Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ciekawy jestem, jakeś ją przyrządziła. Będą to niezawodnie wyrzucone pieniądze. (Odkrywa jeden z półmisków). Wiedziałem o tém. Na litość, czemużeś ją usmażyła! Wolałbym już gotowaną żabę.
— Ja sądziłam, że lubisz smażone ryby.
— Jakże mogłaś tak sądzić! Wiesz dobrze, iż nigdy ich w ten sposób nie lubiłem. Czemużeś jéj nie ugotowała?
— Mój drogi, ostatnim razem mieliśmy ryby goto­wane, a ty mówiłeś, że je wolisz smażone. Chciałam cię zadowolnić, ale tu jest także gotowana.
I mówiąc to, odkryła drugi półmisek, a na nim ślicznie ugotowane dzwonko. Widok ten mógł ucie­szyć epikurejczyka, tymczasem powiększył tylko zły humor męża.
— Piękna mi potrawa! — zawołał — czyste skraw­ki i okruszyny. Gdybyś nie była najgłupszą z kobiet, byłabyś tę rybę podała w auszpiku.
Na to cierpliwa żona z uśmiechem postawiła przed nim salaterkę z wybornym auszpikiem.
— Moj drogi — rzekła, — chciałam cię zadowolnić: oto masz swą ulubioną potrawę.
— To moja ulubiona potrawa! — mruknął, zły coraz bardziéj — ta galaretowata masa... Wolałbym już gotowaną żabę, niż to wszystko.
Było to jego ulubione przysłowie i żona znała je dobrze. Zaledwie je wypowiedział, odkryła półmi­sek, stojący tuż przy mężu. Na półmisku leżała w ca­łéj okazałości ugotowana żaba.
Zacharyasz podskoczył na krześle, przestraszony tym niezwykłym widokiem.