Benvenuto Cellini (1893)/Tom III/Rozdział XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas,
Paul Meurice
Tytuł Benvenuto Cellini
Podtytuł Romans
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1893
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Józef Bliziński
Tytuł orygin. Ascanio ou l'Orfèvre du roi
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XII.
ODLEWNIA.



Teraz, za pozwoleniem czytelnika, opuścimy na chwilę Chatelet i powrócimy do Nesle.
Posłuszni wezwaniu Benvenuta, robotnicy pospieszyli za nim do odlewni.
Wszyscy znali go przy robocie, lecz nie widzieli jeszcze nigdy podobnego zapału w obliczu jego, nie dostrzegli podobnego płomienia w oczach; ktokolwiek byłby go mógł w tej chwili odlać w formie tak jak on odlewał Jowisza, byłby zbogacił świat najpiękniejszym posagiem, jaki mógł przedstawić geniusz sztuki.
Wszystko było gotowe, model z wosku pokryty pokładem ziemi, oczekiwał ze ściśniętego obręczami żelaznemi pieca kapsulowego, godziny życia.
Drzewo było już nałożone, Benvenuto zapalił je z czterech stron; drzewo starannie wysuszone zajęło się z nadzwyczajną szybkością a płomienie wnętrze pieca ogarnęły; model tworzył środek ogromnego ogniska. Wtedy wosk zaczął odpływać przez otwory, robotnicy w tymże czasie kopali rów w pobliskości pieca, gdzie rozpuszczony metal miał spływać, gdyż Benvenuto nie chciał tracić ani chwili i skoro model się wypali, postanowił przystąpić natychmiast do odlewu.
Piec hutniczy również był gotowy, Benvenuto napełnił go bryłami miedzi i lanego żelaza, ułożonemi warstwami symetrycznie jedna na drugiej, ażeby ciepło przenikało wszystko zarówno i żeby topienie zaczęło się odbywać szybciej i zupełniej.
Podłożył ogień jak pod pierwszy, i wkrótce, ponieważ stos składał się z sośniny, żywica która z niej spływała w połączeniu z palnością drzewa, wydała płomień gwałtowny, który wzniósłszy się wyżej niż się spodziewano, zaczął dach odlewni obejmować i wkrótce go zapalił.
Na ten widok a raczej wnosząc z gorąca pożaru, wszyscy robotnicy, oprócz Hermana, oddalili się, lecz Herman i Benvenuto byli dostatecznymi do stawienia czoła wszystkiemu.
Oba wziąwszy siekiery do rąk, zaczęli podcinać słupy dach podpierające.
W kilka chwil potem padł dach zajęty.
Wtedy Herman i Benvenuto uzbrojeni bosakami nagarnęli palące się szczątki belek i krokwi do pieca, tym sposobem z zwiększeniem ilości paliwa i metal wrzeć zaczynał.
Lecz Beuvenuto utracił siły.
Od sześćdziesięciu godzin nie zmrużył oka, a od dwudziestu czterech nie przyjmował pożywienia; był on duszą tej czynności, osią całego ruchu.
Gwałtowna febra zaczęła nim miotać; po żywym rumieńcu nastąpiła bladość śmiertelna.
W przestrzeni ogrzanej do tego stopnia, iż nikt przy nim stać nie mógł, on jednak czuł drżenie członków i zęby mu dzwoniły, jakby się znajdował wśród śniegów Laponii.
Robotnicy spostrzegłszy go w tym stanie, zbliżyli się; chciał się im opierać, zaprzeczać osłabieniu, bo dla niego ulegać konieczności było hańbą, lecz nareszcie musiał przyznać, że się czuje osłabionym.
Szczęściem topienie dochodziło do końca, najtrudniejsza czynność była załatwioną, reszta była robotą czysto mechaniczną, łatwą do wykonania.
Wzywał Pagola, lecz go nie było.
Jednakże na wołania towarzyszy, którzy chórem krzyknęli na niego, Pagolo się zjawił tłómacząc, że modlił się o pomyślne udanie odlewu.
— Nie czas się modlić — zawołał Benvenuto — Bóg sam wyrzekł: kto pracuje ten się modli. Ta godzina przeznaczona jest do pracy Pagolo. Słuchaj, czuję, że mnie siły odstępują, lecz czy umrę lub nie, potrzeba ażeby żył mój Jowisz. Pagolo mój przyjacielu, tobie powierzam wykonanie odlewu, pewnym będąc, że jeżeli zechcesz, uda się równie jak mnie. Pagolo, wiesz dobrze, że metal nie długo będzie gotów, znasz się dostatecznie na stopniu jego topliwości. Gdy dojdzie do czerwoności, każesz wziąć drągi Hermanowi i Szymonowi. A mój Boże co ja mówię? Tak, potem obaj przebiją otwory w piecach, wtedy metal zacznie wypływać; jeżeli umrę powiesz królowi, że mi przyobiecał łaskę i że przychodzisz prosić ojej spełnienie w mojem imieniu.. to jest... O! mój Boże nie przypominam już sobie... O cóż miałem prosić króla? A tak... Askanio panem Neslu... Blanka córka prewota... d’Orbec.. pani d’Etampes!... A! Boże tracę zmysły...
