
  6. Kazanie Jana z Przeworska, z r. 1593, według Czackiego „O lit. i pol. prawach“, II, 103. (Wyd. Turowskiego, Kraków 1861.)
  7. Chodźko. Obrazy litewskie. Wilno 1847, str. 41.
  8. Tripplin. Tajemnice społeczeństwa. 6 tomów. Wrocław 1852. I, 279.
  9. Jucewicz. Wspomnienia Żmudzi.
  10. Wawrzeniecki. Krwawe widma.
  11. Maciejowski. Polska aż do pierwszej połowy XVII w. pod względem obyczajów i zwyczajów. Petersburg i Warszawa 1842. 4 tomy: — IV, 147.
  12. Antonowicz. Kołdowstwo. (Trudy etnogr.-stat. eksped. w zap.-rus. kraj. Petersb. 1877), str. 412.
  13. Dziennik spraw OO. Jezuitów u św. Barbary w Krakowie. Script. rer. pol. X, 41.
  14. Mon. Med. Aev. t. XIII, Acta Capituli Gnezensis, nr. 1507.
  15. Czacki. Dzieła, wyd. Raczyńskiego I, 333.
  16. Lud. Poznańskie VII, 227.
  17. Łukaszewicz. Obraz hist.-stat. miasta Poznania, II, 323.
  18. Rozprawy wydz. hist.-fil. Akad. Um. w Kr. XXV, 275.
  19. Wykład katechizmu, r. 1579.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Tuwim.