Opis ziem zamieszkanych przez Polaków I/XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Czechowski
Tytuł Opis ziem zamieszkanych przez Polaków
Podtytuł W. KSIĘSTWO POZNAŃSKIE
Stosunki kościelne, szkolnictwo, oświata, instytucye społeczne, prasa
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
STOSUNKI KOŚCIELNE, SZKOLNICTWO, OŚWIATA, INSTYTUCYE SPOŁECZNE, PRASA.
W


Wielkie Ks. Poznańskie stanowi pod względem administracyjno-kościelnym całość odrębną, pod nazwą archidyecezyi gnieźnieńskiej i poznańskiej. Arcybiskupstwo to jest nowotworem. Powstało w początkach wieku XIX, w następstwie zmian politycznych, z części b. dyecezyi poznańskiej, części archidyecezyi gnieźnieńskiej i 2 b. dekanatów dyecezyi wrocławskiej. Granice archidyecezyi jednak nie zgadzają się zupełnie z granicami W. Księstwa. Mianowicie zaś nie należy do niej kilka parafii w północnej części powiatu bydgoskiego, a natomiast wchodzi w jej skład dekanat wałecki, który był niegdyś częścią województwa i biskupstwa poznańskiego. Nowa ta organizacya została zatwierdzona przez Stolicę Apostolską w r. 1821 bullą papieską „De salute animarum.“

Na czele tej prowincyi kościelnej stoi arcybiskup z stałą siedzibą w Poznaniu, a drugą rezydencyą w Gnieźnie. Arcybiskup teraźniejszy, Floryan Stablewski, zasiada na stolicy Ś-tego Wojciecha od r. 1891. Wstąpił na nią po śmierci arcybiskupa niemieckiego
Ks. Floryan Stablewski.
Arcybiskup gnieźnieński i poznański.
Dindera, w okresie rządów gen. Caprivi'ego, jako najwybitniejszy wśród księży polskich przedstawiciel stronnictwa, szukającego porozumienia z rządem, w ówczesnem Kole Polskiem w Berlinie. Konsystorz arcybiskupi znajduje się w Poznaniu i składa się z 1 prałata, 4 kanoników i kilku urzędników.
Archidyecezya dzieli się na 2 dyecezye, gnieźnieńską i poznańską, z której każda posiada sufragana, biskupa in partibus infidelium. Biskupem poznańskim jest obecnie energiczny, uczony ks. Edward Likowski, gnieźnieńskim ks, Andrzejewicz. Kapituły gnieźnieńska i poznańska są niezależne od siebie. Mają one prawo mianowania kandydatów na arcybiskupa. Wybór jednego z poleconych kandydatów przysługuje Stolicy Apostolskiej, która porozumiewa się z rządem pruskim. Kapitułę poznańską tworzy 2 infułatów i 8 kanoników, gnieźnieńską 1 infułat i 6 kanoników. W Poznaniu istnieje pod kierownictwem ogólnym biskupa sufragana seminaryum duchowne teoretyczne z kursem 3-letnim, w Gnieźnie pod kierownictwem tamtejszego sufragana, praktyczne, z kursem 1-rocznym. Dyecezya poznańska składa się z 24, gnieźnieńska 15 dekanatów. Przytaczamy ich nazwy. W dyec. poznańskiej: Borek, Buk, Czarnków, Grodzisk, Jutrosin, Kępno, Kościan, Kostrzyń, Koźmin, Krobia, Leszno, Lwówek, Miłosław, Nowe Miasto, Oborniki, Ostrzeszów, Poznań, Śmigiel, Śrem, Środa, Wałcz, Wschowa, Zbąszyń. W dyec. gnieźnieńskiej: Bydgoszcz, Gniewkowo, Gniezno, Inowrocław, Kcynia, Krotoszyn, Kruświca, Łekno, Nakło, Ołobok, Pleszew, Powidz,
Ks. biskup Edward Likowski.
Prezes Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu.
Rogowo, Trzemeszno, Żnin. Jak widać z tych nazw miejscowości, podział na dyecezye jest zupełnie inny, niż na obwody regencyjne.

Skutkiem historycznego zatargu między państwem a kościołem, pod rządami księcia Bismarcka, arcybiskup poznański — jak zresztą i inni — utracił część swych prerogatyw na korzyść rządu. Mianowicie zaś nie od niego wyłącznie już zależy mianowanie kanoników i obsadzanie probostw. (Inne zmiany, może więcej uciążliwe dla arcybiskupa, lecz mniej widoczne na zewnątrz i nie oddziaływające tak silnie na układanie się stosunków, pomijamy). Po długiej walce zawarto ugodę tej treści, że prawo mianowania kanoników przysługuje w jednym miesiącu arcybiskupowi, w drugim zaś rządowi, w porozumieniu z arcybiskupem; probostwa zaś podzielono na rządowe i arcybiskupie. Na rządowych arcybiskupowi nie wolno ustanowić proboszcza bez zezwolenia rządu. Skutkiem tej ugody rząd przeprowadza niekiedy nominacyę kanoników narodowości niemieckiej. Natomiast scharakteryzowany wyżej podział probostw w praktyce niema wielkiego znaczenia. Arcybiskup bowiem może umieścić na wszystkich probostwach księży, którym władze państwowe odmawiają zatwierdzenia, z tytułem i prawami administratora lub komendarza. Różnica jest tylko ta, że proboszcza nie można usunąć wbrew jego woli z probostwa bez procesu kanonicznego, administratora zaś lub komendarza arcybiskup może usunąć każdej chwili. W praktyce jednak zdarza się to tylko wyjątkowo.

