Upiór opery/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Upiór opery |
Wydawca | E. Wende i S-ka |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Drukarnia Leona Nowaka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le fantôme de l'Opéra |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Opuściliśmy pp. Richard i Moncharmin, w chwili gdy ci postanowili zwiedzić lożę № 5.
Przeszedłszy wielkie schody, prowadzące od kancelarji administracji do kulis i sceny, dostali się przez scenę na główną salę, poczem wąskiem przejściem obok pierwszych rzędów foteli i doszli do loży zaczarowanej.
W teatrze panował półmrok i zupełny spokój.
Była to godzina, w której maszyniści i służba teatralna wychodzą na krótki wypoczynek. Na scenie widać było porzucone dekoracje, stara, do połowy rozebrana wieża leżała na ostatnim planie oświetlona fantastycznem, niebieskawem światłem jedynej lampki, pokryte szarem płótnem krzesła i fotele w oświetleniu tem przybierały widmowe, niepokojące kształty, przypominając chwilami spienione bałwany, uderzające o smukłe wyłaniające się ż mroku marmurowe kolumny amfiteatru.
Pp. Richard i Moncharmin stanęli z lewej strony pod kolumnami i wpatrzyli się w lożę № 5.
Niepokój malował się na ich twarzach.
Oto co pisze o owej chwili p. Moncharmin w swoich pamiętnikach:
„Wyznaję, że byłem trochę wzruszony; przypuszczam, że nagłe, niepokojące opowieści o upiorze od dnia naszego zainstalowania się w gmachu Opery, nie pozostały bez skutku i potrafiły nakoniec naruszyć równowagę mojego umysłu i wyobraźni; a może półmrok, panujący na sali i nadający najzwyczajniejszej rzeczy niesamowity wygląd, podziałał na moje nerwy do tego stopnia, że stałem się ofiarą halucynacji? bo nagle w loży № 5 ujrzałem, a jestem pewnym, że i Richard to widział, przesuwający się zwolna cień. Richard, nic nie mówiąc, ujął mnie za rękę. Staliśmy tak kilka minut w milczeniu, wpatrzeni w lożę. Cień znikł. Wyszliśmy natychmiast z widowni i na korytarzu poczęliśmy dzielić się spostrzeżeniami.
Według mojego przekonania cień miał trupią głowę, o świecących oczach, według Richarda zaś cień był podobny do naszej bileterki pani Giry. Spostrzegliśmy więc, że daliśmy się sami oszukać rozbujałej naszej wyobraźni i czemprędzej, śmiejąc się, pobiegliśmy korytarzem do loży № 5.
Była pusta“.
P. p. Moncharmin i Richard, żartując z siebie wzajemnie, zaczęli robić poszukiwania, zaglądając pod fotele, zdejmując pokrowce, lustra ze ścian, lecz nie znaleźli nic godnego uwagi.
Loża № 5 była zupełnie podobną do innych. Miała takie same fotele, pokryte pensowym aksamitem, takie same lustra w złoconych ramach, taki sam wałek z aksamitu, służący do oparcia ręki. „Najoczywiściej ktoś kpi sobie z nas“, — zawołał p. Richard, wychodząc.
W sobotę grają „Fausta“, którego słuchać będziemy z loży № 5...“