Świat kobiety/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward John Hardy
Tytuł Świat kobiety
Rozdział Potęga niewieściego uśmiechu
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Waleria Marrené
Teresa Prażmowska
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ II.
Potęga niewieściego uśmiechu.

Pytałem: jest-że tak piękną,
Że tłumy wielbiących klękną
U stóp bogini?

Czy może niezwykłą sztuką
Dowcip złączywszy z nauką,
Coś z niczego czyni?

Nie rozum, nie krasa lica
W wybrance téj tak zachwyca:
Uśmiech ma za to,

Którym izdebkę piwniczną
Rozświeca i robi śliczną,
Jasną komnatą.

Anonym.

OOpowiadają o sławnym matematyku Wiliamie Hutton, iż raz zgłosiła się do niego wiejska kobieta przyzwoitéj powierzchowności i pragnęła się z nim rozmówić. Zwierzyła się przed nim, że mąż źle się z nią obchodzi, że wieczorem szuka innych towa­rzystw, mało gości w domu, i że to czyni ją bardzo nie­szczęśliwą, a ponieważ słyszała, iż Hutton jest mądrym człowiekiem, przyszła go zapytać, co ma uczynić, ażeby mąż zmienił postępowanie. Wypadek był zwykły, Hut­ton mógł udzielić rady z łatwością, nie będąc wcale czarodziejem. „Jest na to — odrzekł — tylko jeden sposób, ale ten jest nieomylny: Witaj zawsze swego męża z uśmiechem.” Kobieta podziękowała mu i odeszła. W kilka miesięcy późniéj przyniosła mu parę pię­knych kurcząt i ze łzami wdzięczności prosiła, by je przyjął jako podziękę za udzieloną radę. Okazała się ona tak skuteczną, iż mąż nie szukał więcéj towarzy­stwa poza domem, a dla niéj był odtąd pełen względów.
Uśmiech kobiety jest potężny, wiedzie do złego lub dobrego, jest to widomy znak daru podobania się, który otrzymała, ażeby wpłynąć skutecznie na ład w rządzeniu światem. Mężczyźni są po większej czę­ści takimi, jakimi ich uczynią kobiety: one to, używa­jąc właściwie daru podobania się, wiodą ich ku dobre­mu. Mężczyzna, jako głowa domu, może zniweczyć spokój ogniska, ale stworzyć go nie zdoła. Jest to i pozostanie zawsze przywilejem niewieścim. Obo­wiązkiem kobiety jest upiękniać świat, począwszy od własnego domu i własnéj osoby; ona to ustawia gusto­wnie meble i ozdoby w pokojach, nadaje harmonię wszystkiemu, co ją otacza, i stara się otrzymać możliwą sumę piękna wszędzie, gdzie zakres jéj sięga.
Któż nie podzieli tego zdania Wiktora Hugo: „Niéma na świecie ważniejszego zadania, jak zachwy­cać”? Leśna polana straciłaby swą piękność bez gło­sów ptasich. Dawać przyjemność, rozlewać wkoło szczęście, rozświetlać ciemnicę naszego losu, stać się je­go złotą nicią, duchem samym wdzięku i harmonii — czyż nie jest to oddać ludzkości największą przysługę? Zdarza się niekiedy istota, umiejąca wszystko czarować wkoło siebie, jéj obecność rozjaśnia dom każdy, ocie­pla atmosferę. Przechodzi ona blizko — i to sprawia nam radość; zatrzymuje się chwilę — jesteśmy szczęśliwi. To promienna jutrzenka z twarzą ludzką. Posiadać uśmiech, który nie wiedziéć czemu lżejszym czyni ten łańcuch bólu, jaki wszyscy bez wyjątku dźwi­gamy — czyż to nie jest potęgą? Nawet cnota, pozbawio­na wdzięku, może obrażać; i doprawdy niełatwo odpo­wiedziéć na pytanie, uczynione matce przez dziecko: „Mamo, gdzie idą po śmierci dusze tych, którzy byli dobrzy ale nieprzyjemni?”
Gdy kobieta podobać się nie może, mija się ze swojém przeznaczeniem. Ale jakże się ma podobać? Pięknością swéj osoby, swego umysłu, swego postępowania, obejścia i usposobienia. Nigdy nie mogłem zrozumiéć, czemu moraliści mieliby potępiać ładną powierzchowność. Zgodnie z Herbertem Spencerem są­dzę, iż jest lekkomyślnością lekceważyć piękność. W celach przyrody leży, by piękność fizyczna wzbu­dzała zachwyt, wiodła do pożądania i służyła do utrzy­mania rodzaju, nakłaniając do małżeństwa. Smukłe kształty, prawidłowe rysy, piękny biust, okrągłe ra­miona i szyja, świeża cera, przyjemna twarz i ogół fizycznych przymiotów świadczą o zdrowiu przyszłéj żony i matki.
Pierwszym więc obowiązkiem kobiety jest zape­wnić sobie zdrowie i piękność właściwą zapomocą ćwiczeń ciała, gdyż, według Ruskina, piękność istniéć nie może bez zręczności i siły. Należy ją więc doskonalić, bo nigdy nie może być zbyt wielką, — a do tego potrzeba nietylko rozwinięcia ciała, ale także umysłu i serca.
Nie może bowiem być istotnej piękności, nawet fizycznéj, tam, gdzie widać brak inteligencyi. Talley­rand powiedział raz o czarującéj kobiecie, iż piękność stanowi jéj wdzięk najmniejszy. Twarz ożywiona uj­mującym wyrazem jest już sama przez się prawie pię­kną. Miły uśmiech rozjaśnia pospolite rysy. Rozum i dobroć są równie potrzebne, jak zdrowie i siła, do wy­tworzenia ideału piękności.

