Anielka w mieście/Rzeczy tajemnicze

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w mieście
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


10. Rzeczy tajemnicze.


Anielka wreszcie znalazła kogoś, kom u powinna była pomagać i myśl o tem dodawała jej otuchy podczas dnia pracy.
Pani Kudelska nie czuła się lepiej. Policzki jej pałały, a dłonie były wciąż zimne.
— Nie, lekarz mi niepotrzebny, — broniła się, — najważniejsze, żebym miała spokój.
Ale po kilku chwilach przywołała znowu do siebie Anielkę.
— Może Aniela będzie dzisiaj wychodzić? — pytała. — To może Aniela uczyni mi jedną przysługę. Wie Aniela, gdzie znajduje się przędzalnia jedwabiu na ulicy Młyńskiej. Właśnie ja tam pracuję. Gdyby Aniela tamtędy przechodziła, proszę wstąpić i wytłumaczyć mnie. W poniedziałek z pewnością przyjdę do pracy, a nawet może jeszcze wcześniej. W fabryce nie lubią, jak człowiek choruje.
I zmęczone powieki przymknęły się znowu, a Anielka znowu dostrzegła głębokie zmarszczki na czole chorej.
Przędzalnia jedwabiu! Jak skamieniała stanęła Anielka przy łóżku. Więc takie przędzalnie i w mieście bywają? Pani Kudelska pracowała w przędzalni! A gdzie mieszkał jej mąż? Wogóle skąd pochodziła? Anielka odrzuciła wtył głowę jakby pragnęła zebrać całą siłę młodzieńczości, aby dopomóc tej kobiecie przy wydostaniu się ze znienawidzonej fabryki. Usłyszała już jednak znowu głos pani Kudelskiej:
— Aniela także pracowała w przędzalni, prawda? Dla dzieci ta praca jest szczególnie ciężka. My, starzy musimy sobie dawać jakoś radę, bo nam już nic innego w życiu nie pozostało.
Ale czy to wogóle było możliwe?
Przez maleńkie okienko w dachu wnikał do izdebki upojny zapach świeżej czekolady. Zapach ten zdawał się zasnuwać mgłą całe zrozumienie Anielki tych wszystkich rzeczy, o których ostatnio tak często myślała. Wszystko nagle prysło, jak sen. Anielka w tej chwili myślała jedynie o słodkiej doskonałej czekoladzie, którą tam, obok fabrykowano i której ona jeszcze nigdy nie kosztowała nawet. W tej chwili odczuła jakąś dziwną pustkę w żołądku.
— Myślę, że już pora nakrywać do stołu, — usprawiedliwiła się przed panią Kudelską. — Przyjdę tu znowu później, a do przędzalni wstąpię napewno.
Gdy Anielka krajała chleb na podwieczorek dla Staśka, nóż trzymany w ręku zatapiał jej się coraz głębiej w białym miąższu, tak że kromka chleba z jednej strony była bardzo gruba, z drugiej zaś należało uczynić ją trochę cieńszą. Takich nierównych kawałków pani Bielawska poprostu znieść nie mogła, to też Anielka pośpiesznie resztą bochenka zamknęła do kredensu, położyła na każdym kawałku ukrajanym odrobinką sera i śpiesznie zbiegła do sklepu.
Jakże ten czas dzisiaj prędko mijał! Anielka powinna jeszcze pobiec do mistrza piekarskiego Bączka naprzeciw i zamówić u niego okrągłe drożdżowe placuszki na niedzielę. Pozatem musi koniecznie oczyścić do wieczora miedziane rondle i mosiężną maszynkę do kawy. Pani Bielawska zapowiedziała, że wieczorem będą piekły drobne ciasteczka dla gości, więc przy pieczeniu Anielka też będzie musiała pomóc swej chlebodawczyni. Czy uda jej się wymknąć na chwilę z domu i skoczyć do przędzalni?
— Spóźniłaś się dzisiaj, — wyszeptał Stasiek, gdy Anielka wreszcie z talerzem w ręku ukazała się w warsztacie. — Za chwilę sam przybiegłbym na górę! Patrzcie, co za kromki chleba! Dzisiaj napewno majstrowa chleba nie krajała!
