Czarna ręka/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Czarna ręka
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 18.8.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Raffles zwyciężony

Dwadzieścia par nienawistnych oczu zwróciło się w stronę Rafflesa. Skrępowany solidnie, „Tajemniczy Nieznajomy“ leżał na podłodze. Powitały go przekleństwa i ironiczne docinki. Niektórzy z bandytów od słów poczęli przechodzić do czynów, gdy nagle zjawił się doktór Sabatini otoczony swą świtą.
Zapanowało milczenie.
Nikt nie śmiał się ruszyć. Tak wielki szacunek żywili członkowie bandy dla swego szefa.
Dobroduszny uśmiech zniknął z oblicza siwobrodego starca. Z pod ściągniętych groźnie brwi, patrzyły surowe oczy.
— Ach to ty — rzekł Czerwony Władca, drżąc z radości. — Cieszy mnie twoja obecność.
— I mnie również — odparł z uśmiechem Raffles. — Oddawna marzyłem o tym, aby ujrzeć na własne oczy największego łotra świata.
— Psie! — syknął Czerwony Władca. — Nie wyjdzie ci na zdrowie to spotkanie. Nie miałeś tu przecież żadnego pola do kradzieży.
— Mylicie się — odparł John Raffles swobodnie. — Wykryłem mego przyjaciela.
Czerwony władca powiódł zdziwionym spojrzeniem dokoła.
— Gdzie jest spólnik tego człowieka? — zapytał.
— Uciekł! — odparli członkowie Camorry.
— Wielkie piekła! — zawył Czerwony Władca. — Kto mi za to odpowie? Kto strzegł więźnia?
— Sądziliśmy, że w tym domu straż jest zbyteczna — wyjaśnił hrabia Albergo.
— Jutro ten człowiek musi znaleźć się z powrotem w naszej mocy. Zna on siedzibę naszej organizacji i jest dla nas bardzo niebezpieczny. Gdy go tylko schwytacie, poderżnijcie mu gardło. Nie możemy mu zostawiać czasu, aby zdążył nas zadenuncjować.
Doktór Sabatini zwrócił się znów do Rafflesa.
— Wiesz, czym zasłużyłeś na śmierć. Nie doczekasz wschodu słońca. Postąpiłbyś rozsądniej, gdybyś nie był wmieszał się do naszych spraw.
— Być może, że los, który mi przepowiadasz, doktorze Sabatini, czeka właśnie ciebie. Oddawna już pragnąłem ukarać was za wasze zbrodnie. Nasza policja nie jest w stanie walczyć z wami. Uważam za swój obowiązek zastąpić ją w tej walce. Zabójstwo doktorze Sabatini jest aktem tchórzliwym i ohydnym. Łotrzy, którzy czynią sobie z niego profesję, zasługują na stryczek i z prawdziwą przyjemnością ujrzę wasze ciała na szubienicy.
Doktór Sabatini rzucił się na Rafflesa.
— Zabrać go! — rozkazał i skończyć z nim jaknajprędzej!
— Jaką śmiercią ma umrzeć? — zapytał hrabia Albergo.
— Durnie! — rzekł Raffles. — Jeśli nie zabijecie mnie natychmiast, mój przyjaciel naśle wam na głowę całą policję Scotland Yardu.
— Maladetto! — zawołał doktór Sabatini. — Ten człowiek ma rację. Musimy opuścić ten dom. Spieszmy się więc i zgromadźmy się u mnie. Jutro złożymy wizytę w jego willi. Mam nadzieję, że łup, jaki on dla nas zgromadził wynagrodzi nam nasze wysiłki. Odprowadzić go na górę. Tam wydam na niego wyrok. Gdzie jest miss Toni?
— Czeka na mnie w restauracji Monti — odparł hrabia Albergo.
Kilku łotrów chwyciło Rafflesa i zaciągnęło go o piętro wyżej. Wprowadzili go do ciemnego pokoju o grubych murach i przywiązali go do krzesła. Doktór Sabatini przyniósł budzik. Był to zegar taki, jaki widuje się na jarmarkach i w sklepach z przedmiotami kuchennymi. Do dużej wskazówki zegara przymocowanie było ostrze brzytwy prostopadle do tarczy.
Doktór Sabatini postawił budzik na specjalnym postumencie. Następnie przywiązał do haka znajdującego się na suficie długą jedwabną nitkę, przechodzącą tuż obok zegara w ten sposób, że ostrze brzytwy musiało w pewnym momencie przeciąć ją. Z drugiej strony nici o kilka centymetrów nad budzikiem, doktor Sabatini przymocował bombę. Po wybuchu tej piekielnej maszyny, policja nie znalazłaby w tym miejscu żadnych śladów popełnionego przestępstwa.
