Z dramatów małżeńskich/XX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Z dramatów małżeńskich
Wydawca Księgarnia nakładowa L. Zonera
Data wyd. 1899
Druk Zakłady Drukarskie L. Zonera
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Mari de Marguerite
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XX.
Małgorzata i Blanche.

Są czyny haniebne, które powinnyby być karane natychmiast. Jednak w życiu inaczej się dzieje.
W Montmorency przez czas kilku tygodni życie płynęło spokojnie i wesoło.
Blanche Lizely doznawała wielkiej radości, niby artysta patrzący na swe wielkie dzieło, wprowadzone w Życie. Dziełem tem była zemsta, ofiarą miał paść nie sam tylko winowajca.
Z początku Blanche, widząc stosunek Małgorzaty z baronem de Nangés, ufała, że tą drogą dojdzie najłatwiej do celu. Lecz szlachetność obojga wkrótce zbiła ją z tropu.
— Złą obrałam drogę. René i hrabina są to potwory cnoty. Trzeba szukać innych środków. Małgorzata ulegnie cierpieniu... Rozpacz każe zapomnieć o cnocie, łzy zmiękczają serca!!...
Raz postanowiwszy działać, Blanche nie zwlekając zabrała się do dzieła.
Postępowanie jej względem hrabiny zmieniało się stopniowo. Miejsce dawnej życzliwości i względów, zajęło lekceważenie, niemal pogardliwe. Zaczęła traktować młodą kobietę niby dziecko, bez zdania i powagi.
Małgorzata najpierw ździwiona, obrażona potem, zwróciła się do męża ze skargą.
Hrabia wyśmiał przywidzenia żony, zapewniając, iż w jego oczach postępowanie kuzynki nie uległo żadnej zmianie, jest ona zawsze wzorem taktu i dobrego wychowania, i chyba dziecinny kaprys, mógł podyktować hrabinie tak dziwne wystąpienie.
Małgorzata uczuła, iż ją wszyscy opuścili — znikąd nie mogła spodziewać się opieki. Chłód grobowy zmroził jej serce. Odeszła na pozór spokojna do swego pokoju, gdzie przy drzwiach zamkniętych, długie godziny spędziła, wylewając łzy gorące.
Odtąd panna Lizely stała się wyłączną i jedyną panią w Montmorency. Ona wydawała rozkazy w tym domu, służba idąc za przykładem pana, słuchała jej ślepo.
Wkrótce oświadczyła p. de Nancey, że samotność zaczyna jej ciężyć. Natychmiast hrabia kazał poczynić przygotowania, rozesłał zaproszenia, wydał bajeczne sumy, urządzając przyjęcia i bale, których Blanche była wszechwładną i jedyną królową.
Wśród tych zbytków, płaconych jej pieniędzmi Małgorzata była zaledwie cierpianą. Położenie jej równało się stanowisku płatnej towarzyszki, na którą mało kto zwraca uwagę.
Wśród tego wiru zabaw i rozrywek, straszne chwile upokorzenia dzielił z nią jeden tylko człowiek.
Był nim René de Nangés. — Względne powodzenie oddaliło ich od siebie — cierpienie zbliżyło na nowo dwoje młodych ludzi do siebie.
René pocieszał jak mógł biedną kobietę, miłość swoją ukrywszy głęboko — ufał i czekał.
Jak pantera czyhająca na zdobycz, tak panna Lizely nie spuszczała z oka dwojga przyjaciół. Nie chciała wierzyć w poświęcenie bez granic młodzieńca, wierzyła zarazem stale, iż w sercu Małgorzaty podniesie się bunt, i chęć zemsty rzuci ją w objęcia przyjaciela.
— Chwila zwycięztwa się zbliża! — myślała.
Niecierpliwił ją szacunek, którym René otaczał Małgorzatę, i spokój tejże wobec młodzieńca...
— To szczególne, nieprawdopodobne, a jednak niezaprzeczone — mówiła sobie z gniewem.
Ostatnią przygotowała próbę. Osamotnienie mogło dokonać wiele zmian w obecnem położeniu.
Blanche postanowiła pozostawić Małgorzatę samą w towarzystwie barona.
Postanowić i wykonać było dla panny Lizely tem samem.
Nazajutrz objawiła p. de Nancey życzenie udania się do jego majętności w Normandji, i w parę godzin potem w towarzystwie Pawła opuściła Montmorency.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.