Odpowiednio do narodowości ludu katolickiego, wśród księży poznańskich Polacy stanowią ogromną większość. Niemieckich, t. j. prawdziwych Niemców, jest tylko kilkunastu, w parafiach niemiecko-katolickich. W parafiach polskich, księża pochodzenia niemieckiego polszczą się mniej lub więcej, najczęściej zupełnie.
Nowy kościół N. P. Maryi w Inowrocławiu.
Taki sam objaw widzimy w kapitułach katedralnych. Kanonicy niemieccy, nie mianowani samodzielnie przez arcybiskupa, lecz w porozumieniu z rządem, albo przyjmują narodowość polską, albo też są pod względem narodowym bezbarwni. Jest to nieuniknionem następstwem tego, że kościół katolicki w Poznańskiem jest bądź co bądź polski. Stąd też pochodzi, że arcybiskup Dinder (poprzednik Stablewskiego), Niemiec, przysłany umyślnie z Królewca, z zamiarami germanizacyjnemi, początkowo pozwalał zastępować się wszechstronnie biskupowi Likowskiemu, a po pewnym czasie, gdy rozejrzał się w stosunkach i zżył się z duchowieństwem, nie różnił się językiem, zapatrywaniami i polityką wcale od arcybiskupów Polaków, a nawet okazywał wielkie niezadowolenie, gdy księża, chcący mu się przypodobać, chcieli przemawiać do niego po niemiecku. Mniej podejrzany o dążności antypaństwowe, arcyb. Dinder występował nawet wiele energiczniej i skuteczniej od swego polskiego następcy, przeciw dążnościom germanizacyjnym w kościele. Za jego czasów jeszcze wszędzie, gdzie tylko lud polski stanowił znaczną większość, nabożeństwa odbywały się wyłącznie w języku polskim. Dopiero pod rządami chorowitego i mało energicznego arcyb. Stablewskiego, przeprowadzono w parafiach, w których mieszka maleńka tylko liczba Niemców katolików, raz na dwa tygodnie lub co tydzień nabożeństwa i kazania niemieckie po lub przed polskiemi. Wprawdzie i nacisk ze strony tych rozproszonych Niemców katolików, nasyłanych do Księstwa w celach germanizacyjnych, a z nielicznemi wyjątkami zupełnie obojętnych pod względem religijnym, jest obecnie daleko większy, niż dawniej. Od wcale niedawna też dopiero wychodzą z seminaryów poznańskiego i gnieźnieńskiego młodzi księża pochodzenia niemieckiego, którzy uważają się za Niemców i są przejęci dążnościami germanizacyjnemi. Liczba ich nie jest jednak wielka, jak wogóle niewielu tylko Niemców katolików poświęca się stanowi duchownemu.

Pod względem materyalnym księża poznańscy są na ogół dobrze uposażeni. Według przepisów ustawy, ksiądz w pięć lat po otrzymaniu święceń ma prawo do co najmniej 800 talarów (2,400 marek) dochodu rocznego. W ogromnej większości wypadków dochód ten jest daleko większy. Po 5 latach prawie każdy ksiądz posiada już probostwo (jako proboszcz lub komendarz), do którego są przywiązane zazwyczaj znaczny obszar ziemi i procenty od kapitałów kościelnych (legatów itd.), oprócz akcydensów. Probostw, któreby nie dawały 800 talarów, jest tylko kilka; dochód przeciętny można obliczyć na 5—6,000 marek, a jest kilkadziesiąt takich, które dają 10—12, a nawet 20 tysięcy marek dochodu rocznego. Dochody wikaryuszów są oczywiście mniejsze, od 1,200—3,000 mk. Niektóre wikaryaty jednak przynoszą więcej niż średnie probostwa. Znacznie gorzej od proboszczów są na ogół uposażeni kanonicy katedralni. Pobierają oni 800 talarów pensyi i mszalne, które wynosi mniej więcej drugie lub też dwa razy tyle. Dobra kapitulne, które niegdyś obejmowały kilkadziesiąt włości w każdej dyecezyi, zostały w r. 1796 skonfiskowane przez rząd, który ostatecznie w r. 1821, zobowiązał się do wypłacania od nich procentów w sumie ogólnej — 14,441 talarów. Arcybiskup pobiera nadto 36,000 marek pensyi rocznej.
Statystyka obu dyecezyi z r. 1902 wykazuje: 546 kościołów parafialnych, 134 filialnych, 148 kaplic, 43 altaryi; księży było 771, kleryków 114, zakonnic 395, wiernych 1,311,568.
Ogólne stosunki wyznaniowe w Poznańskiem scharakteryzowaliśmy już w rozdziale o ludności. Do wielkiej liczby rycin najważniejszych kościołów w Księstwie, które umieściliśmy już w ciągu tego opisu, dodajemy tylko jeszcze jedną — wielkiego kościoła romańskiego w Inowrocławiu (ryc. str. 240), który, niezupełnie słusznie, uchodzi za najwspanialszą i najpiękniejszą z świątyń nowych w Poznańskiem.
Ogromna większość ewangelików w W. Księstwie należy do kościoła zreformowanego, utworzonego pod rządami króla

Poznań. Biblioteka Raczyńskich.
Fryderyka Wilhelma IV, przez połączenie wyznania luterańskiego z kalwińskiem. Luteranów jest w W. Księstwie, jak wogóle w Prusach, niewielu, kalwinów jeszcze mniej. Z wyznań innych, najwięcej rozpowszechniony jest anababtyzm, posiadający zwolenników zwłaszcza wśród kolonistów niemieckich. Organizacya kościoła zreformowanego opiera się na stosunkach hierarchicznych katolickich, z zastosowaniem do organizacyi państwowej. W Poznańskiem na czele kościoła ewangelickiego stoi generalny superintendent, któremu podlegają superintendenci, posiadający mniej więcej taki sam zakres władzy, jak w kościele katolickim dziekani, z tą jednak różnicą, że okręgi, powierzone ich pieczy i nadzorowi, są znacznie większe. Najniższy szczebel samorządu kościelnego zajmuje, jak w kościele katolickim proboszcz, tak w ewangelickim pastor. Językiem kościelnym jest oczywiście niemiecki. W powiatach południowo-wschodnich, w których mieszka znaczna liczba protestantów Polaków, w kościołach odbywają się nabożeństwa po polsku i po niemiecku. W początkach wieku XIX istniała w Księstwie znaczna liczba kościołów protestanckich, w których odbywały się tylko nabożeństwa polskie.
Hr. Seweryn Mielżyński.
Ze zbiorów Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu.
Obecnie jest ich tylko kilka. Pastorzy dla ludności polskiej protestanckiej w Poznańskiem kształcą się w uniwersytecie królewieckim, który dostarcza także duchowieństwa Mazurom wschodnio-pruskim.

Żydzi poznańscy posiadają niemal we wszystkich miastach synagogi lub domy modlitw, nie odznaczające się ani architekturą, ani urządzeniem wewnętrznem. Językiem liturgicznym jest hebrajski, urzędowym i potocznym niemiecki. Żargonu żydzi poznańscy nie używają wcale.