Jak ta wygląda, w któréj twarzy się spotka
Ze słodkiém wspomnieniem obietnica słodka!

Kiedy młodość minie, piękność kobiety zasadza się na spokojnéj pogodzie; składają się na nią słodkie wspomnienia pożytecznego życia i nadzieja lepszéj przyszłości, na którą zasłużyć trzeba.
Nawet ospa jest mniejszą nieprzyjaciółką piękno­ści od grzechu. Ta sama ręka, co stworzyła wdzięk, stworzyła téż dobroć. Piękność, uboga w dobroć, bę­dzie bardzo nietrwałą; ale kiedy wdzięk stanowi jej istotę, czyni ją wiekuistą. Żaden kosmetyk tak nie umili rysów, jak uśmiech, świadczący o miłém usposo­bieniu i chęci podobania się. Piękność wyrazu więcéj niż każda inna da się wyrobić i od nas samych zależy.
Kobieta, niemająca regularnych rysów, ale po­siadająca wdzięk dobroci, podoba się zawsze, jeśli tyl­ko pamiętać będzie o następujących przepisach, które może jeszcze sama, stosownie do okoliczności, pomno­żyć lub uszczuplić.
1. Panować nad sobą, być uprzejmą i cierpliwą.
2. Zachować niezmienne usposobienie, nawet w razie choroby, doznanéj przykrości, smutku, — a to zapomocą modlitwy i tego przekonania, że jesteśmy wszyscy omylni.
3. Nigdy nie przemawiać i nie działać w unie­sieniu, bez poprzedniéj modlitwy, i zawsze miéć przed oczyma wzór Chrystusa.
4. Pamiętać, iż jakkolwiek cenną może być mo­wa, milczenie bywa czasami lepszém od niéj.
5. Nie spodziewać się zbyt wiele od innych, ale znosić ich i przebaczać, jakbyśmy chcieli, ażeby nas znoszono i przebaczano.
6. Na przykre słowo nigdy nie odpowiadać podobném, bo odpowiedź ta dopiero daje początek kłótni.
7. Strzedz się pierwszego nieporozumienia.
8. Nauczyć się przemawiać ujmującym głosem.
9. Mówić ludziom rzeczy przyjemne, ile razy nadarzy się ku temu sposobność.
10. Badać charakter otaczających i zajmować się ich przykrościami, jakkolwiek te małoznaczącemi być mogą.
11. Nie zaniedbywać drobiazgów, jeśli te mogą sprawić innym chociażby małą przyjemność.
12. Strzedz się kaprysów i wybuchów złego hu­moru.
13. Zapominać o sobie, a pamiętać o innych.
14. Strzedz się wścibskich i plotkarzy.
15. Nigdy nie dawać złéj wymówki, kiedy się ma dobrą.
16. Być słodką ale stanowczą względem dzieci.
Ten ostatni przepis tyczy się dzieci, ale jakże często mąż trudniejszym jeszcze jest od dziecka do prowadzenia. Jeżeli jednak żona potrafi zawsze za­chować cierpliwość, jeśli stara mu się przypodobać, to w końcu zawsze go ułagodzi.
Zacharyasz Hodgson nie był złym człowiekiem, ale z powodu braku zastanowienia nawykł uważać żo­nę za istotę niższą od siebie i postępował z nią więcéj jak z niewolnicą, niż towarzyszką. Jeżeli cokol­wiek dotknęło go poza domem, ona na tem cierpiała. Obiad był dla niego zawsze zły, i choć żona czyniła, co było w jéj mocy, żeby go zadowolnić, nigdy tego dokazać nie mogła. Znosiła to wszystko w milczeniu przez czas długi, ale widząc, że to nic nie pomaga, po­stanowiła wykazać mu całą niedorzeczność jego postę­powania, co téż udało jéj się w zupełności.
