Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakby chciał mu dać poznać że śmierć starego księcia nie zmieniła w niczem zwyczajów domowych: — „Że księżniczka jest obecnie w swoim apartamencie, nie przyjmuje zaś tylko w niedzielę“.
— Proszę zanieść księżniczce mój bilet wizytowy — bąknął Piotr. — Sądzę że dla mnie zrobi wyjątek.
— W takim razie jaśnie pan raczy zaczekać w galerji portretów.
W chwilę później pojawił się Dessalles, z poleceniem zaproszenia Piotra w imieniu księżniczki na górę do jej saloniku.
Zastał ją siedzącą przy jednej świecy płonącej, ubraną w kir żałobny. Obok niej w pół-cieniu siedziała jakaś druga osoba tak samo w sukni kirowej. Nie zwrócił na nią uwagi, sądząc że to jedna z panien do towarzystwa któremi Marja lubiła się otaczać. Zerwała się żywo księżniczka wyciągając ku niemu dłoń z serdecznym uściskiem.
— Tak, tak — przemówiła rzewnym tonem, spostrzegłby wielką zmianę w jego twarzy mizernej i przedłużonej — góra z górą się nie zejdzie, a ludzie schodzą się mimo tylu przejść ciężkich, jeżeli ich nie rozłączy na wieki śmierć nieubłagana... On często wspominał o tobie hrabio kochany, w ostatnich czasach... — dodała z pewnem wahaniem, spozierając nieśmiało i ukradkiem na ową damę w żałobie. To zdziwiło cokolwiek Piotra i zaciekawiło poniekąd. — Wiadomość o twojem uwolnieniu hrabio ucieszyła mnie niewymownie. Było to jedyne wrażenie weselsze i przyjemniejsze, jedyna radość jakiej doświadczyłyśmy od Jego śmierci. — Znowu wzrok skierowała z niepokojem ku swojej towarzyszce.