Szkolnictwo w Poznańskiem, jak wogóle w Prusach i ces. Niemieckiem, opiera się na zasadzie przymusowego nauczania. Każde dziecko, z wyjątkiem głuchoniemych i ślepych, jest obowiązane do uczęszczania do szkoły ludowej od 7 (względnie 8) do skończonego 14 roku życia, o ile nie pobiera nauki w zakładzie wyższym, prywatnym, lub u nauczyciela domowego. Według nowej interpretacyi ustawy, od obowiązku uczęszczania do szkoły ludowej nie zwalnia pobyt w zagranicznym zakładzie naukowym. Nowe to tłómaczenie przepisów szkolnych bywa stosowane tylko do dzieci polskich. Wykład w szkołach ludowych jest, od czasów bismarckowskich, wyłącznie niemiecki. Dawniej używano w szkołach, w których uczyły się dzieci polskie, języka polskiego. Obecnie jest to zabronione surowo, nawet wobec dzieci małych, które dopiero rozpoczęły naukę, nie umieją jeszcze ani czytać, ani pisać, i nie rozumieją nic po niemiecku. Dosłowne trzymanie się tego przepisu jest jednak oczywiście niemożliwe. Nauka języka polskiego w szkołach ludowych jest zniesiona zupełnie. Tylko w nauce religii językiem wykładowym jest język polski, ale tylko dla tych
August Cieszkowski.
Ze zbioru Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu.
dzieci, które nie uczyły się już w innej szkole religii po niemiecku. W szkołach polskich ewangelickich przepisy ogólne, dotyczące języka polskiego, nie obowiązują, a przynajmniej nie bywają wykonywane.

Prywatnie udzielać nauki bez wyraźnego zezwolenia władz nikomu nie wolno, pod grozą kary pieniężnej, a w danych okolicznościach i więziennej. Zakaz ten nie dotyczy jednak oczywiście rodziców, którzy też korzystają dość powszechnie z przysługującego sobie prawa i uczą dzieci swe czytać i pisać po polsku. Nie małe znaczenie pod tym względem ma też kościelna nauka religii. Jest ona zupełnie niezależną od władz szkolnych i odbywa się przy pomocy podręczników polskich. Uczyć w kościele języka polskiego niewolno, ale ksiądz, przygotowujący dzieci do spowiedzi, ma prawo i musi wymagać, aby mogły korzystać z swoich podręczników polskich, a w ten sposób nauka kościelna religii staje się pośrednio szkołą języka polskiego. Znajomość języka, którą nabywają dzieci w sposób tu określony, jest naturalnie na ogół niedostateczną. Mianowicie zaś mała tylko część młodzieży umie pisać poprawnie. Większość, a przynajmniej bardzo znaczna część, nie tylko miesza głoski łacińskie (antikwa) z niemieckiemi (frakturą), ale używa też form niemieckich na określenie dźwięków polskich, pisze więc często sch zamiast sz, en zamiast ę i t. d.

Nie jest to jednak jedyny skutek nowego systemu, zaprowadzonego w szkołach poznańskich. Cierpi na nim ogólne wykształcenie dzieci. Program szkół ludowych w Prusach jest dość obszerny, obejmuje, oprócz czytania i pisania: w rachunkach trzy
Gmach Tow. Przyjaciół Nauk w Poznaniu.
działania, ułamki zwyczajne i dziesiętne, w geografii opis własnej prowincyi, Prus i ces. Niemieckiego, dość szczegółowy pogląd na stosunki geograficzne Europy i ogólnikowy na geografię innych części świata; historyę państwa Pruskiego, z szczególnem uwzględnieniem domu Hohenzollernów, w religii katechizm średni i historyę biblijną; w języku niemieckim, łatwiejsze samodzielne wypracowania na temat opisowy lub historyczny, nadto kaligrafię, rysunki, śpiew, gimnastykę, dla dziewcząt szycie, hafty i t. p. Gdy się zważy, że wszystkiego tego mają nauczyć się w języku niemieckim dzieci, które, wstępując do szkoły znają dopiero bardzo niedostatecznie swój własny język i pobierają od samego początku naukę w języku zupełnie sobie obcym, to łatwo zrozumieć, że owoce takiego nauczania nie mogą być wielkie. Dziecko polskie uczy się w szkole pruskiej wyrazów, o których treści ma wyobrażenie niejasne, których często wogóle wcale nie rozumie, uczy się przytem niechętnie, z powodu nadzwyczajnych utrudnień i częstych a surowych kar, i w ostatecznym rezultacie wynosi ze szkoły zapas wiedzy wcale niewielki, — właściwie tylko bardzo dostateczną znajomość języka niemieckiego, cokolwiek rachunków, chaos wyuczonych na pamięć zwrotów i niechęć do szkoły. W ogromnej większości wypadków, w rok, dwa po opuszczeniu szkoły, młodzież ma już tylko bardzo niejasne wyobrażenie o tem, czego się uczyła. Dziewczęta, kilka lat później, wychodząc za mąż, często nawet już nie umieją podpisać się pod aktem ślubu cywilnego; chłopcy zaś dopiero w czasie pozaszkolnym nabierają wiadomości potrzebnych im w życiu. Jako szczegół, charakteryzujący drastycznie używany obecnie system szkolny, przytaczamy fakt, że z młodzieży, wstępującej do wojska, dobra połowa nie ma już żadnego wyobrażenia o języku niemieckim, którego uczyła się i którym z konieczności musiała rozmawiać z nauczycielem przez 7 lat pobytu w szkole ludowej, a 0,43% nie umie ani czytać, ani pisać.
Wychowanie publiczne należy w ces. Niemieckiem do prerogatyw gminy, ale tylko gminy miejskie korzystają w praktyce z praw autonomii pod tym względem, utrzymują szkoły własnym kosztem, ustanawiają nauczycieli i regulują płacę w granicach określonych prawem. Władze centralne mają wszakże prawo zatwierdzania nauczycieli, przepisywania planu nauk i nadzorowania szkół miejskich. Gminy wiejskie, z praw autonomicznych w dziedzinie szkolnictwa posiadają w praktyce tylko jedno: ponoszenia kosztów utrzymania szkoły, i mają głos rozstrzygający w sprawach, dotyczących gospodarstwa finansowego szkolnego. Nauczycieli nadsyła rząd, nie pytając się o życzenia gminy; on też rozstrzyga samodzielnie o wszystkich wewnętrznych sprawach szkolnych. Zazwyczaj kilka wsi posiada wspólną szkołę. Obywatele, płacący podatki, wybierają dozór szkolny, instytucyę autonomiczną, która zbiera się kilka razy na rok dla ustanowienia budżetu szkolnego lub uchwalenia niezbędnych, nakazanych przez władzę, reparacyi. Koszta utrzymania szkoły rozdzielają się drogą „repartycyi“ na wszystkich obywateli, stosownie do opłacanego przez nich podatku dochodowego i gruntowego. W największej liczbie wypadków jednak gminy szkolne otrzymują zapomogę z kasy państwowej, rząd też ponosi zazwyczaj większą część kosztów budowy szkół nowych. W W. Ks. Poznańskiem rząd z ogólnego budżetu szkół ludowych, wynoszącego 12,129,000 marek rocznie, ponosi większą połowę, a mianowicie 6,339,000. Wyższe zapomogi pobierają tylko jeszcze Prusy Wschodnie, Szląsk i prowincya Nadreńska. Natomiast budżet szkół ludowych w Poznańskiem należy do najniższych. Mniej wydają na oświatę tylko 2 prowincye Królestwa Pruskiego: Pomorze i Prusy Zachodnie; najwięcej zaś prow. Nadreńska, a mianowicie 48,774,000 marek rocznie. Drugie miejsce
Dr. Bolesław Erzepki.
Konserwator zbiorów Tow. Przyj. Nauk w Poznaniu.
zajmuje Szląsk z 31 milionami marek. Szkół ludowych (klas) jest w Poznańskiem ogółem okrągło 2,400. Do jednej szkoły (klasy) uczęszcza przeciętnie 74 uczniów. Jest to liczba stosunkowo bardzo wielka. W Hamburgu uczęszcza do jednej szkoły (klasy) przeciętnie 38, w Alzacyi 43, w Berlinie 47 uczniów. Większą frekwencyą niż w Poznańskiem odznaczają się tylko szkoły ludowe w obu księstwach Lippe (92—95). Szkoły po wsiach mają charakter wyznaniowy. Istnieją oddzielne dla katolików i protestantów. Po miastach, obok szkół wyznaniowych istnieją także mieszane, t. zw. „symultanne“. Na wsi nauczyciel posiada zazwyczaj, oprócz pensyi i mieszkania urzędowego, kilku morgów roli lub ogrodu. Dochód wynosi dla nauczycieli młodych około 1,200, po 25 latach 2,000 marek. Nauczyciele miejscy pobierają zazwyczaj wyższe pensye. Bezpośrednim przełożonym nauczycieli, w szkołach małych, jedno lub dwuklasowych, które nie posiadają „rektora“, jest inspektor powiatowy. Dawniej każdy nauczyciel posiadał jeszcze bliższego przełożonego, „inspektora lokalnego“, którym był zazwyczaj proboszcz (względnie pastor) parafii, do której szkoła należała. Urząd ten zniesiono w następstwie walki kulturnej. Obecnie „inspektor powiatowy“ pełni równocześnie obowiązki „miejscowego“. Księża katolicy mają tylko prawo nadzorowania nauki religii, ale zazwyczaj nie korzystają z niego. Władzą wyższą jest urzędujący przy każdym prezesie regencyjnym wydział dla spraw szkolnych i kościelnych, najwyższą w obrębie prowincyi — prowincyonalna rada szkolna, która jednak zajmuje się tylko wyjątkowymi sprawami szkół ludowych.

