Anafielas (Kraszewski)/Pieśń trzecia i ostatnia. Witoldowe boje/XXXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Anafielas
Podtytuł Pieśni z podań Litwy
Tom Pieśń trzecia i ostatnia

Witoldowe boje

Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1843
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cała pieśń trzecia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXXVIII.

Smutne to było dwóch braci spotkanie,
Ponura zgoda, co ich ręce splotła.
Obódwu w ustach konały wymówki,
Obu pierś żałość i chęć zemsty gniotła.
A jednak Witold i Jagiełło razem
Dłoń wyciągnęli. — Zapomnim przeszłości.
Zgoda na przyszłość! Litwa nam wystarczy.
Oba się zmieścim na rodzinnéj ziemi. —

Witold spójrzeniem żarzącém mu na to
Odrzekł i zmilczał. Potém u ogniska
Siedli. Nie wiedzą, jak począć rozmowę.
A wszystko, co ich otacza, dotyka,
Dawne im czasy, braterską ich przyjaźń,
Młodzieńcze lata zgody przypomina.
Między przeszłością, między dniem dzisiejszym,

Ile wypadków, ile krwi przelanéj,
I nienawiści powoli zebranéj!
Jagiełło sięga po Polską koronę,
Witold chce Litwę zagarnąć pod siebie.
Piersi wzburzone, czoło namarszczone,
A każdy w sobie tajemnicę grzebie.

Jagiełło przecie ozwał się do brata,
Róg miodu złoty wyciąga ku niemu.
— Pijmy na zgodę. Bracie! lat niewiele,
A odmian tyle, wypadków bogato!
Jam Chrześcianin, tyś już chrztem obmyty. —
Witold się tajnie uśmiechnął szydersko.
— Jam nawrócony — rzekł Jagiełło daléj —
Wielki Bóg Chrześcian! Bóg to matki mojéj!
Bóg wszego świata! —
Bóg Polski, mój bracie! —
Bóg Niemców — odparł Jagiełło szydersko. —
Ja w niego wierzę, bom poznał prawdziwą
Wiarę, i sercem ku niéj przystąpiłem. —
— Sercem? — rzekł Witold. — Jam przystąpił głową,
A Bogów ojców mych nie zapomniałem.
Przyjąłem chrzest ich, bo przyjąć musiałem.
Dali mi imie Wiganda Konrada.
Chrzciłem w Królewcu i chrzciłem w Taplawie,
Chrzciłem na Rusi, i ochrzczę w Krakowie. —
— Nie żartuj, bracie! Wielki Bóg chrześciański!
Karze bluźnierców, zabija za zdradę —


Witold zamilczał. — Ty naprawdę, bracie,
Mnichem zakończysz! — wybuchnął po chwili —
Ty, coś nabożny taki był do Znicza!
Co się tak lękał piorunowych gromów! —

Chwilę Jagiełło milczał i zadumał,
Obejrzał trwożnie i szepnął do brata:
— Wieszże? Witoldzie! ja i teraz jeszcze
Starych się Bogów naszych ojców boję!
Gdy nocą z Znicza ołtarzów zabłyśnie
Na moje okna światło jego blade,
Strach mnie przejmuje. Gdy Perkun grzmi z nieba,
Kryję w komnaty; nie wiém gdzie uciekać;
Usta się same modlą do Perkuna.
Lecz Bóg chrześciański silniejszy mnie broni! —

Słucha go Witold oparty na dłoni,
I nic nie mówi, zamyśla głęboko.
Wtém się po zamku rozlega tętnienie.
Zmrok był, a słońca ostatnie promienie
W otwarte okna czérwone wpadały;
We świetle jego gorzał zamek cały;
Zdala od murów Zniczowéj świątyni,
Po jasném niebie dym się wił z ołtarzy;
A czarna chmura, nad głowy zwieszona,
Płynęła w stronę Litewskiego wschodu.

— To posły nasze — rzekł Jagiełło dumnie —
Wracają z Polski. Lachy jadą z niemi.

Wiész, że do Polski na Króla mnie proszą.
Ochrzcimy Litwę. Wielki Bóg chrześciański
Będzie mnie swoją osłaniał opieką.
Ja Mu dam wiele, wiele dusz poddanych,
I krzyże Jego na wieżach zaszczepię,
A Litwę z Polską połączę na wieki. —

Drzwi się otwarły, dowódźca zamkowy,
Jamund, o posłach Lackich oznajmuje.
Oni podchodzą i schylają głowy.
Jagiełło rękę swą ku nim wyciąga,
I każe rogi podawać złocone;
Prosi ich usiąść na ławach, skórami
Krytych, co wkoło ognia rzędem stoją;
Sam się ciekawie patrzy w posłów twarze.
Starce to, ale rumiane ich lica,
Piersi zbrojone blachy żelaznemi,
Suknie do ziemi, długi włos na głowie,
I brody bujne, i wąsy szérokie,
Na szyi złote zwieszone łańcuchy,
Szable u boku, noże za pasami,
Płaszcze złociste, sobolem podbite,
Kołpaki futry drogiemi pokryte.

Na czele posłów Włodźko z Ogrodzieńca,
Za nim z Ostrowa Krystyn szedł Podczaszy,
I Piotr Szafraniec, i Hincza z Rogowa.
Wiedli ich posły Jagiełły, z powrótem
Z Polskiego kraju, od Lackiéj Królewnéj,

Skirgiełł, i Wigund, i Borys, Xiążęta,
I Hanul stary, Namiestnik Wileński,
Co się z Trockiego ognia uratował.
Oni tam dary złożyli Jadwidze,
A w zamian darów niosą obietnice,
Że się dwa kraje, dwa połączą ludy,
Jagiełło będzie nad Polską panował.

Wtém drzwi się drugie otworzą — Xiążęta:
Korybut, Lingwen, wchodzą do komnaty,
Obok Jagiełły kręgiem wszyscy stają,
Posły schylają i mówić rozpoczną.
Słodko Jagielle brzmi w uszach ta mowa,
Choć zrzadka Polskie może złapać słowa,
Które mu stary Hanul wytłómacza.
Skończyli — Xiąże przez Skirgiełły usta
Śle im odpowiedź z dziękami wielkiemi,
Stawić do Polski na czas obiecuje,
Ochrzcić się z bracią i całym swym krajem,
Żyć chrześcijańskim odtąd obyczajem;
Potém róg kazał podać, i przepija,
Posły zasadza, ucztę stawić każe,
Nogi im obmyć, suknie dać ze skarbcu.
Nim zasiadł za stół, krzyżem się przeżegnał,
A skrycie schylił przed Kobolem głowę.

Za wielkim stołem Jagiełło zasiada,
W prawo Skirgiełło, a Witold na lewo,
Lingwen, Korybut i Borys za niemi,

I posły Polskie, i Hanul na końcu.
Z srébrnych mis dzikie parują mięsiwa,
Wpośrodku jeleń upadł na kolana,
Dokoła dzbany miodu, lipcu, piwa,
I złote czasze, i rogi oprawne.
Za gośćmi słudzy stoją, i żółtemi
Świecą nad głowy pochodniami z wosku.
Polacy patrzą, i dzikiéj prostocie
Dziwią; bo jadła na srébrze i złocie,
Ale znać pogan po sprzętów robocie:
Skóry ze źwierząt zawieszają ściany;
Wpośrodku ogień na wielkiém ognisku;
A psy Xiążęce pod stołem o kości
Gryzą się, swarząc; a sokoły białe
Drzémią na grzędach nad głowami gości.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.