Chwała Maryi (zbiór)/Całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Antoniewicz
Tytuł Chwała Maryi
Pochodzenie Poezye O. Karola Antoniewicza T. J.
Redaktor Jan Badeni
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia «Czasu»
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

CHWAŁA MARYI.



AVE MARIA!

N

Na starowiejskiej dzwon zadzwonił wieży
I wszystkich wiernych woła do pacierzy,
Przed matki Boskiej obrazem klękajmy
Duszę i ciało pod Jej straż oddajmy.

Ave. O Matko bądź nam pozdrowiona,
Nadziejo w śmierci i w życiu obrona,
Maria! Tyś jest naszą gwiazdą błogą,
Do wiecznej chwały prowadzącą drogą.

Gratiae plena — Pełna łaskawości
Wznieć w sercach naszych płomyczek miłości.
Dominus Tecum — Pan z Tobą przebywa
Niech serce nasze w Twem sercu spoczywa.

Benedicta — O Błogosławiona,
Przed gniewem Boskim Tyś nasza zasłona

Tu — byłaś, jesteś i będziesz na wieki
Użycz domowi temu Twej opieki.

In mulieribus — między niewiastami
Pozostań matko ciągle między nami,
Et benedictus — i błogosławione
Słowo, w panieńskim żywocie wcielone.

Fructus ventris Tui — Owoc żywota,
Który syońskie otworzył nam wrota,
Jezus — Zbawiciel, Syn Twój ukochany
Ty w Jego święte racz nas ukryć rany.

Sancta — W niebieskiem królujesz Syonie
Na wiecznej chwały, obok Syna tronie;
Maria! — grzesznik w ucisku, utrapieniu —
Znajduję ulgę w Twem słodkiem Imieniu.

Mater — Tyś matką w Tobie ufających
I sprawiedliwych i pokutujących;
Dei — gdyś Zbawiciela nam powiła,
Ziemia Cię matki imieniem uczciła.

Ora — me prośby u nóg Twoich składam,
Nie w nich, lecz w Tobie nadzieję pokładam;
Pro nobis — Boży gniew Maryo przebłagaj
W życiu i śmierci — Ty nam dopomagaj.


Peccatoribus — wstaw się za grzesznikiem,
By wiecznej chwały stał się uczestnikiem;
Nunc et in hora — w każdej życia dobie,
My ufność naszą pokładamy w Tobie.

Mortis nostrae — gdy śmierci godzina wybije,
Niech dusza nasza pod Twój płaszcz się skryje;
Amen — Z pod Twojej na ziemi opieki,
Niech z Tobą w niebie królujem na wieki.




W KAPLICY MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ
W STANIĄTKACH[1].

J

Jako dziś klęczę, tak niejednym razem
Klęczałem tutaj przed świętym obrazem;
A Ty jak gwiazdka, co świeci w obłoku,
Byłaś mem światłem w pielgrzymstwa pomroku.

Dzisiaj powracam, o Matko, do Ciebie,
Płacząc nad ziemią, a marząc o niebie;
Tobie me żale i smutki przedłożę
I kij pielgrzyma u stóp Twoich złożę.

Matko, Ty doradź, matko, wskaż mi drogę.
Bez Ciebie myśleć i kochać nie mogę.
Powiedz, czy w obce mam się udać strony,
Gdzie mi już polskie nie zahuczą dzwony,


Czy mam przeprawić mą łódkę przez morze,
Gdzie mi już polskie nie zaświeci zorze,
Czy też w ojczysty mam wrócić zakątek,
W kraj tęsknych marzeń i łzawych pamiątek.

I tam wśród swoich, jakby na wygnaniu,
Mówić o przyszłem w życiu zmartwychwstaniu?
Choć ciało słabe, ale duch ochoczy,
I nigdy z drogi, co wskażesz, nie zboczy!

Dla mnie rozkazem każde Twe skinienie,
O daj pracować na kraju zbawienie;
A za to wszędzie, zawsze, złożę dzięki,
Choć mnie powiedziesz przez krzyże i męki.

O Matko, objaw, objaw mi Twą wolę,
Matko, przeżegnaj oschłą serca rolę,
Na której smutków porosły piołuny,
Jako złowrogie, pogrzebne całuny.

