Zalotnik

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Bartłomiej Zimorowic
Tytuł Zalotnik
Pochodzenie cykl Sielanki
ze zbioru Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów
Wydawca Nakładem Michała Dzikowskiego
Data wyd. 1857
Miejsce wyd. Przemyśl
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
X. Zalotnik.

Szósta jesień mijała po Cecorskiej wojnie
Nieszczęsnej, jako ludzka krew lała się hojnie,
Kiedy nad mętnym Prutem Gałka nie pozorny
Mordował zapalczywie lud polski wyborny,
Że znaczniejsi rycerze, bojownicy przedni
Zbici ciałami swemi plac okryli jedni,
Drudzy zasię za Dunaj odległy zasłani
Szlacheckich swobód zbyli marnie zwojowani.
Wielekroć po tej klęsce roksolańską ziemię
Plondrowało haniebnie brzydkie chańskie plemię,
Nakoniec, gdy ci zbójcy z dzikim Muradynem
Wypadłszy z krymskiej hordy niezliczonym gminem —

Pustoszyć poczynali żyzne ruskie pola,
Ogniem i mieczem niszcząc nieobronne sioła,
Natychmiast za przestrachem niespodzianej trwogi
Uchodzić prędko począł wiejski lud ubogi:
Część na grzeskie jeziora, część do gęstych lasów,
Część ich zbiegła w budowne zamki. Tychże czasów
Filoret, syn Florydy na miejsce świebodne
Unosząc zdrowie, miasto nawiedził dwójgrodne,
Pierwsze w rosyjskim kraju; ten, acz mały rodem,
Jednak za rozsądnego dowcipu powodem
Pierwszą młodość poświęcił ślicznej Pierydzie,
Z którą na Helikonie i kwitnącej Idzie
Lata drobniejsze trawiąc, sprzęgać rymy sforne
I pieśni uszom ludzkim podawać wydworne,
Przytem mądrze uderzać w czterdzieści pięć strony,
Abo flety miarkować dobrze wyćwiczony,
Kiedy — przez jeden miesiąc, gdy się ledwie bawił —
Nowy postrzał do serca Knpido mu wprawił,
Albowiem tychże prawie dni Bineda młody
Z nadobną Rozaliją odprawował gody,
Przy nich skoro Filoret obaczył Fedorę,
Przezacnego Jankuły ukpchaną córę,
Skoro jej serce swoje podał na ofiarę,
Ona mu także słówek darowała parę:
Zakochał całą duszą; choćże potem trwogi
Ustały, gdy nad Rosią on Muradyn srogi
Pole na głowę stracił z dwunastą tysięcy,
Przed Doroszeńkiem krymskich odbiegłszy miesięcy;
Choćże Filoret, mury pożegnawszy ludne,
Dziedziczny dóm nawiedzał, zawsze myśli trudne
Serce mu uciskały, lubo późne zorze,
Lubo rane wstawały, myslił o Fedorze.
Więc oczywiście po nim znać było odmianę:
Już ani towarzystwo, ani ukochane
Rówienników igraszki jemu miłe były,
Lecz go coraz tesknice przykre unosiły —
Aż nakoniec umyślił, bogaty dobytek
I z gospodarstwem wiejskiem sprzęt domowy wszytek
Zpieniężywszy, pożegnać ojczyste zagrody
A zbytniem ukochaniem wetować swej szkody.
Przetoż między skałami i pustemi lasy,
Zdradzając przechadzkami nie wesołe czasy,
Od młodzi i zwyczajnych zabawek uciekał,
Kwoli nieszczęściu swemu żałośnie narzekał,
Tylko się w osobności miłości uskarżał,
A narzekania smutne często te powtarzał:
Zostańcie już bezemnie pola ulubione,
Wonnemi kwiateczkami nadobnie upstrzone,
Zostawajcie i łąki moje ukochane,
Farbistemi ziołami ślicznie haftowane!

