Przejdź do zawartości

Upiór opery/XXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXIII
W „POKOJU TORTUR“
(DALSZY CIĄG OPOWIADANIA PERSA)

Ogarnęła nas śmiertelna cisza... Blade promienie mej latarki błądziły po ścianach, które poznawałem doskonale, poznawałem...
Nadzieja, że Eryk nic jeszcze nie wiedział o naszej obecności, była mało pocieszająca, gdyż, być może, straszliwy ten pokój był strażnicą, chroniącą dom nad jeziorem od strony trzeciego podziemia i może chroniącą go automatycznie.
I męki nasze również może automatycznie miały się rozpocząć...
Któż mógł przewidzieć, jakie ruchy z naszej strony miały to spowodować?...
Zaleciłem memu towarzyszowi zupełną nieruchomość, a sam, przy pomocy latarki, prowadziłem dalsze badania. Znajdowaliśmy się w niewielkiej sali o kształcie prawidłowego, równobocznego sześciokąta... Wszystkie ściany, od góry do dołu, były całkowicie pokryte lustrami... odcinki luster w kątach były ruchome i mogły się obracać na osiach... tak, tak, to było to samo... W jednym kącie widać było „żelazne drzewo“, z mocnymi, poziomymi konarami... dla wisielców...
Widząc nerwowe drżenie mego towarzysza, pochwyciłem go silnie za ramię. Bałem się, iż nie zdoła się powstrzymać i zacznie wzywać swojej ukochanej. Nagle, na lewo od nas dał się słyszeć jakiś szmer. Początkowo był to jakby odgłos otwieranych i zamykanych drzwi, poczem odezwał się jakiś głuchy jęk. Przytrzymałem jeszcze silniej ramię wicehrabiego, a wówczas do uszu naszych doszły następujące słowa:
„Proszę wybierać! Albo msza weselna, albo msza żałobna...
Poznałem głos potwora.
I znowu dobiegł nas jęk zgłuszony, a potem milczenie zaległo.
Byłem teraz przekonany, że Eryk nie wiedział o naszej obecności, inaczej byłby się urządził w ten sposób, aby nie być przez nas słyszanym.
Mieliśmy więc nad nim tę przewagę, że znajdowaliśmy się w bliskości jego, a on tego nie przeczuwał.
Trzeba go było jak najdłużej utrzymywać w tem przekonaniu, lękałem się jednak jakiej nieostrożności ze strony wicehrabiego, którego siłą powstrzymywać musiałem. Domyślał się, że Krystyna znajduje się za ścianą i chciał przemocą dostać się do niej.
„Msza żałobna — to niewesołe, — mówił dalej Eryk. Msza zaś ślubna to rzecz wcale inna. Trzeba koniecznie powziąć jakieś postanowienie. Co do mnie, już dłużej żyć nie mogę w tej otchłani podziemnej. „Don Juan Zwycięski“, ukończony! Teraz chcę żyć życiem wszystkich ludzi!... Wynalazłem maskę, która niczyjej uwagi zwracać nie będzie. Będziesz najszczęśliwszą z kobiet i śpiewać będziemy sami dla siebie, do upojenia, do utraty zmysłów. Kochaj mnie tylko. Mnie tylko miłości było potrzeba, abym się stał dobrym. Jeśli mnie będziesz kochać, stanę się łagodnym jak baranek, i uczynisz ze mną wszystko, co zechcesz...“
Głuche jęki, towarzyszące tej miłosnej litanji, stawały się coraz przenikliwszymi i przechodziły w skowyt jakiś straszny i przerażający. Wznosił się on i opadał jak pomruk groźnej i potężnej fali.
„Nie kochasz mnie! Nie kochasz mnie! Nie kochasz mnie!... — powtórzył trzykrotnie Eryk rozdzierającym głosem. — Dlaczego płaczesz?... — wyszeptał po chwili łagodniej. — Wiesz, że sprawiasz mi tem przykrość.“
I znowu nastąpiło dłuższe milczenie. Milczenie to było dla nas nadzieją. Może Eryk wyszedł i pozostawił Krystynę samą? Z pokoju tortur mogliśmy wydostać się jedynie przy pomocy Krystyny. Ona jedna mogła nam otworzyć niewidzialne drzwi i dopiero wtedy spodziewać się naszej pomocy.
