Strona:PL X de Montépin Z dramatów małżeńskich.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Złą obrałam drogę. René i hrabina są to potwory cnoty. Trzeba szukać innych środków. Małgorzata ulegnie cierpieniu... Rozpacz każe zapomnieć o cnocie, łzy zmiękczają serca!!...
Raz postanowiwszy działać, Blanche nie zwlekając zabrała się do dzieła.
Postępowanie jej względem hrabiny zmieniało się stopniowo. Miejsce dawnej życzliwości i względów, zajęło lekceważenie, niemal pogardliwe. Zaczęła traktować młodą kobietę niby dziecko, bez zdania i powagi.
Małgorzata najpierw ździwiona, obrażona potem, zwróciła się do męża ze skargą.
Hrabia wyśmiał przywidzenia żony, zapewniając, iż w jego oczach postępowanie kuzynki nie uległo żadnej zmianie, jest ona zawsze wzorem taktu i dobrego wychowania, i chyba dziecinny kaprys, mógł podyktować hrabinie tak dziwne wystąpienie.
Małgorzata uczuła, iż ją wszyscy opuścili — znikąd nie mogła spodziewać się opieki. Chłód grobowy zmroził jej serce. Odeszła na pozór spokojna do swego pokoju, gdzie przy drzwiach zamkniętych, długie godziny spędziła, wylewając łzy gorące.
Odtąd panna Lizely stała się wyłączną i jedyną panią w Montmorency. Ona wydawała rozkazy w tym domu, służba idąc za przykładem pana, słuchała jej ślepo.
Wkrótce oświadczyła p. de Nancey, że samotność zaczyna jej ciężyć. Natychmiast hrabia kazał poczynić przygotowania, rozesłał zaproszenia, wydał bajeczne sumy, urządzając przyjęcia i bale, których Blanche była wszechwładną i jedyną królową.
Wśród tych zbytków, płaconych jej pieniędzmi Małgorzata była zaledwie cierpianą. Położenie jej równało się stanowisku płatnej towarzyszki, na którą mało kto zwraca uwagę.
Wśród tego wiru zabaw i rozrywek, straszne chwile upokorzenia dzielił z nią jeden tylko człowiek.