Przejdź do zawartości

Z fantazyi gminnej

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Z fantazyi gminnej
Pochodzenie Czas, 1885, nr 114
Redaktor Antoni Kłobukowski
Wydawca Antoni Kłobukowski
Data wyd. 1885
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Z fantazyi gminnej.

Słusznie wyraził się któryś z uczonych, że fantazya naszego ludu, to obfita, niewyczerpana krynica prawdziwych, narodowych pereł. Ze zdaniem tem zupełnie zgodzić się można, dodać jednak trzeba koniecznie, że krynica ta dość często mącona bywa przez spadające krople dżdżu brudnego, który, okrom, że błoto na jej krajach tworzy, nieraz grubą powłoką nieczystości niejednę swojską, czystą pokryje perełkę.
Że pojęcia ludu powoli do ducha czasu naginają się, że utwory jego nowe częstokroć na wskróś są przesiąknięte tym duchem, że wreszcie utwory jego dawne, choćby nawet odwieczne, nie dosyć, że w kolei wieków znacznym uległy zmianom, dziś już tego nowego ducha wyraźne na sobie noszą piętno — faktem jest niezaprzeczonym. Odnoszę to nawet do podań miejscowych, które z samej swojej natury najmniej z swej istoty utracać powinny. Jak twardą jednak, nieprzenikliwą (że użyję tego wyrażenia) jest dusza naszego ludu, jak nieruchomą jej siła, a spokojną fantazya, przekonywają nas jego stałe a tak powszechne wyobrażenia o genezie i rozwoju świata, o przeszłych i przyszłych wiekach, oraz tyle podań, przywiązanych do osoby Chrystusa, Matki Najśw., św. Piotra i innych świętych. Są one niewątpliwie bardzo dawne, pochodzą jeszcze z wieków powszechnej ciemnoty, z wieków, w których fantazya ludu, potrącona nauką wiary świętej, ożywiona nowemi obrazami, otrząsłszy się z mglistej, czarnej sukienki, poczęła igrać na nowem polu — spokojnie jednak i cicho.
Powiedziałem, że wyobrażenia o genezie i rozwoju świata, ziemi naszej, wyobrażenia o świecie niewidzialnym itp., są powszechne u naszego ludu. U ludu różnych okolic — o ile z materyałów etnograficznych, dotąd, zebranych, przekonać się można — wyobrażenia te mniej więcej do siebie są podobne. Najwięcej materyału tak w tym kierunku, jak w każdym innym na polu etnografii polskiej, dostarczył nam czcigodny Nestor naszych badaczy Oskar Kolberg, byłoby więc niesłusznie nie wspomnieć tu jego imienia. Że jednak w umiejętności każdej o najobszerniejszą i najwięcej wykończoną chodzi budowę, pozwolę sobie i ja rzucić tu parę listków, do których zerwania wspólną ze mną pretensyę ma jedna rączka biała.[1]
W Zawadzie pod Nowym Sączem, o początku i dalszym rozwoju świata tak opowiadają:
Podobno, jak wyjdzie dwa tysiące lat, to się świat skończy, bo wtedy się kończy panowanie Syna Bożego. Pierwej było panowanie Boga Ojca a trwało cztery tysiące lat. Za panowania Boga Ojca ludzie byli bardzo wielcy, jak jeden stanął na górze na wschodzie, to drugiemu na zachodzie siekierę podał. Jak się taki „wielgi chop“ położył na ziemi, to już sam nie mógł wstać, chyba, że mu kto pomógł. Lecz ponieważ ludzie bardzo grzeszyli, przyszedł ogień z nieba, w którym ziemia się wypaliła tak, że była „czysta jak szkło, jak szyba“, i rozpoczęło się nowe panowanie Syna Bożego. Teraz jest panowanie Syna Bożego, ludzie są daleko mniejsi, ani podobni do tych „wielkich ludzi.“ Jak się skończy panowanie Syna Bożego, Pan Bóg znowu ześle z nieba ogień, ziemia znowu się wypali i będzie czysta, jak szkło. — „Góry będą równe z dolinami.“ Potem będzie panowanie Ducha św., które potrwa tylko tysiąc lat. Ludzie będą już tak mali, że „dwunastu będzie w piecu młóciło“, to znaczy, że będą mniejsi, niż dziecko nowonarodzone, i pobudują sobie takie chałupy i stodoły, jak piece, w których się piecze.
