Przejdź do zawartości

Świat kobiety/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward John Hardy
Tytuł Świat kobiety
Rozdział Pomiędzy szkołą a małżeństwem
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Waleria Marrené
Teresa Prażmowska
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VII.
Pomiędzy szkołą a małżeństwem.
Czas próżniaczy nie po próżniaczemu spędzony.
Sir Henry Walton.

WW życiu kobiety czas pomiędzy szkołą a małżeństwem odpowiada epoce studyów uniwersyteckich lub zawodowych w życiu mężczyzny. Niektóre panny udają się do Girton, Newnham i innych wyższych zakładów kobiecych, ale ogół dziewcząt uważa ten czas jako un mauvais quart d’heure, który można przeżyć w jakibądź sposób, dopóki nie będą miały własnego domu. Małżeństwo przedstawia im się w postaci tego domu, położenia społecznego, niekiedy rzeczy mniéj jeszcze ważnych — wyprawy, poślubnéj podróży. To téż śpieszą przez młodość bezmyślnie, byle prędzéj dojść do celu.
A jednak, jeśli dziewczę jest matką kobiety, to jest, jeśli kobieta ma być tém, co zapowiada dziewczę, — ten czas, przeznaczony na nabycie odpowiednich wiadomości i nawyknień, jest może najważniejszym w życiu. Jeśli panna spędza go w bezmyślném próżnowaniu lub nieustannéj zabawie, jakiż to skutek wywrzeć może na przyszłość? Jest wiele osób, którym potrzeba niejako przygotować robotę, które, wchodząc w koléj utartych obowiązków, nie są zmuszone same szukać sposobu pożytecznego użycia czasu. Ale nie wszyscy mają takie wyraźne obowiązki. Cóż więc panny, po­chodzące z domów zamożnych, czynić powinny, zwła­szcza gdy ich jest kilka w domu, — jak spożytkować lata, oddzielające je od małżeństwa?
Znajdujemy na to odpowiedź w pismach d-ra Johnsona, Podczas wizyty niejakiéj panny Brown zadał jéj kilka pytań, na które nie umiała odpowie­dziéć. Widząc ją tak mało wykształconą książkowo, skierował rozmowę na rzeczy praktyczne: kuchnię, sporządzanie przysmaków, roboty ręczne i t. p. Panna Brown i tu wykazała swą zupełną nieudolność, a za­wsze miała na ustach: „Tego robić, lub wiedziéć, nie potrzebuję.” D-r Johnson zakończył swą rozmowę w ten sposób: „Ach! moja droga, twoje potrzeby są tak liczne, iżbyś się przelękła sama, połowę ich tylko poznając.”
Ktoś zwiedzający Dublin, zapytany przez wo­źnicę, czy nie potrzebuje powozu? „Nie — odparł, mogę iść piechotą.” — „Obyś pan zawsze mógł, a rzadko chciał” — brzmiała dowcipna odpowiedź. Jest wiele dziewcząt, do których można zastosować te słowa w okresie, dzielącym szkołę od małżeństwa. Jest wiele pożytecznych rzeczy, któreby w domu mogły uczynić, ale rzadko mają ku temu ochotę.
Tym sposobem wpadają w próżniactwo i marnu­ją złote lata młodości bez żadnego systematu. W pra­wdzie nie należy zbytecznie krępować się systematem, ale przecież trzeba tak rozporządzić godzina­mi dnia, ażeby zużytkować każdą chwilę i z łatwością spełnić przyjęte obowiązki. Szczególniéj ważne są godziny pomiędzy 10 a 1-szą. Dobrze jest poświęcać je muzyce, jeśli kto ma do niéj rzeczywiste zamiłowa­nie, albo nabyciu jakiego talentu, któryby w danym razie mógł stać się środkiem utrzymania. Nie zaszko­dziłoby to nikomu, a wielu mogłoby pomódz, gdyby panny, bez różnicy stanu, uczono rzemiosła lub sztuki w ten sposób, by mogły w razie potrzeby stać się źródłem zarobku. Przywyknienia do porządku, staranno­ści, pośpiechu, nabyte w ten sposób, dałyby lepszą podstawę charakterowi przyszłéj matki rodziny, niż zwykłe u dziewcząt próżnowanie. Córki bogatych ro­dziców nie będą przecież potrzebowały zarobkować, z powodu, że mogłyby to uczynić. Nie będą drzeworytniczkami, choć się nauczą drzeworytnictwa, tak jak nie będą służącemi, choć potrafią sprzątnąć pokój, lub ugotować kartofle. Są w świecie różne użyteczności, których nie potrzeba zaraz zamieniać na brzęczącą monetę.