Szkół średnich istnieje w W. Księstwie 44. Dzielą się one na 3 typy, „szkoły średnie“ (Mittelschulen), szkoły realne i gimnazya. „Szkół średnich“ jest 24. Są one niejako wyższym stopniem szkoły ludowej, zbliżają się pod względem planu nauk do większych szkół miejskich. Program jest zastosowany do potrzeb stanów średnich, kupców, przemysłowców, lepszych rzemieślników, techników i t. d. Z języków, uwzględniają te szkoły tylko nowożytne, a zwłaszcza francuski i angielski. Kurs jest 6—8 letni. Gimnazya są typem szkół klasycznych. Mimo reform, zaprowadzonych w latach ostatnich, głównemi przedmiotami nauki pozostały tam języki łaciński i grecki. Nauka języka francuskiego jest czysto teoretyczna, nie zastosowana wcale do wymagań życia praktycznego. Z innych przedmiotów nauki są najważniejsze: język niemiecki, historya, geografia, geometrya konstrukcyjna, początki stereometryi i arytmetyka, aż do nauki o logarytmach włącznie. Nauki przyrodnicze są zaniedbane. Kurs jest 9-letni w 6 klasach (najwyższa „pryma“, najniższa „seksta“). Pryma, sekunda i tercya mają kursy 2-letnie i są podzielone na oddziały „wyższy“ i „niższy“. Przy każdem prawie gimnazyum istnieje szkoła przygotowawcza, składająca się z 2 klas, „septymy“ i „oktawy“. Gimnazyów pełnych jest w Księstwie 15; nadto istnieją 2 progimnazya, obejmujące tylko klasy niższe i średnie, od „seksty“ do „sekundy niższej“. Szkoły realne, w liczbie 3, stanowią ogniwo przejściowe między „szkołami średniemi“ a gimnazyami. Plan nauk jest mniej więcej ten sam, co w gimnazyach. Języki klasyczne odgrywają tam jednak rolę mniejszą, a natomiast jest zaprowadzona nauka języka angielskiego i nauki przyrodnicze bywają tam więcej uwzględniane. Ukończenie kursu szkoły realnej i gimnazyum klasycznego uprawnia do studyów uniwersyteckich, ukończenie kursu „sekundy niższej“ do jednorocznej służby wojskowej.
Oprócz tych zakładów istnieje w Księstwie znaczna liczba wyższych szkół żeńskich i kilka szkół zawodowych oraz specyalnych, mianowicie zaś 2 katolickie, dwa ewangelickie i jedno mieszane seminaryum dla nauczycieli ludowych, 5 zakładów przygotowawczych do seminaryum, t. zw. „zakładów dla preparandów“ (Praeparandenanstalten), 2 seminarya dla nauczycielek, 3 zakłady dla głuchoniemych, 1 dla niewidomych, 1 szkoła agronomiczna, 2 rolnicze (niższe), 2 ogrodnicze i 1 zakład dla akuszerek. Do szkół wyższych można już zaliczyć technikę poznańską, seminaryum dla szkół uczonych (dla kandydatów na nauczycieli gimnazyalnych i realnych), oraz 2 seminarya duchowne, w Poznaniu i Gnieźnie. Uniwersytetu W. Księstwo nie posiada. Mimo usilnych starań ze strony posłów polskich w czasach dawniejszych, rząd nie zgodził się na jego założenie. Pod koniec wieku XIX poruszyli sprawę tę Niemcy, ze skutkiem daleko lepszym. Ostatecznie jednak przemogły obawy, aby uniwersytet poznański nie stał się środowiskiem ruchu polskiego, i z tych względów projekt został ponownie pogrzebany. Natomiast rząd postanowił utworzyć w Poznaniu rodzaj uniwersytetu ludowego, który będzie na razie posiadał rektora, 2 profesorów i kilku lektorów. Akademia ta — taka jest nazwa urzędowa — ma służyć tylko celom ogólnej oświaty, przedewszystkiem zaś dostarczać strawy umysłowej obywatelstwu niemieckiemu i urzędnikom i być rozsadnikiem „kultury niemieckiej na kresach wschodnich“. Utworzenie zakładu naukowego z takim charakterem tłómaczy się w części tem, że Polacy zdobyli się przed kilku laty na utworzenie podobnej instytucyi, mianowicie zaś na regularne urządzanie seryi wykładów popularnych treści naukowej. Akademia niemiecka ma być, jak władze przyznają otwarcie, „środkiem germanizacyjnym“, zapewne w tem znaczeniu, że głównym jej celem będzie uprzyjemnienie Niemcom, zwłaszcza urzędnikom, pobytu w Poznaniu i dostarczenie im zajęć umysłowych. Taki sam charakter ma już kilka innych zakładów, utworzonych w ciągu kilku lat ostatnich, a zwłaszcza „Biblioteka cesarza Wilhelma“ i nowe Muzeum prowincyonalne. W budżecie państwowym figurują one jako zakłady antypolskie. Oczywiście jednak korzystają z nich także Polacy, z wielkim dla siebie pożytkiem. W następstwie walki politycznej, także istniejące od dawne już zakłady i instytucye, służące celom nauki, nabrały charakteru jednostronnie narodowego. Te, które powstały przy pomocy władz lub z udziałem obywatelstwa niemieckiego, mają dziś charakter wybitnie niemiecki i nie posiadają członków w społeczeństwie polskiem. Z drugiej strony zaś Niemcy unikają instytucyi, które były i pozostały polskiemi. Porozumiewania się i współpracownictwa na polu nauki niema, chociaż każda ze stron, w razie potrzeby, korzysta ze zbiorów i publikacyi strony przeciwnej. Tak więc Niemcy posiadają osobne Towarzystwa historyczne, archeologiczne i t. p., rządzą w Muzeum prowincyonalnem zarówno nowem, jak i starem, w archiwum i wydają własne czasopisma naukowe. Polacy natomiast mają własne Muzeum i połączone z niem Towarzystwo Przyjaciół Nauk z 4 wydziałami (historyczno-literackim, archeologicznym, lekarskim i przyrodniczo-technicznym), które wydaje corocznie obszerny tom „Roczników“ i 12 zeszytów „Nowin lekarskich“, a nadto bardzo cenne publikacye archeologiczne w nierównych odstępach czasu. Rozdział w sferze naukowej przenosi się także na pole zawodowe i filantropijne. Tak np. lekarze polscy posiadają swoje własne stowarzyszenie „Pomoc koleżeńska“ dla popierania wdów i sierot po lekarzach. Instytucyą naukową, pierwotnie polską, obecnie już zupełnie zgermanizowaną, jest Biblioteka Raczyńskich, założona w roku 1829 przez hr. Edwarda Raczyńskiego i podarowana przez niego wraz z pięknym gmachem (ryc. str. 242) miastu. Według woli ofiarodawcy, język niemiecki miał być w tej instytucyi równouprawniony z polskim, a prawo mianowania urzędników przysługuje wydziałowi, złożonemu z kilku urzędników. W razie przekroczenia przepisów statutu, spadkobierca ma prawo odebrać Bibliotekę miastu. Skutkiem zajść familijnych w rodzinie hr. Raczyńskich stosunki ułożyły się jednak w taki sposób, że teraźniejszy posiadacz tego prawa nie może powoływać się na nie, a Niemcy skorzystali z tego, aby mianować bibliotekarza Niemca i usunąć język polski zupełnie. Sprawa jest zbyt zawiła, abyśmy mieli tłómaczyć ją tu obszernie, a nadto niezupełnie jeszcze skończona. Nadzieja na odzyskanie dla społeczeństwa polskiego tego cennego zbioru, obejmującego przeszło 50,000 tomów, i gmachu, w którym mieści się Biblioteka, opiera się jednak na bardzo słabych podstawach.

