Wybór poezji (Horacy, 1935)/Epody/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Horacy
Tytuł Epody
Pochodzenie Wybór poezji
Wydawca Filomata
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Józef Birkenmajer; Jan Czubek
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
EPODY
Urok życia wiejskiego (Epod. 2).
Beatus ille qui procul negotiis...

Szczęśliwy ten, kto nie wie, co to lichwa, bórg,
nie licząc zysków ani strat,
wołami swemi orze pradziadowski mórg,
jak zacni ludzie z dawnych lat!
Bo ze snu go nie budzi ryk wojennych trąb,
ni morska go nie trwoży głąb;
on zdala mija możnych panów hardy próg,
ni miejski go nie nęci bruk!
On woli winorośli wybujały krzew
owijać o topoli pień;
jałowe pędy nożem precz odcina z drzew,
by szczepić nowy sok w ich rdzeń.
To ku wąwozom, kędy słychać ryki trzód,
spojrzenie zwraca swoich lic,
to z plastrów zgarnia w czyste garńce gęsty miód,
to wątłe owce zacznie strzyc...
A gdy nad wioską jesień wznosi czoło swe,
w złocisty uwieńczone plon,
o! z jaką on uciechą słodkie gruszki rwie
i kraśne pęki winnych gron,
by do Priapa i Silvana, stróża miedz,
z dziękczynnym darem żwawo biec!
Jak miło spocząć, kędy rośnie stary dąb,
gdzie trawa bujna — aż po pas! —
gdzie bieży nurt, ujęty w brzegów stromy zrąb, —

gdzie ptasząt skargą dźwięczy las, —
gałązki szemrzą, woda z szumem płynie hen,
a człeka wabi błogi sen!...
A kiedy grzmiący Jowisz zimę zdarzy znów
i przyjdzie słota, śnieg i szron,
on rusza w gon, na łów, na łów! ze sforą psów
osaczać dzika z wszystkich stron!
Na lekkich prętach rzadką rozpościera sieć,
by wpadł w pułapkę tłusty drozd, —
szaraki płoche chwyta... a już rozkosz wprost
wędrowną czaplę w sidłach mieć!
Wśród takich zabaw któżby nie zapomniał wnet
nawet miłosnych trosk i bied?
A cóż, gdy skromna żona dziatek umie strzec
i nad dobytkiem czuwa wciąż —
ot jak Sabinka, albo zdrowa jako rydz
Apulka z wdziękiem smagłych lic!
Jak ona wyschłe drewka żwawo rzuca w piec,
gdy wraca w dom strudzony mąż!
Gdy wiedzie syte bydło za obory płot,
wymiona mlecznych doi krów,
wytrawne wino z beczki leje w dzban ... i ot
na obiad gratis... smaczny, zdrów!
Ach, wolę ten oszczędny, wiejski życia tryb
od ostryg i zamorskich ryb
(jeżeli ode wschodu która z morskich burz
zapędzi je do naszych mórz!)
Jarząbek czy perliczka (afrykański ptak!)
dalibóg, nie smakują tak
ni służą na żołądek, jako z naszych stref
oliwki, rwane prosto z drzew,
lub szczaw, co rośnie bujnie pośród łąk, — lub ślaz,
co zdrowiu sprzyja w każdy czas, —
lub jagnię, upieczone w dniu świątecznym, —: lub
kozioł — niedoszły wilczy łup!

Jak miło śród tej uczty widzieć owiec ciąg,
spieszących do dom z paszy, z łąk,
lub woły, które wloką odwrócony pług,
skończywszy całodzienny znój,
i wokół lśniących Larów rzeszę wiernych sług,
ten dworu dostatniego rój!...
Tak mówił lichwiarz Alfius ... Już mu pachnie wieś...
lecz — przyszły Idy, spłaty czas!
Więc wszystek grosz z dłużników złupił, aby gdzieś
znów go lokować — jeszcze raz!




