Wygnańce do narodu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
WYGNAŃCE DO NARODU.
Wiersz napisany w r. 1850. z powodu skłaniania do żądania amnestyi.[1]



Niechajże naród słyszy głos tułaczy,
Głos przeraźliwy, boleść go wydarła;
Oto my biedni w nędzy i w rozpaczy,
Nie wyrzekliśmy to słowo umarła.
Choć nas głód morzy, choć szyderstwo pali,
Choć nam tęsknota z oczu łzy wyciska,
To myśmy Polsce wiernymi zostali,
I wrócim wierni do ojców ogniska.

A kto nie wróci, kogo grób zabierze,
Pomiędzy ludem na męczarnie głuchym,
O! bądźcie pewni, że umierał w wierze,
Iż do ojczyzny wolnym wróci duchem.
Niech nas odepchną ludy znikczemnione,
Wy nawet w kraju naszym bracia nasi,
Niech nas oblewa to łez morze słone,
Wiary w ojczyznę morze łez nie zgasi.
Z tą świętą wiarą przejdziem przez świat cały,
Przejście własnemi znacząc mogiłami,
Po tych mogiłach gdy przejdzie dzień biały,
Nie zmylim drogi wytkniętéj krzyżami.

Niech car zniewola w kraju naszych braci,
Niech świat zhołduje, Polski nie zatraci;
Bo jeszcze wtedy nasz głos go powoła,
Przed sąd Chrystusa, przed obliczność Bożą;
Chrztu na Polaków nie zetrą nam z czoła,
Choć nas uwiężą i w kajdany włożą;
Choć nas bić będą i plwać na oblicze,
Włóczyć przed sędzie tyranów przedajne,

Z tęsknym uśmiechem wypijem gorycze,
I zniesiem w ciszy męki nam zwyczajne.
A choć krzyżowa nasza droga długa,
Ale im dłuższa tem większa zasługa.

A wy odstępcy niech wam Bóg przebaczy,
Wyście zwątpili i z czołem wytartem
Klękli przed carskim prestołem, przed czartem,
Niosący rózgi moskiewskich siepaczy,
Na krew rodzinną i wstyd was nie spali,
Kiedy bluźniercze wypluwacie słowa,
Na tych co Polsce wiernymi zostali,
I płoną jeszcze jak świeca grobowa,
Podana w ręce chorego ściśnięte,
Przy któréj duchy gromadzą się święte.
I car, mówicie, przyjmie nas łaskawy,
W ojczyźnie naszéj, już w dziedzinie swojéj,
Wiecież, że umarł kto śmierci się boi,
Przeklęty, który zdejma wieniec krwawy,
Kto łamie pałasz, kto opuszcza braci,
Kto się ubogiéj swéj matki zapiera,

Kto krwią ojczyznie długu nie wypłaci,
Taki, słuchajcie, na wieki umiera.
O! bezrozumni, o nikczemni wcale,
Odstępcy, dumni skarbów swoich złotem,
Pozwólcie umrzeć nam pod obcym płotem,
Fałszywe swoje zakończcie raz żale,
Bo groby pękną od tego bluźnienia,
I z klątwą z grobów wyjdą na was ojce,
Bo język przyschnie wam do podniebienia,
Bo przyjdzie na was kaźń, jak na te zbójce,
Którzy gdy z Boga złoty płaszcz ściągali,
Podniósłszy ręce w zbrodni zkamieniali,
W owym zbójeckim czynie uwiecznieni,
Kamieniem ztwardli, gorsi od kamieni.

O! Polsko nasza, my święcie wierzymy:
Chociaż tak wielu odstępców się podli,
Że tam gdzie ciągną pogorzelisk dymy,
Za ciebie, Matko, biedny lud się modli.
Że w nizkich chatach i postarych dworcach,
Gdzie nie dosięgła pycha i zepsucie,

Jeszcze tam mają orła na proporcach,
Jeszcze tam mają poczciwe uczucie.
O! jest tam wiele takich ojców prawych,
Coby przeklęli syna, gdyby wrócił.
O! jest tam wiele takich dziewic łzawych,
Któreby powrót kochanków zasmucił.
O! jest tam wiele takich polskich matek,
Którymby serce pękło przy witaniu,
O! jest tam wiele takich małych dziatek,
Cobyś nie odjął się ich urąganiu.
O! jest tam wielu braci nieodrodnych,
Żywiących w sercach miłość dla ojczyzny,
Jest ciebie Polsko jeszcze wielu godnych,
Co wezmą kiedyś na świadectwo blizny.

Ku nim wygnańcy wyciągając dłonie,
Kiedy ich kilku przy drodze usiędzie,
Śpiewają pieśni w tak żałobnym tonie,
Jak konające na wodach łabędzie.
Dla niéj i za nią niech nam serca ranią,
Ogień nie zgaśnie w wiernych apostołach,

Szyderstwo podłych poniesiem na czołach,
Dla niéj i za nią.

A nie uniżym do stóp carskich głowę,
Bośmy unieśli dumę narodową,
Bez któréj podłe dusze się poganią.
Śmierć nam nie straszna, złe życie straszniejsze,
Śmierć to marzenie nasze najpiękniejsze,
Dla niéj i za nią.
Poznań, r. 1850.










  1. Wiersz ten tłómaczony na język angielski przez hr. Z. wywołał szlachetną odpowiedź Lorda Strafford Redclif w dzienniku International.Przypisek wydawcy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teofil Lenartowicz.