Nietylko kształcą się dzieci, kształcą się także dorośli. Powinniśmy uczyć się aż do śmierci wszyst­kiego i od wszystkich, — niéma więc śmieszniej­szego wyrażenia nad to, które nieraz słyszymy o skoń­czonéj edukacyi panny, gdy ta wychodzi ze szkoły. Nie potrzebuje ona już wprawdzie trzymać się szkolnéj rutyny pracy, ale powinna przynajmniéj starać się o za­chowanie wiedzy, nabytéj z takim trudem. „Mniéj przykro uczyć się w młodości, niż na starość być nieświadomym.” Rzeczywiście zaś tylko pierwsze stopnie w przybytku wiedzy są trudne. Każda panna starać się powinna pracować nad sobą i nabyć dokładnych, choć ogólnych wiadomości o przedmio­tach, zajmujących ludzi inteligentnych. Dlaczegóżby miała przestać się uczyć w osiemnastu latach, właśnie w chwili, gdy najcięższe początki przebyła, a nauka stałaby się wkrótce tak przyjemną, iż niezawodnie nie porzuciłaby jéj, nawet będąc za mężem. Kiedy dziew­czę, porzucając szkołę, patrzy na książki jak na narzę­dzia moralnéj tortury, wykształcenie jéj zostaje za­trzymane właśnie w chwili, kiedy miało stać się zaj­mującém.
Umysł i ciało wzajem na siebie wpływają, — zaj­mując się jednym, panna i o drugiém pamiętać po­winna. W dalszém życiu będzie potrzebowała zdro­wia i siły, które nadaje konna jazda, pływanie, wiosłowanie i ćwiczenia gimnastyczne, dziś powsze­chnie przez dziewczęta praktykowane. Te wszystkie zabawy, używane bez przesady, w odpowiednich szatach, bez uciskającego gorsetu, nadadzą jéj siłę w rę­ku, trafność w oku, jasną płeć i swobodę, płynącą z rzeźwości ciała — utrwali się jéj zdrowie i piękność.
Panny dobrze wychowane ubierają się skro­mnie; zajmują się wprawdzie swym ubiorem tyle, ile potrzeba, ale wcale nie wyłącznie. Dwaj młodzi ludzie rozmawiali raz pocichu o pannie, która zwró­ciła ich uwagę: „Bardzo ładna — mówił jeden, cóż kiedy ją szpeci ten okropny kapelusz.“ Kapelusz, o którym mówił, przybrany był główkami ptasiemi, upierzeniem ich, szyjami i łapkami.
Jakież szczególne kapelusze widzimy niekiedy! Niektóre składają się z wypchanego ptaka, ułożonego na kawałku muślinu, inne znów z koronki i gniazdek.
Panna czułego serca. O! szkaradny chłopcze, jak możesz biednym ptakom wybierać ich jajka!
Mały Bob. A ty wzięłaś sobie starego ptaszka na kapelusz!
Jest to trudna rzeczą dla młodéj dziewczyny uchronić się od dziwactw mody, — gdyby jednak panna szyła sobie sama suknie i kapelusze, albo téż gdyby zdolną była nauczać młodszych braciszków i siostrzyczki, byłoby to wielką ulgą dla kieszeni rodziców.
Maud. Mamo! Jakiż to zabawny tytuł książki. „Nie tak, jak inne dziewczęta.” Jakim sposobem być odmienną od drugich?
Matka. Nie wiem. Chyba, że bohaterka pomaga matce w kuchni, zamiast siedziéć w salonie i czytać powieści.
W czém mogę pomódz matce? Takie pytanie każda panna zadać sobie powinna. W wielkim i dobrze utrzymanym domu córki mogą mieć swoje wydziały. Jedna zajmie się np. kuchnią i jadalnią, doglądać będzie, ażeby dostatek nie prowadził za sobą marnotrawstwa, by każda rzecz rozumnie była zużytkowaną; druga czuwać będzie nad salonem i sypialniami. Na drugi tydzień siostry mogłyby pomieniać się na zajęcia, a tymczasem matka miałaby czas czytać, przejść się, odwiedzić lub przyjąć u siebie znajomych, słowem użyć dobrze zasłużonego spoczynku.
Godzę się w zupełności z panią de Warren, kiedy mówi, iż niéma pracy domowéj tak podrzędnéj, na której by panna znać się nie potrzebowała, lub którą mogłaby uważać za niegodną siebie. Szorowanie podłogi, czyszczenie naczyń, czernienie bucików, pranie, prasowanie — wszystko to może być dobrze lub źle wykonane, a tylko umiejąc saméj jaką robotę, można drugich nauczyć. Gdziekolwiek zaś kobietę postawią okoliczności, zawsze znajomość prac domowych będzie błogosławieństwem dla niéj saméj i dla drugich. Codzień panna powinnaby wykonać chociażby najmniejszą cząstkę domowéj pracy, byle wykonała ją tak porządnie, by to było wzorem dla służących, którzy są aż nadto skłonni zadowolnić się na wpół tylko zrobioną robotą i mówią: „Już skończone.”