Niektórzy twierdzą, że ci „wielcy ludzie“ byli z „Kajmowego pokolenia“. „Jak jeden taki „wielgi chop“ znalazł siekierę za Bochnią a poznał, że jest z Nawojowej,[2] to ją aż tu cisnął. Jak jeden cieśla rąbał drzewo na „Margani“ (góra w Nawojowie) a nie miał siekiery, to, jak zawołał na drugiego, co rąbał drzewo na „Hamrzyskach“ (hamry, huty), to mu ten drugi zaraz siekierę podał.
Inny powie: „Gadają, że dawniej, jak taki cieśla stanął na Kumowskiej górze,[3] to drugiemu na Bielowskiej górze[4] siekierę podał, drudzy powiadają, że przecisnął tylko.“ (Zawada).
Ci, którzy sobie „wielkich ludzi“ w ten sposób przedstawiają, wbrew twierdzeniu pierwszych o każdorazowem wypalaniu się ziemi przy końcu panowania każdej z Boskich osób, zgodnie jednak z ogólnem zdaniem o wielkoludach, opowiadają powiastki o wielu i dzisiejszych ludziach, istniejących niby współcześnie, tak jakgdyby jakaś część tych wielkoludów zachowała się w czasy panowania Syna Bożego, lub mali dzisiejsi ludzie istnieli już za panowania Boga Ojca. Posłuchajmy podania:
„Powiadają, że jak z tych „wielgich ludzi“ baba w cebrzyczku prała, a potem tę wodę wylała, to się ludzie poczęli topić. Jak ona to ujrzała, schyliła się i pozbierała ich do zapaski, mówiąc: „Pójdźcie tu moje robaczki, nie topcie się.“ Potem ich wysypała na trawnik“. (Zawada).
Podobnie opowiadają w Żarówce pod Radomyślem. Raz taki wielkolud przechodził przez pola i ujrzał na ziemi cztery woły maleńkie w pługu, za którym szło 2 chłopów również maleńkich. Zabrał to w rękawicę i zaniósł do domu. „Widzisz, rzekł do swej żony — jakie to nas robaki podjadają, trzeba to spalić.“ Żona jednak zlitowała się nad biednemi stworzeniami, wziąwszy na łyżkę jedzenia, napasła ludzi i woły i puściła na wolność[5].
O epoce Ducha św. tak mówią: „Ludzie będą do naszych lalek podobni, las będą mieli tyli, co konopie, a krzak ostro będzie chłop cały dzień ścinał.“ (Żarówka).
Indziej wielkoludów nazywają „wielbonami“. (Zabrzeż pod Łąckiem).
„Dawniej to były na świecie „wielbony“. Na Kalwaryi jest ziobro z takiego wielbona, to takie będzie jak drzewko, a ząb to miał wielbon jak stępka. Jak taki wielbon legnął, to zaległ pół mili, a jak kroknął, to ćwierć mili. Te wielbony to nasze lasy brały jak konopie, a jak dwóch owczarzów stanęło, jeden na jednej, a drugi na drugiej górze, to sobie siekiery podawali.“ (Zabrzeż.)
Kości z przedpotopowego zwierzęcia, umieszczone przed kościołem w Nawojowie, podobnież uważa lud okoliczny za kości z „porówcęcia“ (poronionego dziecka) „wielego luda“ (członek — niby — z najmniejszego palca wielkości dobrego łokcia i ząb wielkości ćwierci łokcia). Z powodu tych kości krąży też między ludem okolicznym podanie, że kościół w Nawojowie „potyl stoł bedzie, powiela tam ta kość bedzie, ale je co roku ubywa“ (Zawada, Nawojówka, Dąbrówka p. i inne).
Owi wielcy ludzie z „Kajmowego pokolenia“ żyją podobno jeszcze w Tatrach. Zkąd się tam wzięli i co tam robią, dowiemy się z następującego podania:
W Tatrach znajduje się wojsko zaklęte, złożone z wielkoludów, które wiele walczyło, lecz mocą słowa(?) zaklęte zostało i czeka epoki trzeciej (panowania Ducha św.), aby wyjść i stoczyć krwawą bitwę, która ma być ostatnią. Po niej ma nastąpić pokój na ziemi, a według innych koniec świata.
Wojsko to raz w rok odbywa swoje ćwiczenia wojenne w nocy, a biada temu kto nie pokosił pierw łąk i z pól nie zebrał, gdyż na rano miasto zboż i traw, znajdzie tylko ślady kopyt końskich.