Nagle cisza zmącona została dźwiękiem elektrycznego dzwonka.
W przyległym pokoju towarzyszył mu hałas z siłą odrzuconego krzesła i grzmiący głos Eryka:
„Aha! ktoś dzwoni. Prosimy wejść! prosimy!... Któż to ośmiela się mnie niepokoić?... Poczekaj tu na mnie... Idę powiedzieć syrenie, by otworzyła!“
Słyszeliśmy jak się oddalał i drzwi za sobą zamykał. Nie zastanawiałem się wcale nad tem, że potwór oddalał się zapewne tylko celem dokonania nowej zbrodni. Wiedziałem tylko o jednem: Krystyna była tam! za ścianą! Wicehrabia już na nią wołał: „Krystyno! Krystyno!“ Po dłuższej dopiero chwili usłyszeliśmy słaby głos Krystyny: „To chyba sen“.
„Krystyno! to ja, Raul, — błagał dalej wicehrabia. — Na miłość boską, odpowiadaj, jeżeli jesteś sama!“
„Raulu! to ty! Raulu!“ i „Tak, to ja! Krystyno! odwagi! Jesteśmy tu, ocalimy cię... ale bądź ostrożną, ostrzeż nas o zbliżaniu się tego szatana!“
Wtedy dopiero, gorączkowym, urywanym głosem, Krystyna objaśniła nas, że Eryk zupełnie oszalał z miłości dla niej i że zaprzysiągł „zabić siebie i wielu innych ludzi“ jeżeli nie zechce zostać jego żoną. Pozwolił jej się namyślić do dnia następnego, do godziny jedenastej wieczorem. I wtedy, jak się wyraził, będzie zmuszoną wybierać pomiędzy mszą weselną, a mszą żałobną. Krystyna powtórzyła nam dosłownie pewne słowa Eryka, których zrozumieć nie mogła.
„Jeżeli mi odmówisz, to razem z nami poniosą śmierć i pogrzebani zostaną wszyscy obecni w Operze!...“ Zrozumiałem dobrze te straszne słowa — odpowiadały one w zupełności moim przypuszczeniom.
Zapytałem Krystyny, czy nie wie, gdzie obecnie znajduje się Eryk.
„Wyszedł z mieszkania,“ — brzmiała odpowiedź.
„Czy nie możesz wyjść za nim, Krystyno, — zapytał Raul, — i przekonać się o tem?“
„Nie mogę, jestem uwiązana i trudno mi się nawet poruszyć“.
Nie mogliśmy powstrzymać okrzyku wściekłości. Życie nas trojga zależało przedewszystkiem od wolności Krystyny!
„Gdzież wy się znajdujecie? — zapytała Krystyna po chwili. — W moim pokoju jest dwoje drzwi. Jedne, przez które wchodzi i wychodzi Eryk, a drugie, których nigdy przy mnie otwierać nie chciał i których zabronił mi poruszać, bo mówił, że te drzwi są bardzo niebezpieczne, że to drzwi od „pokoju tortur“!...
„Krystyno! jesteśmy właśnie za temi drzwiami!“
„W pokoju tortur?“
„Tak, ale nie widzimy drzwi!“
„Och! gdybym mogła choć przy czołgać się do ściany! Zapukałabym do drzwi, a wy po odgłosie poznalibyście, gdzie są.“
„To drzwi z zamkiem?“
„Tak.“
„Otwierają się kluczem z tamtej strony, — pomyślałem, — jak wszystkie drzwi, ale z naszej strony otworzyć je zapewne można jedynie przez na ciśnięcie sprężyny, Ale jak ją znaleźć?“
„Krystyno, musisz nam te drzwi otworzyć.“
„Ale jak?... — jęczała młoda dziewczyna. — Poczekajcie! postaram się uwolnić z więzów. Nie! nie mogę“, — wyszeptała z trudem, po chwili bezskutecznego szamotania się.
