Wyspa błądząca/Rozdział XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyspa błądząca |
Podtytuł | Powieść podróżnicza z ilustracjami |
Wydawca | Wydawnictwo bibljoteki powieści podróżniczych dla młodzieży |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Druk. Sikora, Warszawa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Elwira Korotyńska |
Tytuł orygin. | Le Pays des fourrures |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dnia 14 maja Mac Nap ze swymi pomocnikami wziął się do roboty łodzi.
Była to praca olbrzymia, ale przy gorliwości i dobrych chęciach można wszystko zdziałać.
Podczas tych prac przygotowawczych, porucznik Hobson albo sam albo z Pauliną Barnett błądził po wyspie, obserwując stan morza i zmieniające się ciągle brzegi.
Pewnego dnia, a było to 16-go maja, Paulina Barnett przechadzała się z Magdaleną.
Była piękna pogoda, upał duży, od wielu dni nie było już wcale śniegu na powierzchni wyspy i tylko góry lodowe w południowej stronie przypominały, że strona to północna i klimat surowy.
Ale wkrótce i to miało zginąć pod wpływem gorąca.
Piękną szatę przybrała wyspa! Zieleniły się ciemnym odblaskiem drzewa, różowała się ziemia cudnem kwieciem...
Mchy, pąsowe dzwonki, źółtolistne tulipany leśne, pokrywały ziemię, czyniąc wrażenie jakiegoś prześlicznego kobierca.
Przyroda odpowiadała tej, jaką obdarzona była Chrystjanja, to jest była jedną z najpiękniejszych i najbarwniejszą noszących szatę.
Ale Paulina Barnett nie zwracała na to uwagi.
Przeczucie strasznej katastrofy owładnęło nią całą, nie cieszyło jej nic zgoła!
Wzrok jej nie odrywał się od morza, od tego niezgłębionego, bezlitośnego morza!..
— Moja biedna Magdaleno, — mówiła do towarzyszki, — to ja namówiłam cię do wyjazdu, jam winna, że spotka cię, jak i nas wszystkich nieszczęście.
I za co? Zato, żeś była zawsze przy mnie, zawsze przywiązana i czuła... za to!
Czy przebaczysz mi, droga moja?
— Niema winy, którejbym ci nie przebaczyła, — odpowiedziała Magdalena, — z radością śmierć z tobą poniosę, jeśli los nasz ma być taki.
— Magdaleno? — zawołała Paulina Barnett — jeślibym śmiercią swą mogła ocalić życie tym nieszczęśliwym, z radością złożyłabym je w ofierze.
— Córko moja, — odrzekła przyjaciółka, — czy już nie masz nadziei?
— Nie mam!... — szepnęła Paulina Barnett, tuląc się do swej towarzyszki.
Po raz to pierwszy podróżniczka ugięła się pod ciężarem zwątpień, ona, taka mężna i energiczna...
— Magdaleno, — pytała podnosząc głowę, czy masz jeszcze choć odrobinę nadziei?
— Ufam wciąż, że ratunek przyjdzie, — odrzekła wierna przyjaciółka.
A tymczasem, czyż można się było czego dobrego spodziewać?
Wyspa sama jedna, prawie kawałek lodowca, nic więcej, płynęła po morzu, nie mając i nie widząc nigdzie żadnego oparcia!