Strona:PL Lord Lister -41- Czarna ręka.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

krzyknęła głośno. Raffles skoczył ku niej i położył jej rękę na ustach.

— Odsuń zasuwę drzwi i uciekaj — zawołał do Charleya. — Biegnę za tobą!
Charley Brand usłuchał rozkazu. Biegnąc, usłyszał głos Rafflesa, wołającego za nim: „R. P.“
Było to umówione hasło na oznaczenie willi w Regent Parku.
Charley biegł jak ścigany zając. Dzięki temu nie widział, bitwy, która rozegrała się za jego plecami. Tajemniczy Nieznajomy trzymał jedną ręką za twarz starą Włoszkę. Na skutek szamotania się starej krzesło, na którym siedziała upadło na ziemię. Hałas zwabił do korytarza kilkunastu członków bandy. Jak stado wilków zbrodniarze rzucili się na Rafflesa i mimo rozpaczliwej walki obezwładnili go.

Raffles zwyciężony

Dwadzieścia par nienawistnych oczu zwróciło się w stronę Rafflesa. Skrępowany solidnie, „Tajemniczy Nieznajomy“ leżał na podłodze. Powitały go przekleństwa i ironiczne docinki. Niektórzy z bandytów od słów poczęli przechodzić do czynów, gdy nagle zjawił się doktór Sabatini otoczony swą świtą.
Zapanowało milczenie.
Nikt nie śmiał się ruszyć. Tak wielki szacunek żywili członkowie bandy dla swego szefa.
Dobroduszny uśmiech zniknął z oblicza siwobrodego starca. Z pod ściągniętych groźnie brwi, patrzyły surowe oczy.
— Ach to ty — rzekł Czerwony Władca, drżąc z radości. — Cieszy mnie twoja obecność.
— I mnie również — odparł z uśmiechem Raffles. — Oddawna marzyłem o tym, aby ujrzeć na własne oczy największego łotra świata.
— Psie! — syknął Czerwony Władca. — Nie wyjdzie ci na zdrowie to spotkanie. Nie miałeś tu przecież żadnego pola do kradzieży.
— Mylicie się — odparł John Raffles swobodnie. — Wykryłem mego przyjaciela.
Czerwony władca powiódł zdziwionym spojrzeniem dokoła.
— Gdzie jest spólnik tego człowieka? — zapytał.
— Uciekł! — odparli członkowie Camorry.
— Wielkie piekła! — zawył Czerwony Władca. — Kto mi za to odpowie? Kto strzegł więźnia?
— Sądziliśmy, że w tym domu straż jest zbyteczna — wyjaśnił hrabia Albergo.
— Jutro ten człowiek musi znaleźć się z powrotem w naszej mocy. Zna on siedzibę naszej organizacji i jest dla nas bardzo niebezpieczny. Gdy go tylko schwytacie, poderżnijcie mu gardło. Nie możemy mu zostawiać czasu, aby zdążył nas zadenuncjować.
Doktór Sabatini zwrócił się znów do Rafflesa.
— Wiesz, czym zasłużyłeś na śmierć. Nie doczekasz wschodu słońca. Postąpiłbyś rozsądniej, gdybyś nie był wmieszał się do naszych spraw.
— Być może, że los, który mi przepowiadasz, doktorze Sabatini, czeka właśnie ciebie. Oddawna już pragnąłem ukarać was za wasze zbrodnie. Nasza policja nie jest w stanie walczyć z wami. Uważam za swój obowiązek zastąpić ją w tej walce. Zabójstwo doktorze Sabatini jest aktem tchórzliwym i ohydnym. Łotrzy, którzy czynią sobie z niego profesję, zasługują na stryczek i z prawdziwą przyjemnością ujrzę wasze ciała na szubienicy.
Doktór Sabatini rzucił się na Rafflesa.
— Zabrać go! — rozkazał i skończyć z nim jaknajprędzej!
— Jaką śmiercią ma umrzeć? — zapytał hrabia Alboergo.
— Durnie! — rzekł Raffles. — Jeśli nie zabijecie mnie natychmiast, mój przyjaciel naśle wam na głowę całą policję Scotland Yardu.
— Maladetto! — zawołał doktór Sabatini. — Ten człowiek ma rację. Musimy opuścić ten dom. Spieszmy się więc i zgromadźmy się u mnie. Jutro złożymy wizytę w jego willi. Mam nadzieję, że łup, jaki on dla nas zgomadził wynagrodzi nam nasze wysiłki. Odprowadzić go na górę. Tam wydam na niego wyrok. Gdzie jest miss Toni?
— Czeka na mnie w restauracji Monti — odparł hrabia Albergo.
Kilku łotrów chwyciło Rafflesa i zaciągnęło go o piętro wyżej. Wprowadzili go do ciemnego pokoju o grubych murach i przywiązali go do krzesła. Doktór Sabatini przyniósł budzik. Był to zegar taki, jaki widuje się na jarmarkach i w sklepach z przedmiotami kuchennymi. Do dużej wskazówki zegara przymocowanie było ostrze brzytwy prostopadle do tarczy.
Doktór Sabatini postawił budzik na specjalnym postumencie. Następnie przywiązał do haka znajdującego się na suficie długą jedwabną nitkę, przechodzącą tuż obok zegara w ten sposób, że ostrze brzytwy musiało w pewnym momencie przeciąć ją. Z drugiej strony nici o kilka centymetrów nad budzikiem, doktor Sabatini przymocował bombę. Po wybuchu tej piekielnej maszyny, policja nie znalazłaby w tym miejscu żadnych śladów popełnionego przestępstwa.
— Proszę uregulować zegar w ten sposób, ażeby wyrok został wykonany przed upływem pięciu minut — rzekł do hrabiego Albergo. — Natychmiast po nastawieniu zegara opuści pan ten dom. Obawiam się, że uciekinier zaalarmuje policję. Więźnia umieścicie tuż przed zegarem. Niech wykorzysta należycie swoje ostatnie chwile.
Bandyci pchnęli Rafflesa w stronę postumentu. Raz jeszcze sprawdzili, czy więzy trzymają się mocno, poraz ostatni spojrzeli na zegar i wyszli.
Doktór Sabatini pozostał sam z więźniem.
— Nareszcie natrafiłeś na kogoś, kto cię zwyciężył. Dobrej nocy — zaśmiał się.