Przejdź do zawartości

Anafielas (Kraszewski)/Pieśń trzecia i ostatnia. Witoldowe boje/XXXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Anafielas
Podtytuł Pieśni z podań Litwy
Tom Pieśń trzecia i ostatnia

Witoldowe boje

Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1843
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cała pieśń trzecia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXXVII.

Po Wileńskim zamku chodzi
Sam Jagiełło; chodzi smutny,
Czegoś tęskny; czegoś ciężko
Mu na piersiach i na głowie;
Odwróci się, słowo powié,
I znów chodzi, i znów duma;
Aż Bojara wziął Rusina
Do ogniska; tak zaczyna:

— Słuchaj, Siemion! tyś niedarmo
Rusin; w tobie jest Rusina
Chytrość wielka, rozum wielki;
I niedarmo cię używam,
Do wielkiego wzywam dzieła,
Chcesz-li twemu służyć Panu,
Choćby służbę krwią przypłacić? —


Rusin czołem bije w ziemię.
— Jam twój, Panie! ja i plemie,
Do ostatniéj krwi kropelki,
Do dziecięcia, co w kolebce
Pierś matczyną ssie dopiéro.
Każ, a spełnię, co rozkażesz,
Choćbym cztéry stradał życia. —

Życia twego mi nie trzeba,
Ale głowy, Semen, twojéj.
Wiész Witolda! On z Zakonem
Klin mi w moję Litwę bije,
Na połowę ją rozpłatał,
Z wszystkim wrogiem się pobratał
I rozpisał ziemie moje.
Mnie nie walczyć teraz z niemi,
Mnie gdzieindziéj los mój woła.
Ty wiész — Polska chce mnie Panem.
Dwóch państw losy się kojarzą.
Nie czas z nim prowadzić wojnę.
Niech powróci. Trok nie mogę,
Dam Podlasie, zamki liczne,
Dam dzierżawy, dam swobodę,
W równi z sobą go wywiodę;
Niech z Zakonem zerwie zmowę,
Mojéj Litwy dam połowę!
Słyszysz, Semen! Idź do niego,
Mów ode mnie, niech powróci,

Wszystko niech w niepamięć rzuci —
Moje losy z jego losem
Zwiążę; dam mu, co zażąda. —

Semen słucha, głową kręci,
Wszystko bierze do pamięci,
Wszystko od słowa do słowa
Po jednemu w sobie chowa;
Nic nie rzekł, upada twarzą,
I milczący na koń siada,
Sam jeden w pole się goni.


W Królewieckim białym grodzie
Czemu smutno? Jakie śpiewy?
Jakie krzyki i jęczenia?
Jakie płaczki idą, płaczą?
Jaka matka tam z rospaczą,
Włos puściwszy na ramiona,
Jęczy, idąc rozżalona?

Witoldowych pogrzeb dzieci.
Jan i Jerzy w jednéj trumnie,
W różanych kwiatów posłaniu,
Na spoczynek idą wieczny.
Mistrz im pogrzeb sprawił wielki:
Mnichy w białych płaszczach idą
I śpiewają; a chorągwie
Powiewają; wóz żałobny,

Czérwonemi sukny kryty,
Lśni się kwiatami i złotem.
Pod szkarłatnym, pod namiotem,
Na trumience w kwiaty strojnéj,
Dwoje dzieci śpi, białemi
Twarzyczkami świeci swemi;
A za niemi matka leci!
A za niemi sznurem długim
Płaczki z pieśni pogańskiemi.
Xięża z pieśnią chrześciańską,
I sam Mistrz cóś idzie smutny.
Bracia, kapłani Zakonu,
I rycerze, i lud wielki,
Tak ich wiodą do mogiły.

Witold z okna zamkowego
Na pogrzebny orszak patrzy;
A z oczu mu łzy nie biegą,
A twarz blada, marmurowa,
Nieruchoma, jak w świątyni
Posąg stoi, u grobowca.

Pod oknami, łachmanami
Osłoniony odartemi,
Nędzarz jakiś sparty stoi;
To w Witolda patrzy oczy,
To na pogrzeb spójrzy, wzdycha;
I wyciągnął dłoń zmarszczoną,
Głowę odkrył ubieloną.

— Panie! w imie twoich dzieci! —
— W imie dzieci?! Nie mam dzieci! —
Witold zaśmiał się z goryczą.
— W imie dzieci, których niéma,
W imie żalu twego, Panie,
Chciéj posłuchać mnie biednego!
Ja ci wieść przyniosłem z Litwy! —
— Z Litwy! — Witold westchnął ciężko. —
O, na Litwie, na rodzonéj,
Jak w Królewcu, pogrzeb wielki:
Wszystko stare, wszystko młode,
Wszystko wielkie, grzebią razem,
Wszystką po ojcach puściznę,
Wiarę naszą i zwyczaje,
Wszystko! Biedna, biedna Litwa!
Wielka otwarta mogiła! —
— Wielka kolebka, o Panie!
A nad nią wielkie świtanie,
Zorza dnia niewygasłego! —
— Któś ty? — Witold wrzący spyta.
— Kto? — jam nędzarz, jam posłaniec.
Lecz tu i mur słowa chwyta.
Czy pozwolisz mi do siebie? —
— Wchodź tu, starcze! przybliż śmiało. —
Semen obejrzał się wkoło.
Mrok już padał. Wszedł w komnaty,
I poselstwo Jagiełłowe
Rzucił w ucho Witoldowe.

Błysnął okiem Witold żywo,
Ścisnął starca. — Dałeś życie!
Wynagrodzę cię sowicie!
Idź, Jagielle nieś ode mnie
Dobre wieści. Zgoda z nami,
Wszystko stare zapomniane.
Daję rękę. Za dwie doby
Jam u niego. O mnichowie!
Pomszczę dzieci wam na głowie! —

Semen do nóg mu upada,
I znikł w ciemni. Witold siada.
Dwie łzy nieme twarz mu zlały,
Dwie łzy srébrne popłynęły:
Jedna za ojcem Kiejstutem,
Druga za dziećmi biednemi!
— Jagiełło mojego ojca,
Mistrz moich dzieci zabójca!
Obie rany niezgojone!
Obie śmierci niepomszczone!
Cicho, serce! nie bij w łonie!
Obie śmierci pomścić trzeba!
Bogi moje! dajcie życia!
A umoczę obie dłonie
W krwi lub we łzach moich wrogów! —







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.