Z dwóch wielkich fundacyi naukowych pozostaje się społeczeństwu polskiemu tylko jedna: Muzeum imienia Mielżyńskich.
Teatr polski w Poznaniu.
Muzeum to powstało przy wspomnianem już Towarzywie[1] Przyjaciół Nauk, które utworzono w r. 1857, w myśl istnienia b. Towarzystwa Przyj. Nauk w Warszawie. Naokoło tej instytucyi ugrupowali się wszyscy wybitniejsi przedstawiciele i miłośnicy nauki i sztuki, których podówczas w Poznańskiem znajdowała się znaczna liczba, jak znani filozofowie August Cieszkowski (długoletni prezes) i Karol Libelt, arcybiskup Leon Przyłuski, hr. Tytus Działyński, hr. Rogier Raczyński, ks. Malinowski, Bentkowski i t. d. Towarzystwo wraz z swemi zbiorami i biblioteką mieściło się pierwotnie w jednem skrzydle pałacu (Biblioteki) Raczyńskich. Gdy zaś zarząd tej instytucyi, składający się już w owych czasach z samych Niemców, wymówił lokal towarzystwu, hr. Seweryn Mielżyński nabył dla niego (w r. 1871) dom osobny (ryc. str. 245), w którym dotąd znajduje się biblioteka. Spadkobierca Seweryna, hr. Józef Mielżyński, wzniósł własnym kosztem na dziedzińcu starego domu nowy gmach na umieszczenie zwiększających się nieustannie zbiorów. Z wdzięczności za ten czyn obywatelski całe Muzeum otrzymało w następstwie nazwę „Muzeum imienia Mielżyńskich“. Zbiory składają się z kilku działów: biblioteki, liczącej przeszło 50,000 tomów, 2) galeryi malarzów polskich i przebywających w Polsce, 3) galeryi malarzów obcych, 4) wielkiego zbioru stalo- i miedziorytów, 4) gabinetu numizmatycznego, 6) muzeum historycznego, 7) muzeum przyrodniczego, 8) gabinetu J.I. Kraszewskiego, 9) jednego z najbogatszych na północnym wschodzie Europy muzeum archeologicznego. Obie galerye obrazów są darem hr. Mielżyńskich; utworzenie muzeum archeologicznego jest głównie dziełem teraźniejszego konserwatora, głośnego w świecie naukowym d-ra Bolesława Erzepkiego (ryc. str. 247) i lekarza d-ra Köhlera. Jak już zaznaczono, Muzeum połączone jest ściśle z Towarzystwem Przyjaciół Nauk i posiada wspólny zarząd. Prezesem Towarzystwa jest obecnie uczony biskup sufragan poznański, dr. Edward Likowski (ryc. str. 239), bezsprzecznie jedna z najwybitniejszych osobistości na polu naukowem w Poznańskiem. W praktyce zarządza zbiorami dr. B. Erzepki, który też nadaje kierunek wydziałowi historyczno-literackiemu. Oprócz tego Muzeum polskiego istnieje w Poznaniu jeszcze drugie mniejsze i mniej znane, obejmujące zabytki kościelne. Zorganizował je arcybiskup teraźniejszy dr. Floryan Stablewski, chcąc uchronić od rozproszenia i zniszczenia cenne stare paramenty i przybory, znajdujące się po kościołach archidyecezyi. Zarządcą tego muzeum jest ks. Józef Zalewski. Inne zbiory polskie znajdują się w rękach prywatnych w małych mieścinach prowincyonalnych, a nawet wsiach, i dlatego są niedostępne dla kół szerszych. Wyróżniają się z nich: wielka, obfita w stare wydawnictwa i rękopisy biblioteka hr. Zamojskiego w Kórniku, którą zarządza znany uczony dr. Zygmunt Celichowski, i wspaniały zbiór artystyczno-historyczny hr. Działyńskiej (obecnie ks. Czartoryskiego) w Gołuchowie pod Pleszewem. Zbiór ten jest szczególnie bogaty w stare, kosztowne tkaniny i wyroby ceramiczne z wszystkich czasów.
Wobec scharakteryzowanych wyżej stosunków szkolnych i walki narodowej wogóle, w której także, po przeniesieniu jej na pole ekonomiczne, najważniejszym środkiem zaczepnym i odpornym jest oświata, w społeczeństwie polskiem utworzył się szereg stowarzyszeń, które, opierając się na konstytucyi i prawie krajowem pruskiem, usiłują uzupełnić dla ludu polskiego naukę szkolną, zaopatrzyć go w wiadomości, potrzebne w życiu zawodowem i publicznem, zaznajomić go z historyą i literaturą, zachęcić do pracy nad własnem wykształceniem, wreszcie połączyć rozproszone
Zakład imienia Garczyńskich w Poznaniu.

