Zielony Promień/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Zielony Promień
Rozdział V. Ze statku na statek
Pochodzenie Promień Zielony i Dziesięć godzin polowania
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1887
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz Stanisław Miłkowski
Tytuł orygin. Le Rayon vert
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cała książka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.
Ze statku na statek.

Po śniadaniu składającem się w połowie z potraw na zimno, a w połowie gorących, jednem słowem po wybornem śniadaniu na sposób angielski, spożytem w „dining room“ Columbii, miss Campbell i bracia Melvill powrócili na pokład.
Helena nie mogła powstrzymać się od krzyku przerażenia, gdy nareszcie zajęli miejsce pod werandą:
— A mój horyzont? zapytała.
Rzeczywiście widnokrąg jakby znikł od kilku chwil zupełnie. Statek zwróciwszy się ku przylądkowi północnemu nagle znalazł się na przesmyku pomiędzy Kyles of Bute.
— To bardzo niedobrze, wuju Sam, rzekła miss Campbell, mocno zadąsana.
— Ależ moja droga córko...
— Będę o tem pamiętała wuju Sib...
Obaj bracia nie mogli na razie zdobyć się na odpowiedź a nareszcie nie można było takowej żądać od nich, gdyż Columbia zmieniwszy kierunek, płynęła ku północo-zachodowi.
Rzeczywiście było dwie różne drogi prowadzące morzem Glasgowa do Oban.
Pierwsza, po której nie płynęła wcale Columbia, jest zbyt długa. Uczyniwszy przestanek, w Rothesay, czarownej miejscowości na wyspie Bute, przyozdobionej starożytnem zamkiem z XI wieku, otoczonej na zachodzie głębokiemi dolinami, które tym sposobem ochraniały ją od wichrów nadciągających z pełni morza; statek płynął w dół brzegów zatoki Clydy, potem wzdłuż wyspy, przesunął się obok wielkiego i małego Cumbray i skierował się w prostym kierunku aż ku części południowej wyspy Arran, która całkowicie należy do księcia Hamilton, mianowicie od podstawy swych skał aż do cypla Groatfell wznoszącego się na 800 metrów nad poziom morza. Wówczas to sternik poruszył sterem, igłę kompasu skierowano ku zachodowi, powtórnie statek okrążył wyspę Arran, zwrócił się ku półwyspie Cantyre, leżącej na zachodzie, potem zagłębił się w przesmyku Gigha wprost przejścia Sundu, lawirował między wyspami Islay i Jura i przybił do odcinka rozwartego między Firth Lom, którego kąt rozwarty, zmniejszał się nieco powyżej Oban.
Wreszcie, jeżeli miss Campbell miała słuszną przyczynę do narzekania że Columbia nie popłynęła tą drogą i bracia niemniej żałowali tego. Bo rzeczywiście przepływając przy brzegu Islay ujrzeliby ową sławną, starożytną rezydencyę Mac-Donalda, który w początku XI stulecia zwyciężony i wypędzony, zmuszony był ustąpić miejsca Campbellom. W obec tej miejscowości tak doniosłego historycznego znaczenia, bracia Melvill nie wyłączając nawet pani Bess i Partridge byliby jednozgodnie poczuli mocne bicie serca.
Co zaś do miss Campbell, ten widnokrąg tak już opłakany pojawił się przed jej okiem daleko później. Rzeczywiście, od Arran aż do wzgórza Cantyre ciagnęło się na południu morze; jak niemniej na zachodzie od Mull aż do szczytów Islay, zkąd tylko trzy tysiące mil do brzegów amerykańskich wód.
Lecz ta droga jest długa i po części przykra jeżeli nie niebezpieczna, bo trzeba zwracać uwagę na turystów, którzy niezmiernej doznają trwogi wówczas gdy muszą przebywać okolice Hebrydów bardzo często nawiedzanych przez straszliwe burze.
Inżynierowie a między nimi i Lesseps postanowili przekształcić półwyspę Cantyre na zupełną wyspę. Dzięki ich pracom, wykopany został kanał Crinan od strony północnej, w skutek czego droga skrócona o jakie 200 kilometrów i do przebycia jej wystarcza trzy lub cztery godziny.
