Przenosiny

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Bartłomiej Zimorowic
Tytuł Przenosiny
Pochodzenie cykl Sielanki
ze zbioru Sielanki Józefa Bartłomieja i Szymona Zimorowiczów
Wydawca Nakładem Michała Dzikowskiego
Data wyd. 1857
Miejsce wyd. Przemyśl
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX. Przenosiny.

Muzy me, Muzy, ucieszne dziewice!
Starszych słowiańskich Kamen służebnice
I wiekiem młode i wdzięcznością małe,
W których me lata jeszcze nie dojźrałe
Zakochawszy w przeczystym Parnasie,
Nad Kastalijskim zdrojem, w drugim razie
W Pafie i w cieniach Lampsaceńskiej skały,
Między mirtami z pilnością szukały.
Już też od lutni waszej one strony,
Które brzmią córkę i wnuka Diony,
Przecz odrzuciwszy, przywięzujcie inne
Pieśni i miękkich przymówek niewinne.
Muzy me, Muzy, ucieszne dziewice!
Witajcie ze mną dziś oblubienicę
Wielkiemu rządcy niebieskiej machiny
Przyprowadzoną z odległej krainy;
Wprawdzieć jej imię światu temu tajne,
Ale postępki, także niezwyczajne
Sprawy, cierpliwość, męczeństwo i drugie
Odwagi czasy pamiętają długie.
Pomnią, że to jest jedna towarzyszka
Swiętej Urszuli, która będąc bliska
Świata lepszego, od szable pogańskiej
Zmarłszy, przybytek nawiedziła pański;
Duch jej przed bogiem stanął, ciało święte
Jest do kolońskich pokojów przyjęte.
A teraz z między jedenastu dziewic
Tysięcy wieczny wzywa ją królewic.
Znaku się tedy rytmy me nie mylą,
Że ją nazowią świętą Bogumiłą.
Azaż nie miła bogu, że dla boga
Straszna jej najmniej nie była śmierć sroga?
Patrzcie, jak Tytan raniej z łoża wstaje
Dnia dzisiejszego, a nad ruskie kraje
Przypadłszy jaśniej niźli kiedy świeci,
Jaśniej rozpuszcza promieniste nici,

Chmury potoczne łagodny Fawoni
Za czarny Euxyn wolnem skrzydłem goni,
Niebo umiata, obłoki pogodzi,
Żywiące dusze swym wietrzykiem chłodzi.
Jak długa droga z budownego Kolna,
Zewsząd kwiateczków wonnych rzesza polna
Do nóg panieńskich z radością wybiega,
Jeden drugiego z uprzejmością ściga:
Ztąd jej zachodzi wdzięczna konwalija
Wespoł z fiołki, a — którędy mija,
Roście rozmaryn; ztąd drobniejsze ziele
Kwietna bogini na ścieżkę jej ściele.
Obaczcie, jako Leonowe mury
Z poziomych gruntów pod jasne kolury
Podnoszą wieże a, jako potrzeba,
Tykają swemi wierzchołkami nieba.
Te, które miasto opasały kołem,
Góry za ręce ująwszy się społem
Skaczą, padoły kleszczą i doliny,
Lasy śpiewają i gęste szeliny;
Na taki obchód, na takie wesele
Wysyła miasto swe obywatele,
Starzy i młodzi sypią się, a śladem
Idący ludzki gmin ciśnie się stadem.
Przed nią ciskają różnobarwe kwiatki
Panny niewinne i uczciwe dziatki,
Panny śpiewają, a dziateczki kołem
Stanąwszy biją po trzykroć jej czołem,
Idą i roty bisiorem odziane,
Złotem ramiona świetnem przepasane,
Z złotych puharów wonności pachniące
Na okoliczne powietrze lejące.
Orszak dziewiczy według obyczaju,
Śliczny hiacynt i zrodzone w raju
Lilije niosąc, najmniej się nie smuci,
Owszem wesołą melodyą nuci;
Przy nich szemrzące arfy swój dźwięk dają,
Przy nich się cytry, lutnie odzywają,
Puzany męskie i insza muzyka
Wykwinty nieba stołecznego tyka;
Tudzież puszkarskie zapalone sztuki
Wydają z trzaskiem straszno szumne puki,
Z ogromnem grzmieniem na wszystek świat wyją,
A głosem ostrym ludzkie uszy biją,
Aż się jaśnieją i zakonne cienie —
Bernardyńskiego klasztoru kamienie,
Domu bożego, jako żywe skaczą,
A gościa swemi pokojami raczą.
Na tryumf starzy i młode dzieciny
Spieszno do pańskiej garną się świątyni —

Ciesząc się wzajem wesołą nadzieją,
Nowy rym głosem jednostajnym pieją:
Witaj panienko, witaj ulubiony
Klejnocie! między zimne Akwilony
Do ruskich włości przedniejszej stolicy
Przyniesiony aż z koleńskiej granicy.
Pociecho nasza, pożądana iście!
Pocieszyło nas twoje lube przyjście:
Bowiem, czegośmy od dawna pragnęli,
Żebyśmy własną opiekunkę mieli,
Otoż z wyroku wielkiego kapłana
Ty za patronkę jesteś nam przydana,
Żebyś kłopoty, żebyś nasze troski
Nosiła aże przed majestat boski.
Prawdziwie tedy jesteś Bogumiła,
Żeś twe pokoje dawne opuściła
A nawiedziłaś swą osobą progi,
Tobie oddane i bogu nad bogi.
Tobie albowiem jest wygotowany
Ten pałac, ciebie w nim twój ukochany
Czekawszy długim czasem oblubieniec
Dziś kładzie świetny na twą głowę wieniec.
A ty mu nasze ubogie dziedziny,
Nasze derewnie i insze krainy
Ruskiego księstwa, strapione owszeki
Do niepochybnej zalecaj opieki.
Nie zapominaj także i hymnisty
Twojego, który ten rym wiekuisty
W zupełnem Kamen zgromadzeniu prawie
Poświęcił twojej nieskończonej sławie;
Wspomnij na jego Helikon rożany,
Tobie na wieczną ozdobę oddany,
Ani go z twojej przychylnej opieki
Nie chciej wypuszczać odtąd aż na wieki.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Bartłomiej Zimorowic.