Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom IX/L

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom IX
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IX
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


L.

Pod koniec stycznia 1813 przybył i Piotr do Moskwy, skoro zreperowano cokolwiek jedno skrzydło w jego pałacu i on mógł w niem zamieszkać. Chciał odjechać niebawem do Petersburga. Poszedł jednak odwidzieć Roztopczyna i kilku jeszcze lepszych znajomych. Wszyscy powitali go otwartemi ramionami, rozradowani niesłychanie odniesionem świeżo zwycięstwem. Nie było końca wypytywaniom. Piotr jednak pomimo okazywanej mu zewsząd sympatji miał się na ostrożności. Odpowiadał półgębkiem nie wynurzając się zbytnio przed nikim, szczególniej co do swoich zamysłów na przyszłość. Dowiedział się między innemi że Rostowy są obecnie w Kostromie. Wspomnienie Nataszki jednak zatarło się tak dalece w jego umyśle, że prawie żadnego wrażenia nie wywierało nań jej imię wymówione. Szczęśliwy w ogóle że pozbył się wszelkich ciężarów i związków w życiu, cieszył się również że i ten wpływ nie działa na niego, mimo że poddał się był niegdyś dobrowolnie urokowi tej czarodziejki.
U Trubeckich dowiedział się że księżniczka Marja przybyła do Moskwy. Odwidził ją tego samego wieczora. Po drodze myślał bezustannie o księciu Andrzeju, o jego cierpieniach, o jego śmierci, o łączącej ich serdecznej przyjaźni, a szczególniej o ich ostatniem spotkaniu w przededniu bitwy pod Borodynem.
— Czy też do zgonu był tak gniewny i rozdrażniony jakim go wtedy zastałem? — pomyślał. — Czy też pojął i rozwiązał zagadkę życia przed śmiercią?
Przypomniał sobie poczciwego Platona, porównywając mimowolnie tych dwóch ludzi tak odmiennych, a tak jednak zbliżonych w jego pamięci przez uczucie serdecznej przyjaźni, jaką żywił tak dla jednego jak i dla drugiego. Wchodził smutny i przygnębiony w progi dobrze mu znane pałacu Bołkońskich. Na wstępie zapowiedział kamerdyner z twarzą ponurą i tonem uroczystym, jakby chciał mu dać poznać że śmierć starego księcia nie zmieniła w niczem zwyczajów domowych: — „Że księżniczka jest obecnie w swoim apartamencie, nie przyjmuje zaś tylko w niedzielę“.
— Proszę zanieść księżniczce mój bilet wizytowy — bąknął Piotr. — Sądzę że dla mnie zrobi wyjątek.
— W takim razie jaśnie pan raczy zaczekać w galerji portretów.
W chwilę później pojawił się Dessalles, z poleceniem zaproszenia Piotra w imieniu księżniczki na górę do jej saloniku.
Zastał ją siedzącą przy jednej świecy płonącej, ubraną w kir żałobny. Obok niej w pół-cieniu siedziała jakaś druga osoba tak samo w sukni kirowej. Nie zwrócił na nią uwagi, sądząc że to jedna z panien do towarzystwa któremi Marja lubiła się otaczać. Zerwała się żywo księżniczka wyciągając ku niemu dłoń z serdecznym uściskiem.
— Tak, tak — przemówiła rzewnym tonem, spostrzegłby wielką zmianę w jego twarzy mizernej i przedłużonej — góra z górą się nie zejdzie, a ludzie schodzą się mimo tylu przejść ciężkich, jeżeli ich nie rozłączy na wieki śmierć nieubłagana... On często wspominał o tobie hrabio kochany, w ostatnich czasach... — dodała z pewnem wahaniem, spozierając nieśmiało i ukradkiem na ową damę w żałobie. To zdziwiło cokolwiek Piotra i zaciekawiło poniekąd. — Wiadomość o twojem uwolnieniu hrabio ucieszyła mnie niewymownie. Było to jedyne wrażenie weselsze i przyjemniejsze, jedyna radość jakiej doświadczyłyśmy od Jego śmierci. — Znowu wzrok skierowała z niepokojem ku swojej towarzyszce.