Raz, kiedy Zacharyasz, wyszedłszy za zwykłemi interesami, przysłał jéj piękną rybę, z rozkazem, aże­by ją podała na obiad, biedna kobieta zachodziła w głowę, jak ją przyrządzić, gdyż wiedziała dobrze, że nigdy go nie zadowolni. Jeśli rybę usmaży — on gniewać się będzie, że ją nie podała wprost z masłem; a jeśli będzie z masłem — że jéj nie zrobiła w galarecie. Postanowiła więc zadowolnić go jakimbądź kosztem, i pokrajawszy rybę, przyrządziła ją na trzy sposoby, a prócz tego nie bez trudności dostała ziemnowodne stworzenie i to także włożyła do garnka. W czasie właściwym, gdy mąż powrócił do domu, postawiła na stole kilka przykrytych półmisków, a on, zły i niezado­wolony, zapytał:
— Otrzymałaś rybę, którą kupiłem?
— Otrzymałam.
— Ciekawy jestem, jakeś ją przyrządziła. Będą to niezawodnie wyrzucone pieniądze. (Odkrywa jeden z półmisków). Wiedziałem o tém. Na litość, czemużeś ją usmażyła! Wolałbym już gotowaną żabę.
— Ja sądziłam, że lubisz smażone ryby.
— Jakże mogłaś tak sądzić! Wiesz dobrze, iż nigdy ich w ten sposób nie lubiłem. Czemużeś jéj nie ugotowała?
— Mój drogi, ostatnim razem mieliśmy ryby goto­wane, a ty mówiłeś, że je wolisz smażone. Chciałam cię zadowolnić, ale tu jest także gotowana.
I mówiąc to, odkryła drugi półmisek, a na nim ślicznie ugotowane dzwonko. Widok ten mógł ucie­szyć epikurejczyka, tymczasem powiększył tylko zły humor męża.
— Piękna mi potrawa! — zawołał — czyste skraw­ki i okruszyny. Gdybyś nie była najgłupszą z kobiet, byłabyś tę rybę podała w auszpiku.
Na to cierpliwa żona z uśmiechem postawiła przed nim salaterkę z wybornym auszpikiem.
— Moj drogi — rzekła, — chciałam cię zadowolnić: oto masz swą ulubioną potrawę.
— To moja ulubiona potrawa! — mruknął, zły coraz bardziéj — ta galaretowata masa... Wolałbym już gotowaną żabę, niż to wszystko.
Było to jego ulubione przysłowie i żona znała je dobrze. Zaledwie je wypowiedział, odkryła półmi­sek, stojący tuż przy mężu. Na półmisku leżała w ca­łéj okazałości ugotowana żaba.
Zacharyasz podskoczył na krześle, przestraszony tym niezwykłym widokiem.
— Spodziewam się — rzekła żona z zachęcającym wyrazem, — że to przynajmniej będzie ci smakowało.
Mąż był zwyciężony — wybuchnął śmiechem. Przyznał żonie słuszność, uznał swą winę, przyrzekł, że już nigdy nie zasłuży na podobną naukę i słowa do­trzymał.
