Człowiek niewidzialny (Wells)/Rozdział VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Herbert George Wells
Tytuł Człowiek niewidzialny
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1912
Druk Synowie St. Niemiry
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Invisible Man
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ VI.
Meble, które dostały obłędu.

Tymczasem zdarzyło się, że wcześnie tego samego poniedziałku, zanim Millie została wyrzucona z barłogu na cały dzień, pan Hall i pani Hall wstali oboje i udali się cichaczem do piwnicy. Mieli oni tam czysto osobisty interes, będący w związku z ciężarem gatunkowym ich piwa.
Zaledwie weszli do piwnicy, gdy pani Hall spostrzegła, iż zapomniała przynieść ze sobą butelki z sarsaparyllą. Ponieważ pani Hall była w tej sprawie ekspertem i głównym działaczem, przeto małżonek jej udał się po butelkę na górę.
W korytarzu spostrzegł ze zdziwieniem, że drzwi od pokoju gościa były uchylone. Udał się atoli do swego własnego pokoju i znalazł potrzebną butelkę.
Ale, wracając z flaszką, zauważył, że rygle u drzwi frontowych były odsunięte, że więc drzwi były zamknięte ledwie na zaczepkę. W błysku natchnienia, fakt ten połączył z osobą gościa i z teoryami pana Teddy Henfreya; pamiętał doskonale, że trzymał świecę wtedy, kiedy pani Hall zasuwała rygle na noc. Na ten widok stanął jak wryty i zagapił się; potem z butelką w ręce udał się znowu na górę, Zapukał w drzwi gościa. Żadnej odpowiedzi. Zapukał po raz drugi, potem otworzył drzwi naoścież i wszedł do środka.
Znalazł wszystko tak, jak się spodziewał. I łóżko i pokój były puste. A najdziwniejsza to, że na krześle i na poręczach łóżka leżało rozrzucone ubranie, jedyne, jakie, według jego wiadomości, gość posiadał, nadto bandaże owego pana. Nawet jego kapelusz o wielkich kresach zwisał niedbale z poręczy łóżka.
W tej chwili Hall usłyszał głos żony, wychodzący z głębi piwnicy i zdradzający w tonie okropną niecierpliwość.
— No i co, czy masz to, czego mi potrzeba?
Na krzyk żony, zawrócił na miejscu i pospieszył ku niej.
— Janka — zawołał z po za baryery schodów piwnicznych — to prawda, co mówił Henfrey. Niema go w naszym pokoju. A drzwi frontowe odryglowane.
Z początku pani Hall nic nie rozumiała, lecz skoro tylko pojęła całą sprawę, postanowiła obejrzeć na własne oczy pusty pokój. Hall ciągle jeszcze trzymający butelkę, poszedł naprzód.
— Jeżeli jego niema — powiedział — jest za to jego ubranie. A ciekawy jestem, co on może robić bez ubrania? To niezmiernie dziwna historya.
Później stwierdzono, że idąc po schodach piwnicznych, państwo Hall doznali takiego wrażenia, jak gdyby drzwi frontowe otwarły się i zamknęły; widząc je zamknięte i nikogo w pokoju, nie zamienili w tej materyi ze sobą ani jednego słowa. Pani Hall wyminęła męża w korytarzu i pierwsza wbiegła na górę. Ktoś kichnął w klatce schodowej. Hall, idąc za żoną o sześć stopni, myślał, że to ona kichnęła; ona zaś, idąc naprzód, sądziła, że to mąż kichnął. Otworzyła drzwi naoścież i spojrzała na pokój.
— A to osobliwe! — zawołała.
Usłyszała pociągnięcie nosem tuż po za uchem, tak się jej przynajmniej zdawało, a obróciwszy się, spostrzegła ze zdumieniem, iż mąż jej stoi przynajmniej o dwadzieścia stóp po za nią na najwyższym stopniu. W tej chwili znalazł się obok niej. Pochyliła się naprzód, położyła rękę na poduszce, a potem pod kołdrę.
— Zimne — zauważyła — musiał wstać od godziny albo więcej.
Nagle zdarzyła się niezmiernie osobliwa rzecz. Pościel z łóżka ścisnęła się razem sama, uniosła się w górę, a potem przeskoczyła przez brzeg łóżka. Wyglądało to zupełnie tak, jak gdyby ręka ujęła pościel, a następnie cisnęła ją w bok. Bezpośrednio potem kapelusz skoczył z pręta, opisał łuk w powietrzu, a wreszcie spoczął na twarzy pani Hall. Potem z równą szybkością poleciała gąbka z umywalni. Wreszcie krzesło, odrzucając niedbale na ziemię ubranie gościa i śmiejąc się oschle głosem, niesłychanie podobnym do głosu gościa, zwróciło się wszystkiemi czterema nogami w stronę pani Hall, poczem zamierzając się na nią przez chwilę, przypuściło do niej atak. Pani Hall pisnęła, pierzchła i odwróciła się, a wtedy nogi stołka oparły się delikatnie, ale mocno, o jej plecy i wypchnęły ją razem z mężem z pokoju. Drzwi zatrzasnęły się gwałtownie, zamknęły na klucz. Stołek i łóżko zdawały się wykonywać przez chwilę tryumfalny taniec, potem nagle wszystko ucichło.