Podczas mustry jednemu koniowi zasmakowała kapusta pewnego gospodarza i odtąd co noc przychodził na nią. Gospodarz spostrzegłszy szkodę zrządzoną, zasadził się raz w nocy aby wypatrzeć złodzieja. Nie potrzebował długo czekać. Koń podług zwyczaju przyszedłszy, zaczął sobie w najlepsze gospodarzyć. Wtedy gospodarz wypadł z ukrycia i zaczął ścigać konia, chcąc się przytem przekonać, gdzie koń pójdzie, a więc do kogo należy. Wtem zdziwiony i osłupiały z przerażenia spostrzegł, jak koń nagle wpadł do ziemi. Nie namyślając się długo, wskoczył za koniem w otwór w ziemi i wkrótce znalazł się w obszernem podziemiu jasno oświetlonem, a w koło otoczyli go siwobrodzi rycerze okryci zbroją, zapytując, czegoby chciał? dlaczego narusza ich schronienie, do którego jeszcze nikt żywy się nie dostał. Chłop powiedział przyczynę, a zapytany wieleby mu się należało za szkodę — odrzekł, że „piątka“ (sic!!) dość będzie. Otrzymawszy wynagrodzenie, wrócił na świat, i opowiedział ludziom we wsi to, co widział. Koń odtąd jednak kapusty nie odwiedzał[6]. (Brzeziny pod Sączem).
O świecie drugim niewidzialnym, o „tamtym świecie“, jak się ludzie w potocznej mowie wyrażają, krótką, lecz ciekawą posiadam notatkę, którą tu przytoczyć będzie na miejscu.
„Tam pod nami jest drugi świat. Jak u nas słonko zajdzie, to idzie pod ziemię i tam świeci. Na tamtym świecie jest bardzo dobrze. Na jabłoniach rosną złote jabłka, na gruszkach złote gruszki, a kury niosą złote jajka. Ludzie na tamtym świecie są mniejsi, jak my, i są bardzo dobrzy. Wszyscy w porządnej zgodzie ze sobą żyją. Ci, co kopią sól w Wieliczce słyszeli, jak na tamtym świecie baba na kury wołała: „tiu, tiu, tiu, tiu!“ (Zabrzeż).
Życie Chrystusa i świętych Pańskich było dla ludu także ciekawem a obfitem źródłem pomysłów. Prosta, niewybujała fantazya skierowała swój lot w świat cichy, sielski, lecz cudowny. Przyroda, jeden żywy cud, stojący przed oczyma, a dzieło ręki Bożej, zdawała się być czemś nieodłącznem od życia tych, którym Bóg nawet tajemnice wyższego świata odkrywał. A na skinienie Chrystusa cuda się działy w tajemniczej, nieodgadnionej jeszcze dla prostych zmysłów przyrodzie. Ztąd do wielu krzewów lub ziół, którym lud najczęściej skuteczną moc w słabościach przypisuje, do wielu zwierząt swojskich czy dzikich, przywiązało się tyle podań i baśni. Zrywająca się do świeżych lotów fantazya widziała w tajemniczem otoczeniu same cuda, boć i człowiek człowiekowi niewytłomaczonem był jeszcze zjawiskiem. Ztąd owe ciemne, niejasne fantastyczne wyobrażenia naszego ludu o istocie ludzkiej, które mimo wzrastającego zasobu pojęć chrześciańskich, mimo że w wyraźnej, wybitnej zostawały z nimi sprzeczności, do dzisiejszego dnia się niemal utrzymały. Dusza człowieka potępiona przez Boga, oddana na łup szatanowi, lub pokutująca do czasu, i djabeł ów zły duch — te istoty niewidzialne stanęły teraz naprzeciw ducha pogańskich jeszcze czasów, choć w zmienionej już nieco postaci.
Duchy te w różnych występowały kształtach, częstokroć zbliżały się do siebie, niejednokrotnie nawet mieszały w pojęciu ludu. Jednem słowem — cała przyroda była dla niego tajemniczym żywym światem, pełnym różnych duchów, z których każdy miał miejsce, kształt, a nawet czas działania osobno wyznaczone. Były duchy, przebywające w lasach, parowach, potokach, starych drzewach, zamczyskach itd., jedne miały ustaloną już w wyobraźni ludu postać, drugie indywidualna wyobraźnia szczególnie sobie przedstawiała, inne były niewidzialnemi. Były duchy zawsze czynne i takie, co w pewnej porze się zjawiały, i takie, co długo były w ukryciu i kiedyś miały stać się widzialnemi (duchy zaklęte).