Benvenuto zachwiawszy się na nogach upadł w objęcia Hermana, który go zaniósł jak dziecię do pokoju, tymczasem Pagolo objąwszy kierunek czynności, wydawał stosowne zlecenia.
Benvenuto dostał gwałtownej gorączki połączonej z majaczeniem.
Katarzyna, która podobnie jak Pagolo musiała się modlić, nadbiegła mu na pomoc; Benvenuto powtarzał ciągle: Umarłem... umrę... Askanio!... co się stanie z Askaniem.
To konanie trwało blisko godzinę; Beuvenuto był ciągle w stanie osłupienia, gdy w tem wbiega do jego pokoju Pagolo, blady, pognębiony, zawoławszy:
— Niech Jezus i Matka Najświętsza opiekują się nami mistrzu, wszystko stracone, pozostaje tylko wzywać pomocy nieba.
Jakkolwiek Benvenuto znajdował się w opłakanym stanie, któryśmy usiłowali opisać, wyrazy te, jak ostrze sztyletu, przeniknęły do głębi serca jego.
Zasłona pokrywająca władze umysłowe, przedarła się i podobnie jak Łazarz powstający na słowa Chrystusa, podniósł się na swojem łożu zawoławszy:
— Kto mówi, że wszystko stracone gdy Benvenuto żyje jeszcze?
— Niestety to ja mistrzu — rzekł Pagolo.
— Podły nikczemniku! — zawołał Benvenuto — przeznaczeniem było ażebyś mnie podwójnie zdradził! Lecz bądź spokojny! Jezus i Matka Najświętsza, których przed chwilą wzywałeś, opiekują się poczciwemi i ukarzą zdrajców...
W tej chwili usłyszał głosy robotników, którzy z rozpaczą wołali: Benvenuto! Benvenuto!
— Jestem! jestem! — odpowiedział artysta wyskakując z pokoju, blady lecz pełen sił i przy zdrowych zmysłach.
— Otóż jestem i biada tym, którzy nie będą pełnić swej powinności.
W kilku skokach Benvenuto stanął w odlewni; tam ujrzał wszystkich robotników osłupiałych i pognębionych, zostawiwszy ich czynnych i gorliwych.
Herman nawet wydawał się umierającym ze znużenia, oparł się o słup pozostały od dachu odlewni.
— Słuchajcie mnie — zawołał Benvenuto okropnym głosem, wpadając pomiędzy nich jak bomba, nie wiem jeszcze co się stało, lecz na moję duszę, mówię naprzód, że jest środek naprawienia złego.
— Bądźcie tylko posłuszni teraz gdy mnie widzicie; lecz bądźcie posłuszni nieograniczenie, bez żadnych uwag ani słowem, ani poruszeniem, niech się nikt mnie nie opiera, bo przypłaci to życiem...
— To jest dla złych. Dobrym zaś powiem tylko słowo: Idzie o oswobodzenia Askania, któregoście tak lubili.
— Dalej do roboty!...
Poczem zbliżył się do pieca dla przekonania o stanie roboty.
Zabrakło drzewa i metal zastygł, tak, że jak mówią, giserzy, zmnienił się w ciasto.
Benvenuto sądził zatem, że się to da naprawić; bezwątpienia Pagolo wydał mylne rozporządzenia albo zaniechał dozoru i stosowny stopień ciepła nie był utrzymany; szło zatem o przywrócenie siły płomieniowi, ażeby metal przywieść do stanu płynności.
— Po drzewo, po drzewo, biegnijcie do piekarzy i płaćcie ile zechcą, choćby przyszło kupować na funty; znoście wszystko z podwórza, z domu!..
— Wywal drzwi małego Neslu Hermanie jeżeli Perrina nie zechce ci ich otworzyć, zabierz tam wszystko drzewo, ta zdobycz jest dozwoloną bo jesteśmy w otwartej wojnie z prewotem.
— Po drzewo, po drzewo!...
I by dać przykład, Benvenuto pochwycił siekierę i zaczął nią podcinać jeden z pozostałych słupów od pokrycia odlewu, wszyscy się rozpierzchli a wkrótce wracali obładowani drzewem.
— Wybornie, teraz zaś — zawołał Benvenuto — czy zechcecie mnie uważnie słuchać?
— Mów mistrzu — zawołali; będziemy słuchać dopóki nam tchu stanie.
— Wybierajcie dębinę i nakładajcie piec tylko tym drzewem, bo płomień jego jest najżywszy, to lekarstwo skutecznie działać zacznie.
W tej chwili dębina spadła gradem do pieca z taką szybkością, że Benvenuto zawołał: dosyć!
Zapał ożywiający jego duszę, przejmował wszystkich; rozkazy jego, znaki, poruszenia, wszystko było zrozumiane i natychmiast wykonywane.
Pagolo tylko mruczał pod nosem:
— Chcesz wykonać niepodobieństwo mistrzu; jestto opierać się woli Opatrzności...