Jeśli kobieta umie zachować zawsze miłe usposo­bienie, możemy być pewni, iż zaczęła uczyć się téj sztuki będąc jeszcze dzieckiem i dlatego mówimy dziewczątkom: Bądźcie zawsze naturalne, uprzejme dla drugich, zapominajcie o sobie; gdy was proszą, byście grały lub śpiewały, uczyńcie to odrazu, jeśli tylko uczynić możecie. Ubierajcie się czysto. Unikajcie nieprzyjemnych przyzwyczajeń. Nigdy nie przery­wajcie nikomu, chociażby nawet opowiadano rzecz nu­dną, — niczém bowiem jest mała przykrość, jakiéj doznajecie, wobec rany miłości własnéj, jakąbyście przerwa­niem zadać musiały. Nigdy nie wypierajcie się zna­jomych, jeśli tylko zasługują na szacunek, choćbyście ich spotkali w nędzném położeniu lub ubiorze. Mło­da dziewczyna, mająca dla wszystkich miły ukłon, uśmiech, uprzejme słówko, będzie miała wielu przyja­ciół. Ale ponad wszystko starajcie się o prawdę i szczerość serca.
Na jednym z cmentarzy w Nowéj Zelandyi znaj­duje się przy nazwisku, wieku i dniu zgonu zmarłéj następujący napis: „Była tak miłą.” Jakże przyjemnym musiał być charakter osoby, która sobie nań za­służyła! Zdaje się, że chór słowików powinien zawi­snąć nad jej grobem i opiewać wdzięcznym głosem jéj pamięć.
„Była tak miłą” — więc przyjaciele musieli cisnąć się do niéj, szukając osłody, gdy byli smutni lub cier­piący, dotknięcie jéj miękkiej dłoni musiało łagodzić gorączkę chorego dziecka, — kilka słów, z ust jéj spa­dłych w ucho płaczącéj, mogły ulżyć ciężar boleści; mąż mógł wracać do domu znękany pracą, rozdrażnio­ny światem, ale kiedy ujrzał zaciszny salonik, blask wesołego ogniska i uśmiechniętą twarz słodkiéj kobiety, poddawał się odrazu jéj łagodnemu wpływowi i ten jak balsam koił jego umysł. Swawolny uczeń, ucieka­jący z wściekłością w duszy przed figlami współtowarzyszów, uspakajał się pod pocałunkiem matki. Ma­leństwa, spłakane z powodu dziecinnych smutków, uciszały się na jej łonie. Oni to i wszyscy, którzy ją znali, opłakują jéj pamięć, gdyż była „tak miłą.”
Nieszczęściem, nie wszystkie kobiety są „tak mi­łe.” Niektóre zaś mają tak przykry charakter, iż per­ła domowego szczęścia rozpływa się w nim, niby w czarze octu.
Znałem kobietę, któréj, zda się, całém zadaniem życia było nękać poczciwego człowieka, który miał nieszczęście być jéj mężem. Pewnego dnia powrócił później niż zwykle i znalazł wprawdzie ogień palący się w kuchni, ale żona nie wiedziéć gdzie się podziała. Szukał jej wszędzie napróżno. Część nocy zeszła mu na poszukiwaniach poza domem, ale wszystko było da­remne. Nie mogło być inaczéj, albowiem przez cały ten czas żona siedziała ukryta w maleńkiém schowanku przy kuchni, tak szczupłém, iż zaledwie skulona we dwoje pomieścić się w niém mogła, a to jedynie, ażeby martwić i niepokoić biednego męża; więc choć jéj było bardzo niewygodnie, nie zdradziła się żadnym szmerem.