Nie będę na poparcie słów moich przytaczał obfitego dość zbiorku podań, spoczywających bądź w moich własnych, bądź obcych łaskawie mi udzielonych notatkach, bo na to zupełnie nie pozwala szczupłość ramek, w jakich mój artykulik zamknąć postanowiłem, ograniczę się tylko na umieszczeniu kilku oryginalniejszych, mniej znanych o Chrystusie i niektórych świętych, oraz odnoszących się do świata roślinnego i zwierzęcego o tyle, o ile w nich oni czynny biorą udział.
Najwięcej jest powiastek, w których Chrystus Pan występuje wespół z swoim towarzyszem św. Piotrem. Oto np.:
Św. Piotr, dostawszy się do nieba, chcąc wybawić swoją matkę, która została potępioną za to, iż była bardzo złą i zazdrosną, prosił Chrystusa Pana, aby przez swoje miłosierdzie wybawił jego rodzicielkę, która wielkie męki w czyscu cierpi.
Chrystus Pan rzekł mu: „Przez twoje zasługi, Piotrze, darowałbym twej matce, gdyby żałowała i choć łzami obmyła swą duszę, gdyż źli i zazdrośni nie mogą mieć u mnie miejsca; idź więc i spróbuj! Donieś jej, że zostanie uwolnioną od mąk czyscowych i wybawioną, jeżeli przez ogień stała się godną tego, weź nitkę i spuść swej matce, by się jej uchwyciła.“
Św. Piotr, rzuciwszy się do nóg Chrystusowi P., dziękował za otrzymaną łaskę, pewnym będąc jak najlepszego skutku.
Usłyszawszy tę wesołą nowinę matka świętego, uchwyciła z chciwością podaną nitkę, już była prawie wyciągniętą z otchłani i zobaczyła światłość, bijącą z nieba, gdy nagle zapragnęła obejrzeć się i ucieszyć widokiem też swych towarzyszy niedoli, zmuszonych jeszcze pozostać w tem miejscu kary, z którego przez wstawienie syna miała już być z chwałą wyzwoloną. Chciała im okazać swój tryumf i obejrzała się za siebie, gdy spostrzegła, że dusze poczepiały się jej szat, chcąc się także wydobyć na wolność.
Oburzona tym postępkiem, otrząsnęła się i zawołała: „Czyż to dla was, nędzne dusze, mój syn uprosił niebo? zkądże wy do tego przychodzicie, abyście korzystały z zasług syna mego!?“ Chciała więcej mówić, lecz w tejże chwili nitka wskutek silnego wstrząśnienia przerwała się, a ona wraz z duszyczkami padła na dno czysca. Św. Piotr, zobaczywszy to, jęknął tylko boleśnie. Dotąd dusza zazdrosna matki świętego pokutuje w czyscu. (Żarówka).
Chrystus Pan podczas swej pielgrzymki po świecie, przyszedłszy do Tatr naszych, spotkał wieśniaka, który chciał wózkiem, zaprzężonym parą końmi, objechać Tatry w koło.
Pan Jezus rzekł mu: „Ależ człowieku nie dokażesz tego, szkoda twego trudu, góry są zbyt strome, abyś mógł parą koni wyjechać.“ Wieśniak, wyśmiawszy się z Niego, pojechał. Gdy już był z powrotem niedaleko miejsca, z którego wyjechał, mając tylko jedną górę jeszcze do przebycia, spotkał znowu Chrystusa Pana, który mu powtórzył jeszcze raz wyrzeczone poprzednio słowa. Chłop, rozgniewawszy się, rzekł: „Co ty dziadu, nie mieszaj się do mnie.“ Ledwie domówił tych słów i wyciągnął rękę, aby batem konie zmusić do raźniejszej jazdy w górę, z wozem i końmi skamieniał. Dotąd podobno pokazują w Tatrach kamień, w którym wyraźnie rozróżnić można konie, wóz i siedzącego w nim woźnicę. (Brzeziny pod Nowym Sączem).
Wiele jest roślin i zwierząt, o których lud prawi baśnie, stanowiące częstokroć jakiś epizod z życia Chrystusa i świętych.
Wszystkim wiadomo, że grzyby zawdzięczają swój początek św. Piotrowi, leszczyna swą moc przeciw piorunom Matce Boskiej, która w czasie burzy z dzieciątkiem Jezus pod nią się schroniła; osika dlatego się trzęsie, bo się na niej Judasz z rozpaczy powiesił itd.