Pani Hall upadła, niemal zemdlona, w ramiona swego męża. Hall i Millie, zbudzona jej piskiem, pełnym trwogi, zdołali z największą trudnością znieść ją na dół, gdzie zastosowali zwyczajne w takich razach środki cucące.
— Duchy! — odezwała się pani Hall. — Wiem, że to duchy. Czytałam o nich w gazetach. Krzesła i stoły skaczą i tańczą...
— Weź jeszcze kropelkę, Janka — rzekł Hall — to cię wzmocni.
— Zamknijcie przed nim drzwi — rzekła pani Hall. — Nie pozwólcie mu wchodzić ponownie. Domyślałam się tego napoły. Powinnam o tem wiedzieć. Takie brzydko patrzące oczy, zabandażowana głowa i nigdy nie chodzi do kościoła. A te wszystkie butelki... więcej, niż ktokolwiek powinien posiadać. On to wpędził duchy w meble... Moje dobre, stare meble! Na tem samem krześle moja stara matka siadywała, kiedy ja byłam jeszcze małą dziewczynką. Pomyśleć sobie, że teraz podniosło się samo na mnie...
— Zażyj jeszcze kropelkę, Janka — rzekł Hall. — Nerwy twoje bardzo wzburzone.
Posłali Millie na drugą stronę drogi przez złote promienie rannego słońca, aby obudziła pana Sandy Wadgers, kowala.
— Pani Hall kłania się pięknie, a meble zachowują się w najosobliwszy sposób. Czy pan Wadgers zechce przyjść?
Był to ogromnie światły człowiek i pełen pomysłów. Zapatrywał się na sprawę bardzo poważnie.
— Niech mnie licho porwie, jeżeli to nie są czary — oświadczył pan Sandy Wadgers. — Nie wam było się wdawać z takiemi, jak on, figurami.
Przybiegł bardzo zafrasowany. Chcieli, aby poszedł z nimi na górę, ale jemu się jakoś wcale nie spieszyło. Wolał rozprawiać w korytarzu. Z przeciwka nadszedł terminator Huxtera i zaczął zdejmować okienice z wystawy sklepu z tytuniem. Przywołano go do wzięcia udziału w dyskusyi. Oczywiście, że w przeciągu kilku minut zjawił się i sam Huxter. Natychmiast ujawnił się anglo-saski geniusz życia parlamentarnego; gadano dużo, ale nie czyniono nic.
— Naprzód fakty — nastawał Sandy Wadgers. — Upewnijmy się wpierw, czy postąpimy słusznie, wysadzając drzwi?
Tymczasem nagle i w sposób zdumiewający drzwi pokoju na górze otwarły się same, a gdy wszyscy zwrócili oczy w górę, ujrzeli ze zdumieniem schodzącą ze schodów, otuloną postać przybysza, wytrzeszczającego więcej niż zwykle te swoje wielkie, szklane oczy. Szedł sztywnym i powolnym krokiem, wpatrując się w obecnych, przeszedł wpoprzek korytarz i zatrzymał się przez chwilę.
— Patrzcie tam! — rzekł, a gdy wzrok ich poszedł za jego palcem, odzianym w rękawiczkę, ujrzeli butelkę sarsaparylli tuż przy drzwiach piwnicy. Potem wszedł do salonu i nagle, szybko, złośliwie, trzasnął im drzwiami przed nosem.
Nikt nie odezwał się słowem, póki nie ucichło ostatnie echo trzaśnięcia drzwiami. Wszyscy gapili się jeden na drugiego.
— No, jeżeli to nie przechodzi wszelkiego pojęcia! — rzekł Wadgers i nie odpowiedział na pytanie.
— Wejdź do środka i rozpytaj się go o wszystko — rzekł potem Wadgers do Halla. — Zażądaj wyjaśnienia.
Upłynęło sporo czasu, zanim mąż gospodyni zdobył się na tę odwagę. W końcu zapukał, otworzył drzwi i zaczął:
— Przepraszam pana...
— Idź do dyabła! — zawołał gość strasznym głosem — i zamknij drzwi za sobą.
W ten sposób skończyła się ta krótka rozmowa.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Herbert George Wells.