— Wyobraź sobie księżniczko żem niczego nie wiedział o Jego końcu... Sądziłem że zginął na miejscu... Dowiedziałem się dopiero niedawno bliższych szczegółów. Wiem że był się spotkał z Rostowami... Co za dziwny zbieg okoliczności!
Piotr mówił z wielkiem ożywieniem. Spojrzał i on na damę nieznajomą a spostrzegłszy jej wzrok zwrócony ku niemu z rodzajem czułej i rzewnej ciekawości, zrozumiał instynktowo że pod tym kirem ukrywa się jakaś istota dobra i urocza, która w niczem im nie zawadzi i nie przeszkodzi mu w wynurzeniu szczerem uczuć swoich najskrytszych przed księżniczką Marją. Ta jednak zdawała się być coraz bardziej zakłopotaną i zaniepokojoną, gdy wspomniał był nawiasem o Rostowach. Wzrok jej przenosił się z Piotra na damę w żałobie i napowrót:
— Czyż naprawdę nie poznajesz jej hrabio? — spytała.
Zaczął badać uważniej tę twarzyczkę o rysach delikatnych, a cerze przeźroczystej i bez kropli krwi na pozór. Usta zaciskały się bólem, a duże prześliczne oczy czarne niby wiecznie w łzie pływały. Nagle drgnęło mu serce owem uczuciem, dawno nie doświadczonem a tak słodkiem.
— Nie, to być nie może! — pomyślał. — Byłażby to naprawdę Nataszka, ta osoba zestarzała, wychudła, z twarzą bladą o wyrazie tak surowym i ponurym?... To chyba gorączkowe przewidzenie mojej podnieconej wyobraźni.
W tej samej chwili Marja wymówiła imię Nataszki, a blada twarzyczka rozjaśniła się przelotnie smętnym ale dziwnie słodkim i uroczym uśmiechem niby drzwi na zawiasach zardzewiałych, które ktoś popchnie gwałtem z drugiej strony. Uśmiech ten przeniknął Piotra szczęściem nadziemskiem. Nie wątpił dłużej. Uśmiech ten odsłonił mu całą prawdę. To była Nataszka a on ją kochał więcej niż kiedykolwiek!
Wywarło to na niego wrażenie tak gwałtowne, że zdradził się mimowolnie tak przed Marją jak i przed samą Nataszką z miłością namiętną, z której dotąd nie zdawał sobie sprawy dokładnej. W jego wzruszeniu mieszała się radość z jakimś bólem nieokreślonym. Im bardziej starał się stłumić i utaić to co czuł obecnie, tem więcej zdradzał go rumieniec palący.
— To tylko dla tego że to spadło na mnie całkiem niespodziewanie — perswadował sam sobie. Gdy jednak spróbował przerwać milczenie i zagadać o czemkolwiek obojętnem, spojrzał powtórnie na Nataszkę, zmieszał się, zaplątał, tracąc prawie przytomność i urwał w pół słowa uszczęśliwiony i przerażony jednocześnie. Nie mógł jej poznać zrazu, nie tylko z powodu że wychudła i zestarzała się, ale głównie dla tego że w jej oczach gdzie dawniej gorzał ogień namiętny, rwący się do życia i wszelkich tegoż rozkoszy, dziś tliła zaledwie słaba iskierka, wyrażając li dobroć łagodną, współczucie rzewne dla innych cierpiących i pewien smutek niespokojny.
Pomieszanie Piotra nie udzieliło się Nataszce. Jej blada twarzyczka wyrażała jedynie wewnętrzne zadowolenie i promieniała radością od dawna niedoświadczoną.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.