Strona:Anafielas T. 3.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
274

Ile wypadków, ile krwi przelanéj,
I nienawiści powoli zebranéj!
Jagiełło sięga po Polską koronę,
Witold chce Litwę zagarnąć pod siebie.
Piersi wzburzone, czoło namarszczone,
A każdy w sobie tajemnicę grzebie.

Jagiełło przecie ozwał się do brata,
Róg miodu złoty wyciąga ku niemu.
— Pijmy na zgodę. Bracie! lat niewiele,
A odmian tyle, wypadków bogato!
Jam Chrześcianin, tyś już chrztem obmyty. —
Witold się tajnie uśmiechnął szydersko.
— Jam nawrócony — rzekł Jagiełło daléj —
Wielki Bóg Chrześcian! Bóg to matki mojéj!
Bóg wszego świata! —
Bóg Polski, mój bracie! —
Bóg Niemców — odparł Jagiełło szydersko. —
Ja w niego wierzę, bom poznał prawdziwą
Wiarę, i sercem ku niéj przystąpiłem. —
— Sercem? — rzekł Witold. — Jam przystąpił głową,
A Bogów ojców mych nie zapomniałem.
Przyjąłem chrzest ich, bo przyjąć musiałem.
Dali mi imie Wiganda Konrada.
Chrzciłem w Królewcu i chrzciłem w Taplawie,
Chrzciłem na Rusi, i ochrzczę w Krakowie. —
— Nie żartuj, bracie! Wielki Bóg chrześciański!
Karze bluźnierców, zabija za zdradę —