Strona:Czary i czarty polskie oraz wypisy czarnoksięskie.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieprzeliczone, jeżeli zważyć, że z jednej tylko pacjentki jednego egzorcysty (św. Ubalda) wyszło 400 tysięcy demonów. I to skromnie licząc!
Były to według nauki kościoła duchy niematerjalne, „z waporów ziemskich utworzone”, lecz ta abstrakcja nie zadowoliła fantazji wystraszonego ludu. Ludzie widzieli djabła jako postać realną, osobę, względnie zwierzę, a nawet roślinę i przedmiot, słowem objekt zmysłowy. Był tedy mnich, na którego spadł deszcz rzęsisty szatanów; Grzegorz W. opowiada o siostrzyczce zakonnej, która połknęła czarta w sałacie; jeden z uczni św. Hilarego kuszony był przez djabła w postaci winnego grona, innym zjawiał się jako szklanka miodu, trzos dukatów, nawet jako ogon krowi. Massyljanie (sekta heretycka z w. IV) wypluwali djabła w ślinie, św. Antoniemu ukazał się jako lew i żmija, św. Coletta widziała djabła-lisa, żabę, muchę, mrówkę; do papieża Sylwestra II przyszedł jako pudel, a jako koguta spalono biesa w w. XV. Jeżeli kogut mógł stać się djabłem (lub djabeł kogutem), to cóż dziwnego, że kobieta to „vas daemonum”, taniec — „circulus, cuius centrum est diabolus” (św. Cyprjan), „ubi lascivus saltus, ibi diabolus” (św. Chryzostom), melancholja — „balneum diaboli” etc. etc.

Czarty polskie nie ukazywały się wprawdzie w tak wyrafinowanych postaciach, lecz i tu na rozmaitość narzekać nie można. W roku 1543 urodził się w Krakowie djabeł jako potwór arcystraszliwy[1], z płomiennemi błyszczącemi oczyma, z byczemi nozdrzami, grzbietem obrośniętym psią szerścią, z małpim pyskiem na piersi, z kociemi ślepiami na podbrzuszu, z ponuremi łbami psiemi na łokciach i na stopach, z łabędziemi nogami i podwiniętym ku górze ogonem półłokciowym[2]. Rozpustnemu opatowi cysterskiemu Mikołajowi Besidze, w klasztorze wąchockim, podczas uczty wyprawionej w dzień św. Jakóba, ukazał się w r. 1461 djabeł okropny w postaci czarnego murzyna[3]. Innym razem „był bies w rusznicy, przejeżdżający kapłan przeżegnał, a rurę bies, nie czekając dokończenia krzyża, roztrzaskał… niedawno znów był w jelenia skórze, a kiedy przeżegnano — znalazła się kupa gnoju”[4]. Kiedyś — „przeleciał szarańczą, aż słońca widać nie było, a na skrzydełkach u każdej po żydowsku napisano, że to kara boska”[5]. Annie Stelmaszce

  1. Ks. Gabrjel Rzączyński. Historia naturalis curiosa regni Poloniae. Sandomiriae 1721, Str. 350.
  2. Jako pendant do faktu z r. 1543 niechaj posłuży artykuł, który ukazał się w dzienniku krakowskim „Naprzód” dnia 26 czerwca roku 1920.
    Narodziny djabła w Krakowie.

    „Od kilku dni krążą po mieście senzacyjne wieści, że w klinice ginekologicznej 10-letnia izraelitka porodziła dyabełka z rogami, kopytkami i ogonem. Wczoraj od rana już poczęły się gromadzić tłumy publiczności przed kliniką położniczą, przy ulicy Kopernika, żądając wpuszczenia ich do wnętrza, celem oglądnięcia dyabła. Wśród tłumów zauważyć było można panie elegancko ubrane, które głośno twierdziły, że dyabła widziały na własne oczy. Jest on przywiązany do łańcuchów w parterowej sali kliniki. Bryka on i bodzie, kto tylko do niego dostąpi. Opowiadano także, że we wtorek chciano go ochrzcić w kościele św. Mikołaja, równocześnie jednak błyskawica rozdarła obłoki i przeleciała nad kościołem, który się zatrząsł w posadach. Także i księdzu, który miał ochrzcić dyabełka, wypadło kropidło z ręki. Doktorzy postanowili otruć dyabła i dawali mu najostrzejsze trucizny, jednak bezskutecznie, gdyż dyabeł po zażyciu tychże okazywał większe tylko niezadowolenie i krzesał iskry kopytami.
    Tak tumaniły osoby inteligentne zbierający się coraz większy tłum, który, mając podnieconą wyobraźnię, rozpoczął szturm do bram kliniki. Mimo perswazyi tłumów przez służbę szpitalną i doktorów, kobiety (a nawet i mężczyźni!) poczęły uporczywie nalegać, aby wpuszczono je do wnętrza.
    Gdy im odmówiono i perswadowano, że to jest nieprawdą, w tłumie gruchnęła wieść, że dyrektor szpitala wziął „łapówkę” od rodziny matki dyabła, ażeby zatuszować skandal rodzinny. Popołudniu tłumy wzrosły do kilku tysięcy. Wśród tego znowu jakaś inteligentna pani opowiadała, że zna pewne osoby, które były wpuszczone do dyabła. Naturalnie zawiedziony tłum począł znowu awanturować się ze służbą, a portyer począł się zaklinać, że dyabła niema w klinice położniczej; tłumy ruszyły do szpitala św. Łazarza i św. Ludwika w poszukiwaniu za dyabłem. Po długich poszukiwaniach tłum powrócił wzburzony przed klinikę ginekologiczną i zażądał wpuszczenia do dyabła. Długo przedkładano kobietom, mężczyznom i dzieciom, że w XX wieku dyabły się nie rodzą w tej postaci, w jakiej oni sobie wyobrażają, jednak nie dało się przekonać zebranych, wśród których gruchnęła wieść, że dyabeł będzie przewieziony karetką pogotowia na kolej, skąd osobnym pociągiem ma być odesłany do jednego z zakładów antropologicznych w Berlinie, celem zachowania dyabła w spirytusie.
    Mimo rozpędzania tłumu przez policję, czekały rzesze na ulicy do późnej nocy, by zobaczyć przynajmniej w przelocie utęsknionego dyabełka.”

  3. Mon. Pol. Hist. VI, 588.
  4. Kazanie Jana z Przeworska, z r. 1593, według Czackiego „O lit. i pol. prawach“, II, 103. (Wyd. Turowskiego, Kraków 1861.)
  5. Chodźko. Obrazy litewskie. Wilno 1847, str. 41.