O Matko, przemów, przemów do mej duszy,
Bo ją świat mroźnem swem tchnieniem wysuszy,
Myśli, jak wichrem pędzone obłoki,
Błądzą, a z myślą błądzą wątłe kroki.

Dziś mnie przywiodły w te mury klasztorne,
W ten raj pokoju. Ach, może pozorne
Dziś szczęście moje, i w jednej godzinie
I to złudzenie z innemi zaginie.

Czym na to przyszedł, by po raz ostatni
Polskę powitać, posłyszeć głos bratni?

Po raz ostatni ten głaz ucałować,
Rzewnie zapłakać i wstecz powędrować?

I gdzieś w obczyznie, w tułacza odzieniu
Prześnić to życie w tęsknocie, cierpieniu?
Matko boleści, w każdym życia razie,
Gdym się pomodlił przy twoim obrazie,

Poczułem w głębi mej duszy wzruszenie,
Jakby głos matki, jak krzyża natchnienie.
Matko, i dzisiaj niechaj tak się stanie,
Daj mi odpowiedź na moje pytanie.




I

I było ciemno, tak ciemno dokoła!
Lampa się tylko w kościele paliła,
A dusza jakby w objęciu anioła
Z goryczy życia rzewną słodycz piła.

I cisza zewnątrz i wewnątrz tak błoga!
Byłem szczęśliwy, jak gdyby w zachwycie,
I czułem bliskość, bliskość mego Boga
I czułem nowe w sercu mojem życie.

Jako pod wieczór błękit się rozchmurza
I szum wzburzonej ucisza się fali,
Tak się i w duszy uciszyła burza,
Jakby głos jaki przemawiał z oddali.

I głos zbawienia jak z krzyża, jak z nieba,
W sen zakołysał wszystkie niepokoje,
I głos tak silny, jakiego potrzeba,
Aby wypłoszyć brudnych myśli roje.

Te, co świat zadał, Bóg rany zagoił,
Zwątlone siły Swą łaską pokrzepił,

I w serce, które świat kłamstwem rozstroił,
Nowego życia nowy zaród wszczepił.

I jeszczem klęczał i jakby zasłona
Dziwacznych widzeń z ócz moich spadała.
Co Syn rozpoczął, to Matka dokona,
Bo nie napróżno Matką nam została.

I w Jej obrazie tonęły me oczy,
Ogień miłości zimną pierś rozgrzewał,
Z obrazu spływał jakiś blask uroczy,
Co pokój święty w moję duszę wlewał.

I jeszczem klęczał na twardym kamieniu,
Świętą koronkę trzymały me ręce,
I w słodkiem ducha mego rozrzewnieniu
O Matki, Syna rozmyślałem męce.

Widziałem Ciebie pod krzyżem stojącą,
Tak jakoś niegdyś na Golgocie stała;
Widziałem Matkę srodze bolejącą,
Jako gdy niegdyś na Syna patrzała.

Dusza ostremi przebita mieczami,
Serce łez krwawych zalane goryczą.
O Matko, nie gardź dziś mojemi łzami,
Matko, Twe miecze niech mi przewodniczą.

Powiedz mi tylko; na Twoje żądanie
Pójdę, gdzie każesz, uczynię, co zdołam;
A kiedy siła w tej pracy ustanie,
Wspomnę na Ciebie, w pomoc Cię zawołam.


W Tobie mą ufność, nadzieję pokładam
I tej ufności będę owoc zbierać.
Tobie więc kornie mą prośbę przekładam;
Mów, ja dla Ciebie chcę żyć i umierać.




B

Bierz za kij twój, bo czas drogi,
Spiesz do pracy kornie, śmiało;
Żniwo wielkie, żeńców mało
W czasie smutku, łez i trwogi.

Bierz za kij twój, przyspiesz kroku,
Nie trać czasu nadaremnie,
Bo nie idziesz sam, bezemnie,
Bo ja będę przy twym boku.

Idź w ufności i pokorze,
Sam twą siłą nic nie zdołasz;
Lecz gdy w pomoc mnie zawołasz,
Moja łaska cię wspomoże.

Matkę dzieciom przypominaj,
Mów o śmierci, zmartwychwstaniu,
Mów o sądzie, zlitowaniu,
Mów i błagaj, proś, zaklinaj!


Mów, że Bóg chce Polskę zbawić,
Choć ją ciężkim krzyżem gniecie,
A lud polski, Boskie dziecię,
Będzie Matka błogosławić.