Otóż tę drogę obrała Columbia udając się z Glasgowu do Oban, pomiędzy wyrwami i przesmykami, mając za cały widok piaski, lasy i góry. Ze wszystkich pasażerów tylko jedna miss Campbell żałowała że nie udano się tamtą drogą, lecz trzeba było uledz konieczności. Zresztą, czyliż nie ujrzy horyzontu morskiego, dalej nieco od kanału Crinan, cokolwiek później i zanim jeszcze słońce ostatnim promieniem muśnie fale wodne.
W chwili kiedy turyści, spóźniwszy się z przybyciem do sali jadalnej, weszli na pokład, Columbia przepływała około małej wysepki Elbangreig, ostatniej fortecy, w której chronił się książę Argyle, zanim jako bohater, pokonany w walce o swobody polityczne i religijne Szkocyi, nie złożył głowy pod szkocką gilotyną w Edimburgu.
Potem statek zwrócił się ku południowi, przepłynął przez cieśninę Bute, pośród uroczej panoramy wysp piasczystych i lesistych, których wyłaniający się okopy osłania lekka mgła. Nakoniec minąwszy przylądek Ardlamont, okręt popłynął w kierunku północnym, pozostawiając na boku wieś East-Tarbert, przesunął się około przylądka Ardrishaig i dotarł około zamku Lochgilphead do wejścia do kanału Crinan.
W tem miejscu, trzeba było wysiąść z Columbii zbyt wielkiej do żeglowania po kanale. Kanał ten, którego ściany podtrzymuje piętnaście szluz w całej 9 milowej długości, dozwala przepływać statkom wązkim niezbyt pogłębiającym się w wodzie.
Mały statek parowy Linnet czekał na podróżnych Columbii. Przesiadanie dokonane zostało w ciągu kilku minut. Każdy pomieścił się wygodnie na tarasie pod werandą statku, poczem Linnet szybko pomknął ku kanałowi, gdy tymczasem jakiś bagpiper[1] grający na fujarce, ubrany w strój narodowy, zaczął produkować się na swym instrumencie. Muzyka to bardzo smutna, której towarzyszą dźwięki ponure trzech basów na sposób dawnych pieśni z minionych wieków. Przejażdżka kanałem jest nadzwyczaj przyjemną, płynie się bowiem już to pomiędzy wysokiemi wzgórzami obrosłemi krzakami, już to dotyka płaszczyzn na których widnieją gaje, już daleko i szeroko ciągnące się pola. Statek często się zatrzymywał w pewnym rodzaju zbiorników wody. Kiedy pontonierzy otwierali szluzy, młode chłopcy i młode dziewczęta, tamtejszo krajowcy, nadbiegali ofiarując turystom mleko prosto od krowy, mówiąc idiomem gaelickim, którym niegdyś posługiwali się Celtowie, niezrozumiałym nawet dla anglików.
W sześć godzin później, statek musiał się zatrzymać aż dwie godziny przy tamie źle urządzonej, przepływano między szeregiem domów, folwarczków smutnej powierzchowności, omijając bagno znajdujące się obok kanału, Linnet zatrzymał się niedaleko wsi Ballanoch. Po raz drugi należało się przesiąść. Pasażerowie Columbii, stali się pasażerami Glengarry, i udali się w kierunku północno-zachodnim aby tym sposobem wydobyć się z przystani Crinan i ominąć punkt, na którym wznosił się feudalny zamek Duntroon-Castle.
Od chwili opuszczenia wyspy Bute, horyzont wcale nie odsłonił się.
Można sobie wyobrazić niecierpliwość miss Campbell. Na tej przestrzeni ograniczonych do koła wód, zdawało się że to jeszcze Szkocya, że to okolice jezior, że to kraj Rob-Roy’a. Wszędzie malownicze wyspy, wszędzie brzozy lekko poruszane wiatrem, kołyszące się niedbale.
Nakoniec Glengarry przepłynął północną część wyspy Jura i morze przedstawiło się w całym obszarze aż do tej linii, w której niby zlewa się z niebem.
— Otóż i upragniony horyzont, moja droga Heleno, rzekł brat Sam, ukazując ręką zachód.
— To nie nasza wina, dodał brat Sib, że te przeklęte wyspy założone przez starego Nicka, zaciemniały horyzont.
— Przebaczono wam obu, moi wujowie, odpowiedziała miss Campbell, ale niech się więcej nic podobnego nie wydarzy.






  1. Żebrak wędrowny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: Stanisław Miłkowski.