Biały byk/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Biały byk
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom drugi
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI. Jak Mambres spotkał trzech proroków i jak ich uczcił dobrym obiadem.

Trzej wielcy ludzie, mający prorocze światło na twarzy, poznali Mambresa jako jednego ze swoich, po paru promykach tego samego światła które zostały mu jeszcze. Skłonili się nisko przed jego palankinem. Mambres poznał w nich także proroków, bardziej jeszcze po ich szatach niż po ognistych smugach, które wychodziły z ich dostojnych głów. Domyślił się, że przybyli zasięgnąć nowin o białym byku; zachowując zwykłą ostrożność, wysiadł z pojazdu, i podszedł ku nim kilka kroków, grzecznie i z godnością. Podniósł ich, kazał ustawić namioty i przygotować obiad, którego trzej prorocy zdawali się mocno potrzebować.
Zaproszono starą, która była nie dalej niż o pięćset kroków. Przyjęła zaproszenie, i przybyła, wiodąc wciąż byka na lince.
Podano dwie zupy, żółwiową i królewską, na zakąskę budyń z języków karpia, wątróbki miętusie i szczupacze, kurczęta nadziewane pistacyami, młode gołąbki z truflami i oliwkami, dwa indyczęta na rakowym i grzybowym sosie, wreszcie chipo lata[1]. Na pieczyste młode bażanty, kuropatwy, pulardy, dzikie kaczki i ortolany z czterema rodzajami sałaty. Serwis na środku stołu był w najlepszym guście. Nic delikatniejszego nad leguminy; nic wspanialszego, świetniejszego i bardziej pomysłowego nad deser.
Zresztą, uważny Mambres baczył pilnie, aby przy obiedzie nie było wołowiny, ani polędwicy, ozoru ani podniebienia wołowego, ani wymion krowich, z obawy by nieszczęsny monarcha, przyglądający się zdala obiadowi, nie myślał że mu chcą urągać.
Ów wielki i nieszczęśliwy władca szczypał trawę w pobliżu namiotu. Nigdy okrutniej nie odczuwał katastrofy, która go pozbawiła tronu na całych siedm lat. „Ach, powiadał sobie w duchu, ten Daniel który mnie zmienił w byka, ta czarownica Pytonissa która mnie pilnuje, ucztują najsmaczniej w świecie; a ja, władca Azyi, zmuszony jestem jeść siano i popijać wodą“.
Wypili sporo wina Engaddi, Tadmor i Chiras. Kiedy prorocy i Pytonissa mieli już odrobinę w czubie, rozmowa przybrała odcień poufniejszy niż przy pierwszych daniach. „Wyznaję, rzekł Daniel, że nie jadałem tak smacznie, kiedy byłem w jaskimi lwów. — Jakto! rzucono pana do jaskini lwów? rzekł Mambres; jakimż cudem pana nie zjadły? — Wiadomo panu przecież, odparł Daniel, że lwy nie jadają nigdy proroków. — Co do mnie, rzekł Jeremiasz, całe życie przymierałem głodem; nigdy nie podjadłem sobie tak smacznie jak dziś. Gdybym miał się urodzić na nowo i gdybym mógł wybierać zawód, wyznaję, że wolałbym sto razy być generalnym kontrolorem lub biskupem w Babilonie niż prorokiem w Jerozolimie“.
Ezechiel rzekł: „Kazano mi spać trzysta dziewięćdziesiąt dni na lewym boku, i jeść przez cały ten czas jedynie chleb jęczmienny, proso, wykę, bób i pszenicę, posmarowane[2]..... nie śmiem powiedzieć. Jedynem ustępstwem które zdołałem uzyskać, to abym mógł je posmarować jedynie łajnem krowiem. Wyznaję, że kuchnia pana Mambrosa jest wykwintniejsza. Mimo to, zawód proroka ma swoje powaby, a dowód że tylu ludzi się go chwyta.
— Ale, ale, rzekł Mambres, wytłómacz mi co znaczy twoja Akola i Akoliba, które tak tkliwie były nastrojone dla koni i osłów. — Och, odparł Ezechiel, to takie ozdoby retoryczne“.
Po tych wynurzeniach, Mambres przystąpił do interesu. Zagadnął pielgrzymów, poco przybyli do ziemi króla Tanisu. Odpowiedział mu Daniel; rzekł, iż królestwo Babilonu jest w ogniu od czasu zniknięcia Nabuchodonozora; że dwór, wedle swego zwyczaju, prześladuje proroków; że wciąż to mają królów u swoich stóp, to dostają po sto odlewanych rzemieni; ostatecznie, zmuszeni są schronić się do Egiptu, z obawy aby ich nie ukamieniowano. Ezechiel i Jeremiasz mówili bardzo długo bardzo pięknym stylem, który ledwie można było zrozumieć. Co do pytonissy, ta zerkała wciąż na swoje bydlątko. Ryba Jonaszowa siedziała w Nilu naprzeciw namiotu, a wąż przewalał się po trawie.
Po kawie, towarzystwo wyszło nad brzeg Nilu. Wówczas, biały byk, widząc trzech proroków, swoich wrogów, jął wydawać okropne ryki; rzucił się na nich bijąc gwałtownie rogami; że zaś prorocy mają tylko skórę i kości, byłby ich przebił na wylot i na śmierć; ale Pan wszechrzeczy, który widzi wszystko i ma sposób na wszystko, zmienił ich w sroki; tak iż mogli gadać jak przedtem. To samo zdarzyło się później Pierydom[3], tak dalece bajka przejęła wątek z historyi.
Ten nowy wypadek obudził nowe myśli w głowie roztropnego Manesa. „Oto, mówił sobie, trzej wielcy prorocy zmienieni w sroki: to nas powinno nauczyć, aby nie za wiele gadać i zachowywać zawsze przystojne umiarkowanie“. Osądził, że mądrość warta jest więcej niż wymowa, i myślał głęboko, swoim zwyczajem, kiedy wielkie straszne widowisko uderzyło jego oczy.





  1. Chipolata, rodzaj zupy cebulowej.
  2. Ezechiel, IV (Przyp. Woltera).
  3. Pierydy, córki króla Macedońskiego Pierusa, wyzwały Muzy do turnieju na śpiew i poezyę; zostały pokonane i zmieniono je w sroki.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.