Do narodu (Epod. 7).[1]



Na wyspy szczęśliwe! (Epod. 16).
Altera iam teritur bellis civilibus aetus

Drugi to wiek na burdach domowych nam mija,
I Rzym się bratobójczą sam bronią dobija.
Nie zmogli go Marsowie, waleczne sąsiady,
Ni groźne etruskiego Porsenny napady,
Ni rywalka, Capua mężna, Spartak srogi,
Ni łamiące warchołom wiarę Allobrogi;
Nie zmogły jasnookie germańskie mołojce,
Hannibal przeklinany przez matki i ojce:
My gubimy ojczyznę, przeklętej krwi plemię,
I wnet zwierz dziki pustą posiędzie znów ziemię;
Barbarzyniec na zgliszczach stanie, na ulicy
Kopyt końskich tętentem zagrzmią najezdnicy,
I proch Quirina, oczom ludzkim utajony
W łonie ziemi, na wszystkie dzicz rozrzuci strony.
Może, jeśli nie wszyscy, większość myśli w Mieście,
Jakby z tego się piekła wydostać nareszcie?
Niema rady, jak tylko Phokejczyków wzorem
Gród ten przekląć i domy zostawić otworem,
Rolę, Larów porzucić i bogów świątynie —
Niech w nich drapieżny mieszka wilk i dzikie świnie!
I w świat iść, gdzie poniosą nogi lub zapędzi
Not czy Afryk, co jeszcze huragan oszczędzi.
Zgoda? — Gdy nikt nie przeczy, nuż, w dobrą godzinę
Spychajmy w lot korabie na słoną głębinę!
Lecz przysiężmy, że wolno do powrotu wzywać,

Gdy głazy, z dna dobyte, wierzchem będą pływać,
Że z radością do domu odbijem od brzegu,
Kiedy szczyty Matina Pad zwilży w swym biegu,
Gdy Apenin się w morze wyniosły zanurzy,
Gdy miłość, dziś nieznana, tak świat przenaturzy,
Że względami tygryski jelenie obdarzą,
A gołąbek i kania miłośnie się sparzą,
Że lew do siebie żółty wołu roześmieli,
A gładki kozieł w słonej pluska się topieli.
Myśl powrotu przekląwszy i wszelkie postępy,
Ruszym wszyscy, lub cośmy wyżsi nad gmin tępy;
Kto gnuśny, kogo nawet nadzieja nie cieszy,
Niech zostanie i gnije w przeklętej pieleszy!
Hej, mężowie, niewieście potłumcie już płacze!
Niech wzdłuż brzegów etruskich mkną nawy tułacze!
Na Oceanie los nam szczęsną wróży niwę;
Więc nuże, na te wyspy popłyńmy szczęśliwe!
Plony tam co rok daje ziemia nieruszona,
Bez mozołu winnica winne rodzi grona;
Nigdy płodna oliwa zawodu nie robi,
Ciemna figa drzewinę nieszczepioną zdobi,
Z dziupli dębu miód płynie, a z wysokiej skały
Tryskają, szemrząc, zdroju przeczyste kryształy;
Koza do doju staje sama, nie zmuszona,
I pełne krowa chętnie nadstawia wymiona.
W mroku niedźwiedź nie krąży, szukając wieczerzy,
Nigdzie ziemia się żmiją zjadliwą nie jeży.
Na owieczki zarazy nic tam nie zawlecze,
Żarem ksieńców Psia gwiazda bydlęcych nie piecze.

I większe jeszcze dziwy: nieznane tam błoto,
Eur wodnisty nie niszczy oziminy słotą;
W suchej bujne zasiewy nie więdnieją glebie:
Deszcz i suszę miarkuje ten, co włada w niebie.
W swym czasie Argonauci tam trafić nie mogą,
Kolcha nawet wszeteczna nie stanęła nogą;
Sidończyk w tamte strony w korabiu nie płynie,
Ulix z błędną drużyną te wyspy ominie.
Pobożnym ten raj Jowisz przeznaczył za cnoty,
Gdy spiż skaził grzechami niewinny wiek złoty;
Po nim nastał żelazny, co wszystko zbezczeszcza:
Cnotliwi, uciekajcie, posłuchawszy wieszcza!






  1. Przypis własny Wikiźródeł Z uwagi na trudności w ustaleniu daty śmierci Zofii Golcówny, przekład będzie możliwy do udostępnienia w 2076 roku.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Horacy i tłumaczy: Jan Czubek, Józef Birkenmajer.