I Stasiek z apetytem zatopił białe zęby w świeżym chlebie, a Anielka uśmiechnęła się doń wesoło.
— Otwórz tamtą szufladę, jest w niej coś dla ciebie! — rzekł Stasiek po chwili.
— Tak, co takiego? — zaciekawiona, podbiegła Anielka do długiego stołu.
Gdy otworzyła szufladę, dostrzegła na białym papierze wyrysowane dwie głowy ludzkie o długich włosach, sympatycznych twarzach i radośnie błyszczących oczach.
— Ale to nie twoja robota, — rzekła, przyglądając się rysunkom ze zdziwieniem.
— Naturalnie, że moja, możesz mamę zapytać, — triumfował Stasiek. — Potrafię jeszcze ładnie rysować, jak mam dużo czasu.
Anielka spojrzała na Staśka z niemym podziwem. Nagle odczuła, że i on tutaj, w warsztacie stanowczo nie był na odpowiedniem miejscu.
— Powinieneś zostać rysownikiem, — rzekła nieśmiało, zwracając się doń po chwili. — Pomów na ten temat z matką.
Ale Stasiek potrząsnął głową:
— Ja muszę zarabiać. Trzeba zaciąć zęby i pracować. Może kiedyś, później, jak będą miał więcej pieniędzy... wtedy gwizdnę na wszystko, zwiążę tłomoczek i wyruszę w świat.
Spojrzenia dwojga młodych spotkały się w tej chwili i połączyły się w blasku radosnych nadziei na przyszłość.
— Jabym też chciała w świat powędrować, — zwierzyła się Anielka, — wszystko jedno dokąd. — Nagle jednak zawołała, pod wpływem nieprzyjemnego przypomnienia: — Boże święty, muszę przecież biec do Bączka naprzeciw, i... i, — Anielka zawahała się, a Stasiek nie mógł pojąć, co jej się nagle stało. Ma Staśkowi powiedzieć, czy lepiej nie? Ale Staśkowi przecież można wszystko zaufać.
— Słuchaj, pani Kudelska na górze jest chora — wyszeptała po chwili namysłu. — Prosiła, żebym ją wytłumaczyła w przędzalni na ulicy Młyńskiej, ale zupełnie nie wiem, kiedy będę mogła się tam wyrwać.
Stasiek wstał z miejsca, jego biada chłopięca twarz była teraz całkiem poważna.
— Ja pójdę za ciebie, — rzekł krótko. — A co fest pani Kudelskiej? Kto jest teraz przy niej?
— Więc ty ją znasz? — zdziwiła się Anielka.
— Przecież moja matka wynajmowała dla niej pokój w tym domu. Chciała koniecznie tutaj zamieszkać, dlatego...
Teraz znów Stasiek się zawahał i zmieszał się nagle, gdy pytający wzrok Anielki spoczął na jego twarzy.
— Muszę iść, bo już późno, — usprawiedliwił się wreszcie. — O tem może powiem ci kiedyś indziej.
Ale ciekawość Anielki paliła się Już jasnym płomieniem.
— Pani Kudelska zawsze wieczorem stawia na oknie zapaloną świecę, — usiłowała podtrzymać rozmowę.
— O tem nie powinnaś nikomu mówić, — doradził Stasiek dziwnie obcym głosem, — bo mogłabyś wiele zmartwienia przysporzyć. Pani Kudelska prawdopodobnie też cię o to prosiła.
Twarzyczka Anielki spłonęła wstydliwym rumieńcem.
— Ja przecież nikomu innemu nie opowiadam! — wyszeptała, obrażona nieco. — Te twoje rysunki zabiorę któregoś innego dnia!
Gdy jednak znalazła się na górnej platformie schodów, odwróciła się nagle i obejrzała nieśmiało. Twarzyczkę już miała bledszą, a serce zmiękło jej również.
— A może lepiej rysunki teraz zabiorę, — zawołała w stronę zdziwionego Staśka i nie patrząc nań, wbiegła zpowrotem do warsztatu, chwyciła dwa białe arkusiki papieru, poczem szybciej jeszcze pobiegła na górę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.