Na to Cellini odpowiedział spojrzeniem wyrażającem: Nie troszcz się, jeszcześmy z sobą nie skończyli.
Nakoniec metal wrzeć zaczął. Wtedy Benvenuto odetkawszy otwór modelu kazał uderzyć w szczeliny pieca zalepione gliną, co w tej chwili wykonano. Lecz jakby do końca to dzieło olbrzymie miało być podobnem do walki Tytanów, po przebiciu otworów Benvenuto dostrzegł, że metal nie spływał z dostateczną szybkością co wskazywało, że go wkrótce zabraknie...
— Niech połowa z was pozostanie przy piecu dla utrzymania ognia, a druga połowa za mną.
Poczem w towarzystwie pięciu robotników pobiegł do zamku; w kilka chwil powrócili wszyscy obładowani naczyniami srebrnemi, cynowemi, miedzianemi, bryłami kruszców lub wyrobów nieukończonych.
Za przykładem Benvenuta wszyscy ciskali do pieca bogate ciężary poznoszone, które ogień chłonął; bronz, ołów, srebro, naczynia proste, cudowne rzeźby, wszystko znikało jakby zniknął sam mistrz gdyby się był rzucił w płomienie.
Dzięki temu zwiększeniu materyału, spiż stał się doskonale płynnym i jakby żałując swego poprzedniego wahania, zaczął się wydobywać z obfitością.
Wtedy jeszcze nastąpiła chwila lękliwego oczekiwania, przemieniła się ona nawet w trwogę, gdy Benvenuto spostrzegł, że spiż zatrzymał się przed otworem modelu; lecz wziąwszy długą tykę wsadził ją wewnątrz modelu i przekonał się, że metal wylał się nawet po za głowę Jowisza.
Wtedy padłszy na kolana złożył dzięki Najwyższemu; dzieło, które miało wybawić Blankę i Askania, było dokonane, a teraz czy Bóg dozwoli ażeby było wykończone doskonale?
O tem mógł się dopiero nazajutrz przekonać, Wraz ze świtem Benvenuto ubrawszy się pobiegł do odlewni.
Spiż jeszcze się tak gorącym okazał, że nie wypadało go poddać działaniu powietrza, lecz Celliniemu pilno było przekonać się, czego się miał spodziewać lub obawiać, nie mógł się wstrzymać i zaczął odkrywać głowę posągu.
Gdy dotykał ręką modelu, był tak jak trup bladym.
— Czy pan jeszcze jesteś słaby — odezwał się głos, po którym Benvenuto poznał Hermana — lepiej żebyś się położył.
— Mylisz się mój przyjacielu — rzekł Benvenuto, zdziwiony, że Herman wstał tak rano — lecz ty co tu robisz o tej godzinie?
— Przechadzałem się — odpowiedział Herman czerwieniejąc — lubię bardzo ranną przechadzkę; czy mam panu dopomódz?
— Nie, nie, niech nikt nie dotyka modelu, powiedz to wszystkim.
— Poczekaj Hermanie, i zaczął uchylać zwolna górną część posągu.
Skutkiem cudownego przypadku okazało się, że model jaknajdokładniej wypełnionym został metalem.
Gdyby Benvenuto nie był wpadł na myśl wrzucenia do pieca swoich sreber i innych metali, głowa byłaby w części nie odlaną a tem samem posąg zepsuty.
Szczęściem ta część główna posągu udała się najwyborniej.
Ten widok ośmielił Benvenuta do odkrycia reszty posągu, Stopniowo opadała powłoka jak kora z drzewa i nakoniec Jowisz uwolniony z pokładu, ukazał się majestatycznie jak przystało bóstwu Olimpu.
Nigdzie nie brakowało metalu.
Gdy nareszcie zgromadzeni robotnicy, którzy pojedynczo nadchodzili, podobnie jak Benvenuto wiedzeni ciekawością, ujrzeli ostatnią warstwę ziemi obłupaną z modelu, wydali okrzyk radości, a to ocknęło Benvenuta, który nie uważał na milczących towarzyszy.
Podniósł on z dumą głowę i z uśmiechem zadowolenia przemówił:
— Obaczymy czy król Francyi będzie mógł odmówić łaski człowiekowi, który go obdarzy podobnym posągiem.
Poczem jakby żałując, że się dał uwieść wrażeniu zarozumiałości, padł na kolana i głośne złożył podziękowania Bogu.
Po skończeniu modlitwy, Katarzyna przybiegła z oznajmieniem, że pani „Jakóbowa Aubry,” przyszła mówić z nim na osobności i ma list od męża, którego nikomu powierzyć nie może.
Benvenuto kazał sobie po dwakroć powtórzyć nazwisko przybyłej, gdyż wątpił, czy student ma żonę, Mimo to pośpieszył na wezwanie, pozostawiwszy towarzyszów radujących się ze sławy mistrza swojego.
Pagolo przypatrzywszy się dokładnie posągowi, zwrócił uwagę, że było wyżłobienie w napiętku bożka, pochodziło to zapewne z powodu zajścia powietrza do modelu.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Paul Meurice, Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: Józef Bliziński.