Nawyknienie to urabia duszę —
Dusza twarzy jéj wyraz nadaje.

Można jeszcze od biedy znosić kłótliwą żonę, kiedy np. wiatr wieje od wschodu, ale znosić ja nie­ustannie — jest rzeczą niemożliwą.
„Czuję się znów dziś rano tak rozdrażnioną” — mówiła raz, skarżąc się, żona. „Och! wiem, wiem — od­parł mąż, doprowadzony do ostateczności, — ty nie była­byś szczęśliwą, gdybyś się ciągle nie czuła rozdrażnio­ną.” Pierwszym i najważniejszym przymiotem kobiety jest łagodne usposobienie. Niebo nie na to obdarzyło płeć piękną darem przekonywania, ażeby była kłótli­wą, — nie na to uczyniło ją słabą, ażeby chciała pano­wać, — nie na to dało jéj głos słodki, ażeby używała go do łajania, — nie na to ma ona delikatne rysy, ażeby szpecić je gniewem. Kobieta ma czasem powody użala­nia się na swój los, nigdy przecież nie powinna czynić tego z goryczą. Zbyt pobłażliwy mąż czasem rozhardza żonę, ale jeśli mąż nie jest potworem, słodycz żony zwycięży jego złe usposobienie, powróci mu dobry hu­mor i prędzéj czy późniéj nad nim zapanuje.
Spotyka się niekiedy istoty, tak dalece posiadają­ce dar przypodobania się, że owładną wszystkimi, którzy je słyszą lub widzą. Nie jest to przecież prosty dar natury — wypływa on z wielkiéj znajomości świata i pa­nowania nad sobą. Tysiące rzeczy niepodobnych do opisania, które można odczuć jedynie, składa się na ten dar; są to jakby pojedyńcze kawałki mozajki — każdy z osobna małą ma wartość, dopiero razem złączone tworzą obraz, czarujący wszystkich.
Często bardzo sławne piękności najmniéj podo­bają się powszechnie; zdaje im się bowiem, że nic już od samych siebie do darów natury dodać nie są obo­wiązane, jak gdyby nie było to rzeczą trudniej­szą utrzymać, niż zdobyć. Przyjemniejszemi daleko są kobiety mniéj piękne, mniéj zarozumiałe, więcéj drugimi zajęte, więcéj starające się wzbudzić sympa­tyi. Są one stokroć bliższe dowcipnego określenia grzeczności księcia de Morny. „Osobą grzeczną — twierdził on — jest ta, co słucha z zajęciem rzeczy znanych sobie doskonale, nawet kiedy to czynią ludzie, którzy o nich wyobrażenia nie mają.”
Pewien filozof, ożeniony z nieokrzesaną dziewczy­ną, nazywał ją nierafinowanym cukrem, bo była słod­ką, ale bez wdzięku. Cukier powinien być zarówno słodki, jak krystaliczny, — należy więc dary natury wy­doskonalić, a to nie zmniejszy, lecz, przeciwnie, zwię­kszy dar podobania się.
Kończąc, powiem, iż potęga uśmiechu kobiecego równą jest pracy, jaką poświęciła kształceniu swego charakteru i umysłu.

Przy wrodzonym wdzięku wszystko,
Co się wychowaniem nabywa:
I pewność siebie spokojna,
I uprzejmość serdecznie żywa.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward John Hardy i tłumaczy: Teresa Prażmowska, Waleria Marrené.