usiłowania samopomocy i nadać im kierunek jednolity. Do najważniejszych instytucyi tego rodzaju należy Towarzystwo Czytelni Ludowych, które zakłada w całym kraju, po wsiach i miastach, biblioteczki, dostarczające chętnym czytania, bez opłaty, dzieł popularnych, treści pouczającej, historycznej i t. d. Prowadzeniem tych czytelni zajmują się najczęściej po wsiach księża, organiści, lub światlejsi gospodarze, po miastach osoby z stanów średnich. Popyt na książki jest tak wielki, że zarząd czytelni, który rozporządza tylko szczupłemi środkami, w małej części tylko może zaspokoić istniejące potrzeby. Czytywane są najchętniej dziełka historyczne, powieści historyczne i obyczajowe, opisy podróży i t. p. Po miastach drugim bardzo ważnym czynnikiem oświaty są liczne stowarzyszenia, towarzyskie, zawodowe i gimnastyczne. Istnieje przysłowie, według którego: jeżeli spotka się gdzieśkolwiek na świecie trzech Niemców, to przedewszystkiem zakładają stowarzyszenie. Możnaby je zastosować i do Polaków w Poznańskiem. Niema miasteczka, w którem nie byłoby przynajmniej jednego towarzystwa; w większych jest ich po kilka, w Poznaniu kilkanaście. Z nazwy są to najczęściej instytucye zawodowe: Przemysłowców, Rzemieślników, Robotników; ale w rzeczywistości mała tylko ich część zajmuje się poważnie sprawami zawodowemi i zarobkowemi. Za to podnoszą one bardzo ogólny poziom oświaty swych członków, wywołują współzawodnictwo na polu umysłowem, szerzą znajomość literatury i historyi, rozszerzają widnokrąg myśli, wreszcie zaś przyuczają członków do solidarności, do zgodnej i wspólnej pracy w jakimkolwiek kierunku: słowem wyrywają jednostki z ciasnego kółka życia domowego, wychowują obywateli, obeznanych z ogólnemi potrzebami społeczeństwa, z jego prawami i obowiązkami, otrzaskanych w ogniu krzyżujących się zdań, a skutkiem tego pewnych siebie, nie dających zastraszyć się przerwszym lepszym argumentem i chętnych do udziału w życiu publicznem. Ta dodatnia działalność stowarzyszeń polskich tłómaczy się w znacznej części tem, że należą do nich, bez względu na ich nazwę, zazwyczaj członkowie różnych stanów, od inteligencyi miejskiej do robotników. Takie współzawodnictwo żywiołów różnorodnych, zrównanych ze sobą statutem towarzystwa, bez względu na stanowiska społeczne, stosunki materyalne i poziom oświaty, musi oczywiście zbliżać je do siebie, wytwarzać świadomość wspólności interesów, a tem samem poczucie solidarności, i oddziaływać korzystnie na rozwój umysłowy mniej wykształconych. Inteligencya odgrywa tam mimowolnie i niespostrzeżenie rolę nauczycieli, sama zaś zdobywa, przez zetknięcie się z przedstawicielami szerokich warstw ludu, podstawę dla swej działalności i urabia sobie pogląd na ogólne położenie i potrzeby ludu. Liczba tej inteligencyi wzrosła, jak zaznaczyliśmy już w innym rozdziale, bardzo w ciągu kilkudziesięciu lat ostatnich. Jest to nietylko następstwo rozwoju stosunków ekonomicznych i politycznych, lecz także wynik działalności instytucyi, która pragnącym nauki dostarcza odpowiednich środków materyalnych. Instytucyą tą jest Towarzystwo Pomocy Naukowej w Poznaniu. Zawdzięcza ono swe istnienie Karolowi Marcinkowskiemu, lekarzowi, który w czasie, kiedy w społeczeństwie poznańskiem mało kto jeszcze troszczył się o warunki jego przyszłego rozwoju, przewidział, iż byt jego będzie zależeć przedewszystkiem od stopnia jego oświaty, umiejętności zastosowania się do nowych warunków życia ekonomicznego, i usiłował dostarczyć mu środków do rozwoju umysłowego, a z drugiej strony stworzyć

Poznań. Pomnik Jana Kochanowskiego.