Z krzyżem w ręku, w sercu z Bogiem,
Wskaż na zmarłych ojców kości;
Słów o wierze, o miłości,
Która leży dziś odłogiem.

Tam daleko, za górami,
Polskie miasta, polskie wioski;
Nędza, smutek, żal i troski,
Ziemia zlana krwią i łzami.

Tam lud woła: Chleba! chleba!
Bo nam dusza wygłodniała,
Jako twardy głaz się stała,
Odkąd pociech nie ma z nieba.

Podłe kłamstwo roztoczyło
Siły duszy; głos Kościoła
Dziś napróżno do nas woła,
Serce jakby się przeżyło.

Dusza żarem wygorzała,
Wichrzą myślą złudne mary;
Jak widownią Boskiej kary
Cała Polska dziś została.

Idź i mów do mego ludu,
By pod krzyżem zgiął kolana,

A przebłaga zemstę Pana,
Miłosierdzia dozna cudu.

Gdy się z wiarą siła sprzęgnie
I moc ducha z ostrzem stali,
Skra miłości pierś rozpali,
Przed nią wroga moc ulegnie.

Wzgardź nauką, która truje
Życia jądro, łamie siłę,
I przemienia kraj w mogiłę
I niewoli pęta kuje.

Wszystkiem wzgardź, co nie jest Bogiem,
Co od prawdy cię odwodzi,
Bo fałsz w martwość się rozrodzi,
Wzniosłych uczuć będzie wrogiem.

Polski ludu, nowy Jobie,
Piłeś gorycz z pełnej czary;
Poznaj kornie boskie kary,
Boś żył długo w grzechów grobie.

Wróć do wiary, wróć do cnoty,
Dawnych grzechów zatrzej ślady,
W sercu uduś jędzę zdrady,
A powróci twój wiek złoty!

Z ojców wiarą ojców chwała,
Szczęście, wolność do nas wróci,
A czas próby Bóg ukróci,
Zmartwychwstanie Polska cała!


Idź i mów o Częstochowie,
W każdym zamku, w każdej chatce
Mów o Jasnogórskiej Matce,
O Tej polskiej mów Królowej.

Choć cię obelg przyjmą gradem,
Z krzyżem w ręku, w sercu z Bogiem
Stań przed każdym polskim progiem,
Idąc Zbawiciela śladem.




M

Matko, u stóp Twych składam moje dzięki,
W rzewności ducha korne i serdeczne,
I kij pielgrzyma chwyciłem do ręki;
Pod Twą opieką me ścieżki bezpieczne.

I czegom zawsze w głębi duszy żądał,
Dziś błogo widzę ziszczone życzenia;
Będę rodzinny, drogi kraj oglądał,
Ziemię bolesnych wspomnień i cierpienia.

O to nie pytam, jaki mnie los czeka;
Na wszystko gotów, żadnej nie znam trwogi.
Wiem, że nademną czuwa Twa opieka,
Wiem, że mi z prawej nie dasz zboczyć drogi.


A jeźli z pracy odstąpią mię siły,
Nie zdołam gwarnych myśli uspokoić,
Kwiatem nadziei umaić mogiły
I w sercach rany głębokie zagoić;

Jeźli nie zdołam mową rzewną, mocną
Serca zwiędniałe w nowy byt odrodzić:
Matko boleści, Ty mi bądź pomocną,
Naucz, jak lud Twój z Twym Synem pogodzić.

Obym mógł martwe ożywić sumienia,
By się z grzechowych oczyściły brudów,
Aby lud polski łaską odrodzenia
Jak słońce jaśniał wpośród innych ludów!

Inni powstaną, do dzieła przydatni,
Jako prorocy i wieszcze w narodzie;
Cnotą, rozumem w ich gronie ostatni,
Będę jak trzcinka przy ciekącej wodzie.

Będę jak żebrak ubogi, wzgardzony,
Który po żeńcach nikłe zbiera kłoski,
Łzami polewał ojczyste zagony
I słowo Boskie niósł z wioski do wioski.

I w kole biednych będę uczył dziatek,
Jak mają chować Boskie przykazanie,
I będę mówił do ojców i matek,
Jak wielkie, święte jest ich powołanie.

Że miłość kraju jest z miłością Boga
Ścisłemi węzły od wieków spojona,

W niezgodzie ludu cała siła wroga,
A jedność ludu tę siłę pokona.