„Podstęp nam musi dopomóc, — rzekłem. — Musimy dostać klucz od tych drzwi.“
„Wiem, gdzie się znajduje, ale cóż, kiedy do niego podejść nie mogę. Klucz, mówiła dalej Krystyna, leży na organach wraz z drugim małym kluczykiem z bronzu. Obydwa znajdują się w woreczku, który on nazywa „woreczkiem życia lub śmierci“, a którego bezwarunkowo ruszać mi zabronił. Oh! Raulu! Raulu. Jakie to wszystko straszne. Odejdźcie lepiej drogą, którąście przyszli, lękam się o was!“
„Krystyno, — odparł Raul, — wyjdziemy stąd z tobą, albo umrzemy razem.“
„Ale dlaczego ten potwór związał panią?“ — zapytałem.
„Chciałam się zabić. Wczoraj wieczorem pozostawił mnie tu samą, zemdloną, zachloroformowaną. Wyszedł na chwilę, a gdy powrócił, leżałam we krwi: chciałam sobie głowę roztrzaskać o ścianę.“
„Krystyno! moja biedna Krystyno!“ — jęknął Raul!
„Wtedy związał mnie...“
Cała ta rozmowa prowadzona była gorączkowo, urywanie, w ciągłej obawie, że potwór nadejdzie...
„Niech pani mu powie, — prosiłem, — że więzy ją cisną, niech pani będzie łagodną, uśmiecha się nawet do niego. Wszystko zależy od pani...“
„Na miłość boską!... ciszej... — wyszeptała drżącym głosem Krystyn^. — To on! nadchodzi... słyszę jego kroki! oddalcie się! błagam was!“
„To jest niemożliwe, — odparłem. — Jesteśmy tu dobrze zamknięci i tu pozostać musimy.“
Przestaliśmy mówić.
Odgłos ciężkich powolnych kroków rozległ się za ścianą. Eryk drzwi otworzył i wszedł do pokoju.... Dał się słyszeć okrzyk zgrozy Krystyny.
„Wybacz mi, że wchodzę do ciebie w takim stanie, — rzekł Eryk. — Ładnie jestem urządzony, co? Ale to wina „tamtego“. Dlaczego dzwonił? Czy ja przechodniów pytani o godzinę? Oh! już on więcej o to nie będzie pytał nikogo!“
Westchnął cicho i zamilkł.
„Dlaczego krzyknęłaś, Krystyno? — zapytał po chwili. — Czy przelękłaś się mnie?“
„Eryku, ja cierpię, — mówiła Krystyna, — te sznury wżarły mi się w ciało...“
„Ale ty zechcesz znowu umrzeć... a zresztą, skoro i tak umrzeć mamy razem, — mruknął Eryk — dosyć takiego życia, muszę jakoś z niem skończyć. Rozumiem cię, poczekaj! nie ruszaj się, uwolnię cię. Jedno tylko twoje słowo, Krystyno, a wszystko skończy się w jednej chwili. Dlaczego patrzysz na mnie takim przerażonym wzrokiem? Zmoczony jestem, prawda? Oh! bo widzisz moje kochanie, niepotrzebnie wychodziłem teraz, a taka okropna pogoda... Wiesz, ten co dzwonił przed chwilą... a może mnie się tak tylko zdawało, podobny był... no, obróć się!... jesteś zadowolona, co? jesteś teraz wolna... Oh! mój Boże, twoje biedne ręce Krystyno... bolą cię. Ale czekaj... muszę przecięż zaśpiewać nad nim moją mszę żałobną...“
Słuchałem tych strasznych słów i złowrogie przeczucie owładnęło mną. I ja kiedyś zadzwoniłem w ten sam sposób do drzwi tego potwora! Dwoje czarnych potwornych ramion wysunęło się z ciemnych głębin wód i pochwyciło mnie... Któż to mógł być? Eryk mówił o jakiemś podobieństwie... Do kogo był on podobny? do kogo? A teraz ten ohydny szatan śpiewał nad nim Requiem...
Oh! ten śpiew wspaniały a przeklęty! Całe podziemie rozbrzmiewało nim. Nagle dźwięki organów przycichły, a głos, zmieniony, ochrypły i zduszony, zapytał:
„Co to jest? Co ty zrobiłaś z moim woreczkiem z kluczami?...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.