środowisko ruchu przemysłowego. W tym celu stworzył wspomniany już poprzednio „Bazar“ poznański i założył Towarzystwo Pomocy Naukowej (w r. 1841). Towarzystwo to dało w ciągu kilkudziesięciu lat swego istnienia kilku tysiącom młodzieży możność zdobycia wiedzy i wyższych stanowisk społecznych, przez udzielanie bezzwrotnych stypendyi, lub też bezprocentowych pożyczek, na naukę w gimnazyach, uniwersytetach i rozmaitych szkołach zawodowych. Z inteligencyi poznańskiej conajmniej trzecia część korzystała stale lub chwilowo w czasie swych studyów z pomocy tej instytucyi. Dochody i wydatki Towarzystwa na cele oświaty podlegają wahaniom, odpowiednio do napływu składek i legatów, a wynoszą obecnie przeciętnie 50,000 marek rocznie. Ogromną większość dochodu stanowią procenty od kapitałów własnych tej instytucyi. Wynosiły one pod koniec roku zeszłego (1902) blisko milion marek.
Wspomnimy jeszcze o teatrze polskim w Poznaniu, jako ważnym czynniku w życiu kulturalnem społeczeństwa tamtejszego. Osobna scena polska istnieje w Poznaniu dopiero od roku 1870. Dawniej gościły tam tylko trupy przejezdne z Warszawy i Krakowa i dawały przedstawienia w starym teatrze miejskim. Na utworzenie stałego teatru polskiego nie pozwalały władze pruskie. Przeszkody usunęła dopiero ordynacya procederowa dla Związku północno-niemieckiego, z roku 1869. Na mocy jej też w roku następnym osiedliła się w Poznaniu trupa polska, która grywała stale w teatrze niemieckim, a równocześnie utworzył się komitet dla popierania sceny polskiej i wzniesienia dla niej gmachu własnego. Zbudowano go do roku 1875, kosztem niespełna pół miliona marek i otwarto uroczyście w czerwcu tegoż roku przedstawieniem amatorskiem. Gmach ten (ryc. str. 251) mieści się na dziedzińcu dwóch wielkich domów przy jednej z ulic pryncypalnych miasta, Berlińskiej. Sala może pomieścić 600 osób, rozmiary sceny są odpowiednio do tego niewielkie: 7,65 metrów szerokości, 8,80 głębokości, 6,30 wysokości. Ponieważ scena polska w Poznaniu bez znacznej zapomogi utrzymać się nie może, pomyślano wcześnie o dostarczeniu odpowiednich funduszów, ale dopiero pod koniec wieku XIX sprawa ta doczekała się ostatecznego rozwiązania. W r. 1890 utworzyła się spółka budowlana „Pomoc“, do której przystąpiło przeszło 200 osób, i wspólnemi siłami wzniesiono na miejscu 2 starych kamienic przed teatrem dwie wspaniałe nowe, tworzące harmonijną całość architektoniczną. Dochód z tych dwóch gmachów, wynoszący około 10,000 marek, przeznaczono wyłącznie na potrzeby teatru, względnie na zapomogę dla przedsiebiercy teatralnego. Sceną poznańską kierowali: od r. 1875—1881 Karol Doroszyński, następnie, od r. 1881—2 Lucyan Kościelecki, od r. 1882—3 Al. Podwyszyński, a od tego czasu, aż do swej śmierci (w r. 1896), redaktor naczelny „Dziennika Poznańskiego“, Franciszek Dobrowolski. Po śmierci Dobrowolskiego, oddano teatr „w dzierżawę“ artyście sceny krakowskiej, Edwardowi Rygierowi, który kieruje nią do tej pory. Przekonawszy się, że teatr, mimo subwencyi towarzystwa „Pomoc“, nie może się utrzymać, Rygier w paru latach ostatnich stara się oprzeć byt tej instytucyi na szerokich warstwach ludu i wystawia w tym celu przeważnie sztuki popularne po cenach zniżonych. Słowem, zdemokratyzował on teatr i uczynił go, wprawdzie przez obniżenie poziomu artystycznego, ważnym czynnikiem kultury dla warstw średnich i niższych. Zmiana ta jest o tyle uzasadniona stosunkami, że publiczność wykształcona i posiadająca wyrobiony smak artystyczny, zaniedbywała teatr coraz więcej, tak, że na połowie przedstawień sala świeciła zupełną pustką. Teatr polski, ubogi w artystów wybitnych i rekwizyty nie zadawalniał jej. Przeciwstawiała mu ona bogaty, pobierający od miasta blisko 50,000 marek zapomogi, teatr niemiecki, chociaż rzadko uczęszczała do niego. Dopiero teraz, gdy dyr. Rygier ściąga do teatru przez widowiska popularne szerokie warstwy ludności średnio zamożnej i uboższej z miasta i przedmieść, byt sceny jest jako tako zapewniony.
Zdemokratyzowanie teatru poznańskiego jest jednym z charakterystycznych objawów rozwoju stosunków politycznych i społecznych w Poznańskiem w ostatniej ćwierci wieku. Przed 25 laty, a nawet jeszcze za czasów Franciszka Dobrowolskiego, nikomu na myśl nie przyszło, że trzeba i można będzie oprzeć byt teatru na szerokich warstwach ludu. Popieranie sceny polskiej było „nobile officium“, stanów zamożnych, inteligencyi miejskiej i szlachty wiejskiej. Te dwa stany stworzyły teatr i utrzymywały go przez długie lata, jak wogóle w owych czasach były, obok duchowieństwa, jedynemi czynnikami, które poczuwały się do obowiązku przestrzegania interesów społeczeństwa, i kierowały się niem niepodzielnie. Stosunki te zmieniły się zupełnie pod koniec wieku XIX, skutkiem polityki germanizacyjnej rządu i przebudzenia się najszerszych warstw ludu. Szlachta, czyli raczej ziemiaństwo, w miarę pozbywania się ziemi, traci coraz więcej swoje wpływy, inteligencya zaś miejska, a w czasach ostatnich także część duchowieństwa, łączy się do wspólnej pracy z nowymi żywiołami, które dopiero od niedawna wystąpiły na widownię polityczną: ludem miejskim i włościaństwem. W następstwie tego rozwoju okazało się, że losy społeczeństwa nie zależą bynajmniej od losów większej własności ziemskiej, że potrafi ono bronić swych interesów także bez dotychczasowych kierowników, energiczniej nawet i skuteczniej. Ten przewrót w stosunkach wewnętrzno-politycznych poznańskich jest dziełem, a równocześnie przyczyną, ogromnego rozwoju prasy ludowej. Małe, tanie, popularne dzienniki poruszyły lud uśpiony i przygotowały do działalności politycznej, a im szersze warstwy ruch ten ogarniał, tem więcej odczuwano potrzebę takich tanich wydawnictw, i tem więcej mnożyła się ich liczba. Dziś już ta prasa ludowa jest najważniejszym czynnikiem politycznym w W. Ks. Poznańskim i wyparła z stanowisk uprzywilejowanych pisma wielkie, przeznaczone dla inteligencyi i stanów zamożniejszych. Z drugiej zaś strony jest ona najpoważniejszym czynnikiem oświaty, zastępuje szerokim warstwom ludu szkołę, zachęca do nauki i ułatwia ją, dostarcza swoim czytelnikom tysiącznych wiadomości, niezbędnych w życiu prywatnem i publicznem, których w szkole germanizacyjnej nabyć nie można. Rozmiary tej pracy nie pozwalają nam na szczegółowe scharakteryzowanie rozwoju dziennikarstwa w Poznańskiem i określenia charakteru i działalności pism pojedyńczych. Zadowolimy się więc wyliczeniem ważniejszych czasopism, wychodzących obecnie, z podaniem liczby prenumeratorów każdego z nich, zwłaszcza, że sam taki wykaz wystarczy do wyrobienia sobie sądu o roli, jaką w społeczeństwie tamtejszem odgrywa dziennikarstwo.