Naco kwitniecie? naco trawą zarastacie?
Naco tak bujno długie kosy rozwijacie?
Już ja więcej czabanów rogatych na waszę,
Ani bydła drobnego nie pożenę pasze,
Nie będą więcej trawy owce me podstrzygać,
Nie będą więcej po niej koziełkowie biegać.
Żegnam was o pagórki i doliny niskie,
Żegnam was o dąbrowy dalekie i bliskie!
Przedtem tylko pojźrawszy na zielone lasy,
A przywiodłszy na pamięć sobie młode czasy,
Zaledwiem tylko siadłszy w chłodzie począł śpiewać,
Musiało wszystko ptastwo ku mnie się ozywać,
Nad wszystkiemi padoły muzyka ma brzmiała,
Ustawnie ze mną Echo żałosna dumała —
Teraz miejsca ucieszne, teraz głośne skały,
Które mej melodyi namyślnie słuchały,
Także cichem szemraniem mijające rzeki,
Ze wszystkiemi strugami żegnam was na wieki!
I wy miejcie się dobrze mieszkańcowie leśni!
Już nie będziecie więcej słuchać moich pieśni;
Ponieważ tak się zdało najwyższemu bogu,
Pójdę z żałością śpiewać do pysznego progu,
Będę smutnie narzekał przede drzwiami, zali
W ostatniem utrapieniu kto się mnie użali.
Wiem, że kiedyś Orfeus, dla umarłej żony
Spuściwszy się w otchłanie srogiej Persefony,
Dźwiękiem lutni łagodnej do płaczu przyprawił
Czarty i na czas panią swą od nich wybawił
Ja przygrawać mam wolą nie jędzy złośliwej,
Lecz duszy z przyrodzenia bardzo lutościwej.
A wy pasterze moi! gdzie się zabawiacie?
Czemu się prędzej do mnie wszyscy nie schadzacie?
Pomnię, zawszeście przedtem półdniowego czasu
Przybiegali kupami do mego szałasu,
Teraz was niemasz! czyli kędy indziej w cieniu
Piszczałki wydymacie przy chłodnym strumieniu?
Czyli podobne moim trapią was kłopoty?
Czyli was zatrzymały domowe roboty?
Przyjdzie i wam powiedzieć ostateczne słowo:
Daj, żebyście lepszych lat doczekali zdrowo,
Daj, żebyście do śmierci, krom sielskiej dziewice,
Nigdy nie poznawali miejskiej miłośnice.
Prawda, iżem zakochał w szumnej białogłowie,
Potomnym wiekom ze mnie zostanie przysłowie
Słuszne, albowiem zdrową pogardziwszy radą,
Zaniechałem Małanki z Cyceryną bladą;
Wyście mię wychwalały podzare sielanki!
Wyście mię zalecały hoże Podgórzanki;
Mnie jednak cicha miłość zacniejszym paliła
Ogniem, zawsze mi w sercu tkwiała Bogumiła;