— Proszę uregulować zegar w ten sposób, ażeby wyrok został wykonany przed upływem pięciu minut — rzekł do hrabiego Albergo. — Natychmiast po nastawieniu zegara opuści pan ten dom. Obawiam się, że uciekinier zaalarmuje policję. Więźnia umieścicie tuż przed zegarem. Niech wykorzysta należycie swoje ostatnie chwile.
Bandyci pchnęli Rafflesa w stronę postumentu. Raz jeszcze sprawdzili, czy więzy trzymają się mocno, poraz ostatni spojrzeli na zegar i wyszli.
Doktór Sabatini pozostał sam z więźniem.
— Nareszcie natrafiłeś na kogoś, kto cię zwyciężył. Dobrej nocy — zaśmiał się.
— Pomyśl o szubienicy, która na ciebie czeka — rzucił za nim Raffles.
— Psie! — zawył „Czerwony Władca“.
Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Po chwili reszta członków bandy opuściła dom. Raffles odetchnął z ulgą.
— Durnie! — szepnął. — Wydaje im się, że będą mogli wysadzić mnie w powietrze bez mej zgody! Do dzieła!
Na postumencie tuż obok zegara, paliła się świeca. Raffles choć skrępowany począł rzucać się na krześle, tak, że udało mu się zbliżyć się wraz z krzesłem do postumentu. Ostrożnie unikając kontaktu z jedwabną nicią, nachylił się, chwycił zębami za zegar i zrzucił go na podłogę. Następnie sam runął na podłogę w ten sposób, aby móc prawą ręką przywiązaną do krzesła chwycić za ostrze brzytwy umocowane do wskazówki zegara. W kilka minut później był już wolny. Poprzecinane więzy opadły z niego na ziemię. Przeciągnął się. Wstał, otworzył drzwi wytrychem, ukrytym w podszewce marynarki i wyszedł z domu przez tylne drzwi, wychodzące na podwórze. Obawiał się, że członkowie bandy mogli ustawić straże przed frontowymi drzwiami. Jak kot przekradł się przez sąsiednie płoty, i parkany i doszedłszy do niezamieszkałego domu, wyszedł wreszcie na ulicę. Z tego miejsca mógł widzieć dokładnie dom, w którym był uwięziony. Na przeciw niego stało dwóch mężczyzn obserwujących budynek.
Raffles uśmiechnął się i wszedł do kawiarni. Kupił papierosy i z rozkoszą, zaciągając się dymem, wyszedł z lokalu. Nagle spostrzegł tych samych mężczyzn,, którzy stali na warcie, biegli tuż obok niego, wołając na cały głos:
— Pali się! Pali się! Na pomoc!
Z wszystkich stron nadbiegali ciekawi. Wkrótce nadjechała straż i policja. Nic nie dało się uratować. Dom został zburzony aż do fundamentów. Za przyczynę katastrofy uważano powszechnie wybuch gazu.
Raffles wsiadł do taksówki i udał się do domu, gdzie oczekiwał nań już Charley Brand.
— Gdzieżeś był tak długo?
„Zginąłem“ podczas wybuchu, — rzekł Raffles — członkowie bandy wysadzili mnie w powietrze, za pomocą dynamitu. Raffles nie żyje!
— Nie lubię głupich żartów, — odparł Charley. Niepokoiłem się o ciebie.
— Zapłać lepiej szoferowi, czekającemu przed domem. Nie miałem ani grosza przy sobie — odparł Tajemniczy Nieznajomy.
Po skończonym obiedzie Raffles włożył smoking i rzekł:
— Będziesz musiał przeprowadzić się na czas pewien do „Cecil Hotelu“. Zapiszesz się tam, jako Jemes Bennet z Manchesteru. Zabierzesz ze sobą naszego służącego Wiktora. Jutro złożę ci wizytę. Nie wolno ci pod żadnym pozorem opuścić hotelu, za nim się nie zjawię.
Na Strandzie, Tajemniczy Nieznajomy, pozostawił swego przyjaciela, sam zaś udał się do restauracji Monti, w której spotykał się cały półświatek. Miał nadzieję, że zastanie tam Miss Toni. Słyszał przecież słowa hrabiego Albergo, skierowane do „Czerwonego Władcy“. Wynikało z nich, że hrabia miał się tego wieczora spotkać z tą kobietą. Szybkim krokiem przebiegł eleganckie sale. W odległym kocie spostrzegł „kobietę z ślepą latarką“. Widać było, że czekała na kogoś.
Raffles zajął miejsce przy stoliku młodej kobiety.
— Czy nie zechciałaby pani zjeść ze mną kolacji? — zapytał obcesowo.
— Dziękuję — odparła miss Toni. — Czekam na znajomego.