Nie powtarzając znanych powszechnie baśni, ograniczę się na kilku osobliwszych, które znalazłem w moich notatkach etnograficznych.
Zacznijmy od małej roślinki, skutecznej wielce, według mniemania ludu, na „morzysko“, czyli boleści, zwanej przez niego, „majem,“ lub „zielem św. Piotra.“ Otóż do tego ziela przywiązane jest następujące podanie:
„Kiedy Pan Jezus ze świętym Piotrem chodził po ziemi, w drodze towarzysz Chrystusa dostał nagle silnych boleści i zawołał: Panie! poradź mi co, bo cierpię okropnie. — Pan Jezus, ulitowawszy się, kazał św. Piotrowi wyrwać roślinkę, rosnącą przy drodze, i ugryść jej korzonek. Piotr św., postąpiwszy według rady, chciał resztę na ziemię rzucić; lecz Chrystus Pan, chwyciwszy go za rękę, rzekł: „Nie rzucaj tego, Piotrze, wsadź w ziemię, niechaj będzie użyteczne ludziom... pomogło tobie, niechże i im ten sam skutek przynosi!“ — Odtąd ziele to lekarskie, nieposiadające stałego środkowego korzenia, tylko drobne włókniste korzonki, u ludu na boleści jest używanem. (Zawada, Żarówka).
O łopianie (Lappa communis) czyli łopuchu (u ludu) i bylicy jest podanie, że gdy św. Jana Chrzciciela ścinano, głowa jego spadła pomiędzy te dwa zioła. Ztąd ziołom tym przypisują moc skuteczną w różnych słabościach (uroki, ból krzyżów, ból głowy itd.). (Zawada).
„Sierotki“ (stokrótki) to łzy św. Maryi Magdaleny pokutnicy, — „Kocie łapki“ (szarotka) to gwiazdki z nieba spadłe, itd.
Na zakończenie niniejszego artykułu wspomnę o zwierzęciu, którego patronem i opiekunem mieni lud świętego Mikołaja. Zwierzęciem tem jest wilk. O św. Mikołaju i o wilkach słyszałem w Zawadzie następującą powiastkę, którą dosłownie z opowiadania jednego wieśniaka przytaczam:
„Jeden chop mioł w polu gruskę, a na kozdą noc buło zdeptane w tem miejscu. Tak on sie zaszczyg roz, wloz do te gruski i siedziou w nocy. Śwenty Mikołoj przyseł, zatrąbiuł na trąbie, wilki sie poschodziły wszyćkie, tak on jem roskazowoł, gdzie mają co iś zjeś. Ano tu mocie zjeś tego, tu mocie zjeś tego, a na samem ostatku przyseł kulawy wilk i prosi: „Panie! mnie tyz ta dzie nojblizy, bom kulawy.“ Ano śwenty Mikołoj godo: „Mo tu jeden gazda, co jego pole jes i ta gruska, mo wieprza ogromnego w chlywku, to pódzies tam, te zjes go. Ano rozlecieli sie wszyscy, ten gazda przychodzi do domu, zaroz zaglądo do tego chlywka, wyprowadziuł tego wieprza ji zabiuł go. Pedo: zjem, skoro wilk mo rozkozane zjeś, to lepi jo zjem. Jacy gazda wziął trochy z tego wieprza scecin ji cisnuł do tego chlywa. „Niech ta — pedo — sceciny jé.“ Ano poseł wilk w nocy do tego chlywa, gdzie mioł roskozane wieprza zjeś. Wilk przychodzi w nocy, nima wieprza! Tak na drugą noc znów poseł ten gazda do te gruski siedzieć. „Bede — pedo — wiedzieć, co śwenty Mikołoj bedzie tem wilkom znou rozkazowoł, co jem znou koze.“ — Zatrąbiuł śwenty Mikołoj przy ty grusce, a gazda tam siedzioł, słysoł wszyćko. Ano wszyćkie sie wilki poschodziły; tak sie pyto św. Mikołoj: „cyście wszyćko pozjodały, jagem wom rozkozoł?“ A wilki powiadają: „wszyćko my pozjodali, panie.“ Ano patrzy, tego kulawego wilka jesce nima. Przychodzi kulawy wilk, taki zgodniały, zmęcony: „Panie! nidzem nie zjod, ten chop juz tego wieprza zabiuł, jacy mi kłaki zostawiuł.