Zawsze wolałem onej na łagodnym flecie
Teskliwe pieśni kwilić pod wieczór, a przecie
Z przypadku sąsiedzkiego wy nie urągajcie,
Ani mnie na biesiadach swych przepominajcie;
Owszem, kiedy sobótkę, jako zwyczaj niesie,
Zapalicie na błoniu równem lub przy lesie,
Dajcie mi dobre słowo, wspomnijcie mię mile,
Pamiętając na moje przeszłe krotofile.
Znajdzie się też, ja wierzę, cnotliwy młodzieniec,
Który na mą pamiątkę, zdjąwszy z głowy wieniec,
Powiesi go na brzozie; tam, jeźli go zoczy
Moja niegdy Olenka, pewnie go doskoczy.
Dobra noc kompania, pociecho jedyna,
Dobra noc ostatecznie miewaj ma drużyna!
Dobra noc lube kraje, przyjeme równiny;
Wszystkie krajeki wasze i wszystkie chróściny,
Wszystkie mię znały dobrze zapusty i bory —
Dobra noc, ja odchodzę od was do Fedory,
Fedoro najkochańsza! na twe słodkie imię
Serce mi znacznie kwitnie i lecie i zimie.
Ilekroć przypominam przyjemności twoje,
Rozmnażają się w sercu mem miłosne roje,
A myśli jako pszczółki raz słodką ochłodą
Cieszą mię, drugim razem żądłami mię bodą;
Czasem dobre otuchy do serca mi noszą,
Poją nadzieje chciwe pożądaną rosą;
Czasem też gorzkościami do mnie się ukwapią,
Kiedy duszę żałosną frasunkami trapią.
Przez cię barci w sercu mem porobiły pszczoły,
Przez cię bywam zasmucon, bywam i wesoły.
Wiele władzy użyczył bóg nademną tobie:
Co chcesz, możesz uczynić ze mnie w jednej dobie,
Rzecz dziwna ku wierzeniu, że twem jednem słowem
Abo ciężko choruję, abo jestem zdrowym,
To sprawuje niegodność wielkiego rodzaju,
Chociażże i ztąd chlubę masz w ojczystym kraju.
Nie, wyprawa bogata, nie posag dostatni.
Ani spadek po krewnych bezpłodnych ostatni,
Ale pieszczona miłość, rozmowy łagodne
Dały do twej niewoli ręce me swobodne;
Nadto przyjemność, która twarde skały kruszy,
Na twą stronę wzięła mi połowicę duszy,
Drugą zaś część w struchlałem zostawiła ciele,
Bym nie milczał postępków twych chwalebnych wiele;
A chociażbym zamilczał, same godne sprawy
Podadzą twą uczynność do potomnej sławy:
Same Łaski boginie, trzy siostry Charyty,
Na twe czoło przyniosą wieniec z róży wity,
A młody Hymen wonią zbogacone kwiatki
I wszystkieć oraz odda piękności swej matki.

Oto cię luba wdzięczność na rękach piastuje,
Oto skłonna przyjemność usta twe cukruje,
Wstyd z urodą zmieszany na twej ślicznej twarzy
Uciechy pożądane w oczach ludzkich żarzy.
Cokolwiek miał okrasy w sobie świat wesoły,
Cokolwiek zdobyć mogły śliczności żywioły,
Wszystkie na twą osobę przyrodzenie zlało,
Wszystkiemi twe szlachetne obfituje ciało.
Nie darmo tedy pierwsze prędkie zakochania,
Wszystkie chęci gorące i upodobania,
Wszystkie pożądające i lubieżne siły
W sercu mojem radośnem gniazdo założyły;
I nie darmo wróg jakiś bardzo niespokojny
W państwach północnych wzbudza niesłychane wojny,
Co rok Roxolanią Tatarzyn wojuje,
Pruską ziemicę zasię chytry Szwed plondruje,
Albowiem wszystkie zgody i wszystkie miłości
Z świata wszystkiego zbiegły do moich wnętrzności;
Wszystkie ludzkie przyjaźni Kupidowie mali
W sercu mem jako w skarbcu jakim zachowali.
Niechże młody Filemon Tyndarydę lubi,
Niech się piękną Janellą gładki Panas chlubi,
Niechaj Bedros wychwala urodziwą Nice,
Niech Tymon chwali śliczne Amorelli lice —
Co się komu podoba, niech trzyma, ja przecie,
Nad Fedorę nie mam nic milszego na świecie;
A chociażże mię ogień jej słodkich płomieni
Niezadługo w perzynę ostatnią odmieni,
Jednak godne pamięci wiecznej te zapały
Aby ze mną zgasnąwszy oraz nie ustały,
Na skale, która stoi w samym środku świata,
Tę pamiątkę położę na potomne lata.
Tobie moje Kameny i niesmaczne sprzęty
Pieśni nie doszłych, tobie dźwięk lutni odęty,
Tobie rącza Pafia, Kupido ochotny,
Gracye nietykane, Hymeneusz lotny,
Tobie ma willaneska, robotne sielanki,
Tobie służyć gotowe moje Roxolanki,
Tobie się kwoli moja melodya pieści,
Gdy się ozywa palcem mym w głosach czterdzieści,
Tobie moje uciechy, codzienne wesele,
Tobie ma krotofila pod nogi się ściele;
Tobie i mnie samego, jeszcze więcej rzekę,
I co może nademnie bydź, daję w opiekę.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bartłomiej Zimorowic.