— Na hrabiego Albergo — rzekł Raffles cichym głosem.
— Skąd pan to wie? — spojrzała nań ze zdumieniem.
— Wiem wszystko. Zgaduję myśli.
— Pan żartuje chyba...
— Broń Boże. Mogę pani powiedzieć jej przeszłość i przyszłość.
Miss Toni wzruszyła ramionami.
— Zawracanie głowy — odparta.
— Mogę się założyć, że odgadnę trafnie — odparł Raffles.
— Przyjmuję zakład — rzuciła członkini Camorry. Postawmy dziesięć funtów sterlingów z pańskiej strony, z mojej zaś zjedzenie z panem kolacji. Proszę mi powiedzieć, gdzie byłam dzisiaj?
Raffles wyciągnął z kieszeni banknot dziesięciofuntowy i położył go na stole.
— Trzymam zakład.
— All right — odparła ze śmiechem miss Toni.
Wyciągnęła ku niemu ręce. Lord Lister ujął je i począł je oglądać z zainteresowaniem. Pochylił się do jej ucha i szepnął:
— Pani była dzisiaj u doktora Sabatiniego. Miss Toni zadrżała.
— Skąd pan to wie?
— Mógłbym pani powiedzieć o wiele więcej. Poprzedniej nocy była pani u jubilera Mortona. Trzymała pani w ręku ślepą latarkę i pomagała pani przy obrabowaniu magazynu. Nie nazywa się pani Toni, lecz Marietta i jest pani poszukiwana przez policję amerykańską za morderstwo. Przypomina pani sobie chyba historię młodego austriackiego barona, którego zwłoki znaleziono w beczce. Szkoda, że Petrosino zmarł. Chętnieby zawarł z panią znajomość, nie zważając na to, że z ciemnowłosej Marietty przeobraziła się pani w blondynkę Toni.
Cała sala zawirowała przed oczami zbrodniarki. Chciała w pierwszej chwili cofnąć ręce, lecz Raffles trzymał je mocno. Wyciągnął kieszeni kajdanki i zręcznie nałożył je.
— Piękne branzoletki. Wsam raz dla pani — szepnął do młodej kobiety. — A teraz proszę wyjść za mną, nie robiąc z siebie widowiska.
Raffles wprowadził Mariettę do biura zarządzającego restauracji. Poprosił, aby przetrzymano tę kobietę aż do czasu przybycia policji.
— Niech pan przybywa jaknajprędzej do włoskiej restauracji na Oxford Street, rzekł połączywszy się telefonicznie z detektywem Marholmem. — Zastanie pan tutaj niebezpieczną członkinię Camorry, uwięzioną w biurze zarządu.
— Czy mam zaszczyt mówić z Rafflesem? — zapytał Marholm.
— Oczywiście. Kiedy pan będzie?
— Za chwilę. Szkoda, że nie mogę zabrać ze sobą Baxtera. Ma on dzisiaj wolny dzień.
— Nic nie szkodzi... Przygotowuje dla niego prace na jutro.
Tajemniczy Nieznajomy powrócił na salę. Z daleka już dojrzał hrabiego Albergo, szukającego miss Toni.
Zawołał chłopca, i wręczywszy mu suty napiwek, rzekł:
— Pójdziesz do tego pana — tu wskazał na hrabiego i powiesz mu, że pani której szuka, miss Toni, została nagle wezwana do doktora Sabatiniego i poleciła mu też tam się udać. Nie zdradź się jednak, że przychodzisz z mego polecenia.
Chłopiec przyzwyczajony do tego rodzaju zleceń, wywiązał się ze swego zadania bez zarzutu. W kilka chwil później hrabia opuścił salę restauracyjną. Raffles udał się za nim. Miał nadzieję, że w ten sposób dowie się gdzie mieszka doktór Sabatini. Polecił szoferowi taksówki, aby jechał w pewnej odległości za taksówką, do której wsiadł hrabia Albergo. Hrabia wysiadł przed jakimś domem i zapukał kilka razy we drzwi.
Uśmiech tryumfu rozjaśnił twarz Tajemniczego Nieznajomego.
Zbliżył się do drzwi i odczytał nazwisko, wypisane na tabliczce:
— Wygrałem — szepnął — i zniknął tak cicho, jak się pojawił.
W tym samym czasie detektyw Marholm wraz ze swymi kolegami dokonał aresztowania miss Toni. Nie omieszkał jej przy tym powiedzieć, że swe aresztowanie zawdzięczała Rafflesowi. Kiwnęła z niedowierzaniem głową.
— Niemożliwe! — rzekła. — Raffles nie żyje.
— Jak to nie żyje? — zapytał Marholm.
Nie otrzymał odpowiedzi. Toni zorientowała się, że i tak powiedziała zbyt wiele.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.