“ A ten chop w ty grusce siedzioł, wszyćko słysoł, a te wilki nie wiedziały o niem. Ano wszyćko znowu tem wilkom poroskazowoł: tu mocie jiś, tu mocie jiś — i porozlatowały sie. A ten kulawy na ostatku: „Mnie tyz, panie, dzie nojblizy, bom godny i kulawy!“ Św. Mikołoj odpowiado: „Mo ten ten gazda, co tu ten gront jego i gruska jego — gośno krzycy, a ten gazda w grusce słysy wszyćko — mo pięć krów cornych, a jedna kwieciato, co mo na cole kwiotek, te zjédz, a tamtych mu nie jédz. Jak pozenie pastuch jutro rano pojić bydło, tak patrzej, któro mo kwiotek na cole, to te mos zjeś.“ Ano rozlecieli się wszyscy, i ten kulawy poseł. Przychodzi gospodorz do domu, złapiuł mazi, zamaziuł ty krowie ten kwiotek na cole, i były wszyćkie pięć corne. Kozoł pastuchowi gnać do pojenia te krowy, wilk przylatuje, przypatruje sie, któro mo na cole kwiotek, zeby tę zjeś. Popatrzuł wilk na krowy, zodno kwiotka nimo, obchodzi naokoo, ale zodno kwiotka nimo, nic nie zjod, bo mioł jacy rozkozane te zjeś, co miała kwiotek. Zabrał się ji poseł. Na trzecią noc znou jidą do te gruski, nojpirwy wloz do te gruski gazda, co go nik nie widzioł. Przychodzi św. Mikołoj s trąbom, trąbi na wilków, wilki sie sleciały wszyćkie; on sie jich pyto, cy zjadły ta jak jem porozkazowoł. One podziękowały, ze zjadły wszyćko. A tego kulawego wilka znou nie było. Przychodzi na ostatku bardzok a bardzok późno, bo juz buł taki godny, co ledwo nie zdech na drodze od godu. Skardzy sie przed św. Mikołajem, ze zodne krowy nie zjod, bo wszyćkie corne były. „Teroz mi — pedo — panie dzie nojblizy, bom bardzo słaby.“ No, juz nikej nie pódzies, juz mos w ty grusce tego samego, co ci nie doł ani wieprzka zjeś, ani krów, bo te, co miała kwiotek, zababroł; teroz mos jego samego zjeś. Zabrali sie, roześli się wszyscy. Św. Mikołaj posed, jacy ten wilk kulawy zostoł. Więc wilk podgryzo te gruskę, podgryzo, podgryzo, bo ta gruska buła dziurawo, tako dudła buła, zaceła sie ta gruska trochy kiwać; gazda wychodzi z te dziury na wirch gruski a krzycy: Ratujcie, ratujcie, bo mie juz zjé, zjé! Więc juz dogryzoł, co jino na odrobinie ta gruska stoła, a ten gazda ciągle krzycoł. Przecie ludzie usłyseli, tego wilka odegnali i tego gospodarza wzieli do domu. Więc on się juz boł w domu lezeć som, jino miendzy chopami społ na piecu w samem środku. Myśloł se: Tu mi juz nic nie zrobi, bo mie juz nie zjé, tylko tego, co na kraju. Na drugą noc pośli spać na piec, gazda w środku, parobki s kraja. Przyleciały zdrowe wilki, co od św. Mikołaja miały roskoz, wybiły okno, wleciały do jizby, poleciały na piec, powiedziały mu: „Mógeś dać zjeś wieprzka, abo krowe, toby my ci nic nie robiuły, teroz cie zjemy. Pódź teroz z nami.“ Porwały go, uciekły z niem bez okno i potem go zjadły, bo juz buł okfiarowany tém wilkom.

K. M.






  1. Podania oznaczone przy końcu przypisem w nawiasie: Żarówka pow. Radomyśl, zebrane zostały przez p. W. Dz., wł. dóbr, która mi ich łaskawie udzielić raczyła.
  2. Wieś o pół mili od Zawady, od Nowego Sącza o milę w kierunku połud.-wschodnim położona.
  3. Część wzgórza wznoszącego się nad Zawadą, od wsi na niej położonej tak nazwana.
  4. Po przeciwnej stronie Kumowa, wpobliżu Zawady położone wzgórze, od wsi również tak nazwane.
  5. Por. wierszyk Chamissa: Die Riesen und die Zwerge.
  6. Notowane przez p. W. D.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.