Tytuł pisma Charakter Wychodzi Liczba
prenum.
Dziennik Poznański Organ inteligencyi
zachowawczej
6 razy na tydzień 2,600
Kuryer Poznański Organ
duchowieństwa
1,200
Orędownik Organ centralny
ruchu ludowego
3,500
Postęp Ludowy,
antysemicki
5,500
Wielkopolanin Ludowy, zachow. 12,000
Goniec Wielkopolski Demokr.-narod. 3,000
Dziennik Kujawski Ludowy, zachow. 4,000
Praca Ludowy, radykalny raz na tydzień 13,000
Przewodnik Katolicki Ludowy, zachow. 64,000
Ziemianin Rolniczy 800
Poradnik gospodarski 2,500

Wszystkie wymienione tu czasopisma, z wyjątkiem „Dziennika Kujawskiego“, wydawanego w Inowrocławiu, wychodzą w Poznaniu. Maleńkie pisma prowincyonalne i poznańskie, nie posiadające większego wpływu, jak „Gazeta Bydgoska“, „Gazeta Kościańska“, „Lech“ i t. p., oraz wydawnictwa beletrystyczne i czysto kościelne, pomijamy, tak samo naukowe, z których ważniejsze wymieniliśmy już na początku tego rozdziału. Jak z zestawienia powyższego wynika, ogółem rozchodzą się w W. Ks. Poznańskiem dzienniki w liczbie 34,000, tygodniki w liczbie 80,000 egzemplarzy, na ogólną liczbę 1,200,000 mieszkańców polskich. Na 35 Polaków przypada zatem 1 egz. dziennika, na 15 Polaków 1 egz. tygodnika, na 10 Polaków 1 egzemplarz czasopisma wogóle.
Niemcy prasy ludowej w tem rozumieniu, jak Polacy, nie posiadają. Przeważają u nich pisma wielkie, wychodzące 2—3 razy dziennie, rozpowszechnione mało między prostym ludem wiejskim. Najwięcej czytywane są „Posener Zeitung“, organ wolnomyślny hakatystowski; „Posener Tageblatt“, półurzędowy organ zachowawczy, a równocześnie organ centralny stowarzyszenia hakatystowskiego, „Posener Neueste Nachrichten“, dziennik wolnomyślny, zachowujący neutralność w sprawach politycznych, wreszcie wychodząca w Bydgoszczy „Ostdeutsche Rundschau“, od pewnego czasu hakatystowska. Oba dzienniki ostatnie mają charakter brukowy. Pisma, wydawane w miastach mniejszych Księstwa, posiadają stosunkowo niewielu czytelników i nie odgrywają wielkiej roli. Uprawiają one wszystkie agitacyę antypolską.
Rozdział narodowy uwydatnia się naturalnie głównie na tych polach, które są przedmiotem walki, a zatem w dziedzinie oświaty, kultury i zarobkowości. Natomiast zakłady i instytucye, służące celom humanitarnym, hygienicznym, społecznym i t. d., słowem te wszystkie, które nie mogą rozwijać się bez współdziałania całej ludności i opieki władz, są wspólne. Udział władz i ludności niemieckiej w ich zarządzie sprawia jednak, że nabierają one coraz więcej charakteru niemieckiego. Nawet instytucye, założone przez Polaków, a podlegające nadzorowi władz, zniemczono w czasach ostatnich zupełnie. Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu nie stanowi wyjątku. Ten sam los spotkał, skutkiem braku przezorności testatora, bogate schronisko dla osób stanu szlacheckiego, założone na Wildzie pod Poznaniem w b. klasztorze Sercanek, przez Garczyńskiego (ryc. str. 252), i niektóre inne zakłady. Instytucye hygieniczne, humanitarne, społeczne i dobroczynne (z wyjątkiem katolickiego Tow. Ś-tego Wincentego à Paulo) można podzielić na 3 typy. Jedne znajdują się pod bezpośrednim zarządem sejmu, względnie starosty krajowego, jak zakłady dla obłąkanych (w Owińskach pod Poznaniem i Dziekance pod Gnieznem) i dom poprawy dla młodocianych przestępców; drugie są instytucyami miejskiemi, jak większość szpitali; trzecie są kierowane przez komitety mieszane, na których czele stoi urzędnik państwowy, np. Towarzystwo dla zwalczania gruźlicy. W sejmie prowincyonalnym i w zarządach miast, nawet tych, w których Polacy stanowią większość ludności, Niemcy posiadają przewagę i troszczą się zazwyczaj mało o życzenia reprezentantów polskich. To też we wszystkich wymienionych zakładach język niemiecki jest urzędowym, a polski dozwolony tylko o tyle, o ile używanie jego nie da się uniknąć. Nie inaczej jest zresztą w Towarzystwie dla zwalczania gruźlicy, jedynej w Księstwie instytucyi, w której Polacy łączą się chętnie do współdziałania z Niemcami. I tam język polski nie jest równouprawniony z niemieckim, lecz używany tylko w odezwach, zwracających się wprost do ludu.

*

Kończymy na tem pogląd na stosunki w W. Ks. Poznańskiem i zwracamy się do innych dzielnic, które dłużej, niż Poznańskie, znajdują się pod panowaniem pruskiem i wykazują wyraźniejsze jeszcze ślady usiłowań germanizacyjnych, ale nie zatraciły swego charakteru polskiego i w czasach ostatnich zaznaczają coraz energiczniej swą łączność z mieszkańcami W. Księstwa.








  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Towarzystwie.