Gdzie prawdy nie ma, tam nie ma jedności,
A prawdy nie ma tam, gdzie nie ma wiary.
Gdzie nie ma Boga, tam nie ma miłości,
I rozdrobnione przepadną ofiary.

I będę krzyża moc i chwałę głosić;
Że nie wart szczęścia, kto nie znał cierpienia,
Że o to ciągle mamy Boga prosić,
Aby nas drogą prowadził zbawienia,

I będę wielbił, Maryo, Twe imię,
Kto Tobie ufa, ten wiecznie nie zginie,
I to, co dzisiaj w serca głębi drzymie,
Za Twą pomocą w życie się rozwinie.

Lecz jeźli smutny wyrok przeznaczenia
Wzgardzi mą pracą i działać zabroni,
Będę ze łzami, z boleścią milczenia
Za kraj się modlił w samotnej ustroni.






CHWAŁA MARYI.
PIEŚŃ PIERWSZA.

L

Lutnio ma wdzięczna, dawnych wspommnień cieniu,
Długoś milczała smutna w zapomnieniu.
Już na twych strunach przyschły łzy gorące
Ścichły radości dzwięki głośno brzmiące...
Dzisiaj na nowo chwytam cię w me dłonie
Dzisiaj na nowo w twe struny zadzwonie
A gdy miłością dusza rozstajała
Oby w te struny swe czucia przelała!
Nie próżnych myśli widma rozgorzałe,
Maryo! Twoją chcę opiewać chwałę.

Ach! to, co serce tak gorąco czuje,
Niech słabym dzwiękiem ma lutnia zwiastuje.
Czuje to serce zimne i wyrodne
Że chwałę Twoją opiewać niegodne!
Mamże więc milczeć, zerwać struny drzące
I zamknąć w sercu uczucia gorące?
Wszakżeś Ty matką — Ty serce niewinne
Och! nie odrzucisz i pienia dziecinne. —

Tobie poświęcam me myśli i tchnienia
Tobie i wszystkie tej lutni westchnienia.
Ach dziecko Matki chwałę, miłość głoszę,
Sługa — hołd serca w ofierze przynoszę.
Serce i pieśni — oto skarby moje
Składam Maryo, dziś pod stopy Twoje!

O Pani Nieba — i ziemi Królowo
Tyś Matką moją, o radości słowo!
To słowo jedno — każdy żal ukoi,
To słowo jedno — każdę ranę zgoi,
To słowo jedno — każdą łzę osuszy,
W tem jednem słowie życie mojej duszy,
W tem jednem słowie nadzieja ma cała,
Być sługą Twoim — cała moja chwała,
Być więźniem Twoim Maryo — me godło,
Być dzieckiem Twojem — oto szczęścia prządło.

Jako w łzach rosy pączek się rozkwita
Tak we łzach człowiek życia zorze wita.
I ciężko nieraz, w tej życia niewoli
I nędzę i nagość, smutek — i bole
I różne życia przebywa koleje
I próżne w sercu więdnieją nadzieje.
Żelaznem berłem nieraz świat mu rządzi
Światłem rozumu zwiedzion często błądzi
I w walce ciężkiej ze światem ustaje
I kark pod jarzmo światowe poddaje.
Nieszczęsny — próżnym blaskiem oszukany,
Całuje ciężkie niewoli kajdany
I nie śmie Matki już wzywać imienia
I do Niej serca wysyłać westchnienia —


Tak biedne dziecko za swą zgubą goni!
Matkę porzuca i od łez Jej stroni
Ale od dziecka Matka nie ucieka!
Z krwawionem sercem, ale na nie czeka.
Czeka i płacze i prosi i woła —
Bo Jej miłości nic wydrzeć nie zdoła
Aby te drogi ciemności porzucił,
Aby skruszony do swej matki wrócił.

Ach! Ona pierwsza ku niemu pospieszy
I łzy osuszy i w smutku pocieszy —
I na zbawienną drogę naprowadzi —
I dumne grzechy i winy zagładzi!
I łez pokuty mu źródło otworzy
I łask swych znowu użyczy obficie,
I duszy nowe przywróci mu życie!
I ciężkie więzy świata tego skruszy
I miłość Boga w kornej wznieci duszy,
I wszystkie żądze do krzyża przybije.
Na krzyżu serce na nowo ożyje
I płaszcz Swój dzielnej opieki roztoczy,
Ku niebu duszy podniesie mu oczy,
Tą, co do nieba prowadzi, jedyną
Cierpień i krzyża prowadząc drożyną.