Zwykle panny igły nie lubią. Tymczasem trudno, ażeby matka rodziny sama, lub nawet z pomocą służącéj, zawsze mającéj co innego do zrobienia, wydołała wszystkim naprawom. Byłoby więc bardzo pożądaném w licznych rodzinach, ażeby panny miały wydzielane sobie rzeczy do naprawy, któremiby się specyalnie zajęły. Matka, mająca uważne córki, nigdy nie potrzebuje myśléć o własnych rzeczach, tém mniéj téż ojciec lub chłopcy.
Goście często dla matki bywają uciążliwi. Panny zająć się nimi powinny. Być może, iż ten obowiązek pozbawi je czasem dobrze zasłużonego spoczynku, — ale słuchając niekiedy nudnej gawędy, dadzą dowód dobroci serca i zapomnienia o sobie, a przytém uwolnią matkę od ostatecznego umęczenia.
Niektórzy myślą, iż kobiety uczone z konieczności lekceważą obowiązki domowe, albo téż, jak dowcipnie twierdzi Sydney Smith: „jeśli wolno będzie niewiastom spożywać owoce drzewa wiadomości, reszta rodziny będzie musiała żyć powietrzem.” Tymczasem pani Somerville, znana matematyczka, była żywym dowodem niesłuszności tego twierdzenia. Była doskonałą gospodynią i szczególnie uzdolnioną w robotach kobiecych. Zdumiewała tych, którzy byli przekonani, że uczona kobieta nie może mieć wyobrażenia o kuchni, przyrządzając w czasie poślubnéj podróży konfitury z porzeczek dla męża. Opatrzyła także okręt, udający się do bieguna północnego, powidłami własnéj roboty.
Opisując życie uniwersyteckie, jedna ze studentek Newnham College pisze: „Nigdzie mi tyle nie powtarzano, iż prawdziwém królestwem niewieściém jest dom. Wszystkie panie tu będące szczycą się ze spełniania domowych obowiązków, a bardzo wiele z koleżanek równie dobrze włada igłą jak piórem, z równą łatwością pisze łacińskie ćwiczenia, jak stroi sobie modne kapelusze. Inne znów potrafią zgotować obiad, którym nie gardzą najwybredniejsze z pomiędzy nas.” Słusznie więc sądzić można, iż panny, które zarzucają domowe zajęcia z powodu nauki, zarzuciłyby je równie łatwo dla czczéj zabawy.
Skoro tylko panna zrozumie znaczenie obowiązku i stara się go spełnić, załatwia w domu wszystko, co do niéj należy, a późniéj dopiero ogląda się za inną robotą. Czyni, co może, ażeby wspomódz ubogich, nauczać nieświadomych, rozweselać smutnych. W każdéj miejscowości istnieją towarzystwa dla spełniania tych wszystkich miłosiernych uczynków, a ci, co się niemi zajmują, radzi są, gdy znajdują chętną pomoc, — dostarczają więc roboty tym, którzy jéj pragną.
Na Wschodzie istnieje zwyczaj, iż w dzień ślubu młoda małżonka spędza pół dnia z twarzą zwróconą do ściany. Gdy kto do niéj przemówi, nic nie odpowiada. Ma to być oznaką żalu za stanem dziewiczym. W Anglii panny, idąc za mąż, nie rozpaczają zwyczajnie. Jeśli wszakże w domu rodzicielskim potrafią sobie wynaléźć pożyteczne zajęcie, to czekają z godnością i bez niepokoju chwili, gdy im się zdarzy odpowiednie małżeństwo, — zamiast chwytać nieoględnie pierwszą lepszą partyę, chociażby mężczyzna, który na nie spojrzy, nie zasługiwał na zaufanie i mógł tylko żonę unieszczęśliwić. Jeśli chodzi o sposoby zdobycia męża, to te zależne są od rodzaju człowieka, jakiego się zdobyć pragnie. Jeśli jednak panna chce znaleźć uczciwego i zacnego, niech się nie ucieka do żadnych sposobów, lecz wykaże własną naturę. Niech kształci swój umysł, odda się pożytecznéj pracy w domu i poza domem, nauczy się praktycznie rządzić gospodarstwem, a Bóg, najlepszy twórca małżeństw, zeszle jéj męża wedle myśli.
Nie sądzę, ażeby dziewczęta w szkole i poza nią myślały poważnie o małżeństwie, chociaż lubią żarty, uwielbienia, zaloty, hołdy, do których daje im prawo młodość i piękność. Niektóre — mniéj jednak dzisiaj, niż dawniéj — przerażają się staropanieństwem i te gotowe są popełnić szaleństwo, przyjmując rękę pierwszego lepszego, jedynie z obawy, by się kto drugi nie zdarzył. Szczęściem, liczne zawody, dziś dla kobiet otwarte, i zmiana w opinii publicznej, pełnéj obecnie szacunku dla pracownic, zmniejszyły liczbę małżeństw dla chleba, które dziś uważane są jako prawdziwe nieszczęście.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward John Hardy i tłumaczy: Teresa Prażmowska, Waleria Marrené.