I ja bym kiedy miał Ciebie porzucić!
I ja bym jeszcze mógł Ciebie zasmucić!
Jeźlim źle czynił uznaję me złości.
Odtąd już Tobie chcę służyć w miłości,
Nic mnie od Ciebie już odwieść nie zdoła,
Do Ciebie dusza o pomoc ma woła:

Wysłuchaj Matko! wysłuchaj Twe dziecie
Miotane burzą po tym zgubnym świecie,
Racz mnie Twą łaską zasilać i wspierać,
Daj mi przy Tobie i żyć i umierać.




PIEŚŃ DRUGA.

J

Jak gdy z gniazdeczka wyleci ptaszyna,
W wesołych pląsach w powietrzu się wije,
I życie swoje pieniem rozpoczyna,
Do słońca zmierza, w obłoku się kryje;

I tę — co jemu gniazdeczko zasłała,
Szuka miłośnie tęsknoty spojrzeniem,
I tę, co jemu pierwszą pieśń spiewała
Wita swą matkę — pierwszem swojem pieniem:

O pieśni moja — leć w chwały przestworze —
Coś długo w głębi duszy mej drzymała,
I tobie zeszło dzisiaj ranne zorze,
I tyś do lotu skrzydełek dostała.

Już Cię w mem sercu dłużej kryć nie mogę,
O! pieśni moja, drząca i nieśmiała —
Miłości gwiazda przyświeca ci błoga,
Kwiatami pieśni zasłaną masz drogę.


I cóż masz czynić w lej płaczu dolinie,
Gdzie z złotych lutni szumem pieśni płyną?
W innej przytułku poszukaj krainie,
Tam niech twe dźwięki łzami się rozpłyną.

Ty do górnego unoś się Syonu
Tam Pani świata — tam nieba Królowa
Tam Matka moja! — zbliż się do Jej tronu
I w tę pokornie odezwij się słowa:

Powiedz, że ciebie dusza ma wysyła
Że Ją za matkę i panią uznała:
Proś, by ci więzy założyć raczyła,
Byś niewolnicą odtąd Jej została.

Proś, by jak matka nad tobą czuwała,
A ty Jej wiernie przyobiecaj służyć,
Byś niczem od Niej odwieść się nie dała,
By cię ku Swojej chciała chwale użyć.

I jako pierwszy kwiatek się rozkwita,
Gdy słońce z ziemi wywodzi go łona,
Miłośnie słońce wonią swoją wita,
I w słońca blasku miłośnie i kona;

Jak Cię Maryi miłość wywabiła
Z duszy tę pierwszą piosnkę niewinną:
Proś by Ci dzisiaj błogosławiła,
I byś do zgonu została niewinną.

I jako gwiazdka kryje się w obłoku,
Pod płaszcz Maryi skryj się pieśni moja —

Tyś przy Niej wzrosła, wytrwaj przy Jej boku,
Przy Niej ostatnia będzie chwila twoja.

A tak w ostatniej życia mego chwili,
Gdy się śnić będą ciemne grobu cienie,
Pieśń o Maryi mą duszę zasili,
Ostatnie ku Niej uniesie westchnienie.

Choć z zimnej lutnię śmierć wytrąci dłoni,
Pieśń nie ucichnie w głębi mojej duszy,
Ona przedemną te cienie pogoni
Do miłosierdzia serce Twoje wzruszy.

I Ty o Matko, do syna pospieszysz,
I sługę — Pani — nawiedzisz wiernego,
I serce biedne, lecz stałe pocieszysz,
I do przytułku weźmiesz mnie wiecznego.

A gdy już zwłoki w ziemi złożą łonie,
Gdy serce w ziemi wiecznym snem zadrzymie
Gdy po twych strunach wiatr, lutnio, powionie,
I wtedy Maryi podasz echom imię!!







  1. Pisane w czasie rozprószenia zakonu, gdy Autor namyślał się, czy zostać w Ojczyźnie, w której nie wolno mu było, tak jak chciał, pracować, czy udać się na misye zagraniczne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Antoniewicz.