Własta

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold von Sacher-Masoch
Tytuł Własta
Pochodzenie Demoniczne kobiety
Wydawca Wydawnictwo »Kultura i Sztuka«
Data wyd. ca. 1920
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Własta.

Po ukończeniu wojny siedmioletniej władze w krajach niemieckich i austryackich długo nie mogły sobie dać rady z rozwydrzeniem i anarchią wśród zdeprawowanej gwałtami wojennymi ludności.
Szczególnie w Czechach i Bawaryi, gdzie rozciągają się łańcuchy górskie i prawie nieprzebyte lasy, gromadziły się całe bandy dezerterów, cyganów i rabusiów, które były bardzo niebezpieczne dla podróżujących, a nawet urządzały zbrojne napady na dwory i miasta, pozbawione orężnej obrony.
Mimo to w najbliższym karnawale, po ukończeniu strasznych wojen, bawili się ludziska bez upamiętania, nie tyle może z samej namiętności, ile dla wykorzystania swobodniejszej chwili. Przypuszczano bowiem, że niebawem zawiśnie nad krajem na nowo zmora wojny i trzeba być przygotowanym na nowe kontrybucye, pożary, plądrowania i gwałty.
Między innymi wydał wspaniały bal maskowy hrabia Hudec w swoim zamku w Pilznie dnia 21. stycznia 1764 r. i sprosił prawie wszystką okoliczną szlachtę, która spieszyła w krytych saniach, konwojowana, dla bezpieczeństwa, przez uzbrojoną służbę.
Pomiędzy licznie zgromadzoną płcią piękną, która budziła u brzydkiej połowy uczestników wiele zachwytów, znajdowała się młoda wdowa, baronowa Bubna i koło niej, jako najpiękniejszej, uwijał się cały rój wielbicieli. Niedługo jednak przyćmiewała ona blaskiem swej piękności inne kobiety, bo gdy o północy musieli wszyscy goście pozdejmować maski, królową balu uznano jednomyślnie Włastę z Milowicy. Była ona w towarzystwie czterech panien ze swojej rodziny, przebranych w ten sposób, że przypominały postaci z kart do gry, a Własta między niemi królowała jako dama kierowa. Nie dziw więc, że niebawem, gdyby to było fizycznie możliwe, mogłaby była mieć u swych stóp serca wszystkich dostojnych kawalerów, z pośród których wysunął się na pierwsze miejsce syn pana domu, młody hrabia Ferdynand Hudec, dotychczasowy wielbiciel pięknej baronowej. On to tańczył wyłącznie tylko z nią, nadskakiwał bezustannie i służył jej, spełniając każde jej życzenie.
Nad ranem, odprowadzając Włastę i jej matkę do sań, prosił o pozwolenie złożenia im wizyty i to zaraz następnego dnia.
Baronowa Bubna opuściła zabawę ze zranionem sercem i to podwójnie. Po pierwsze, że zwykła była widzieć naokoło siebie wszystkich mężczyzn bez wyjątku jako swoich wielbicieli, a powtóre, nie był jej obojętny młody hrabia, którego również potrafiła była wprządz do swego tryumfalnego rydwanu i jego zalety, uroda, majątek i stanowisko, nie były dla niej do pogardzenia.
W dwa dni później zagościł hrabia Ferdynand do Milowicy i został przyjęty bardzo życzliwie.
Pani domu znalazła wkrótce sposobność do pozostawienia dwojga młodych samymi, a że Własta była dziewczyną rozumną i poważną, a nie kokietką, podobała się młodemu hrabiemu nadzwyczaj, no i nie bez wzajemności.
Cała ceremonia odbyła się dość romantycznie. On grał na gitarze i śpiewał jakąś włoską piosenkę o miłości, patrząc w jej cudne, rozkochane oczy i kiedy nakoniec zarumieniła się, spuszczając wzrok, ukląkł przed nią i poprzysiągł wieczną miłość.
W ciągu następnych dni rodzice obu stron związek ten zatwierdzili i pobłogosławili, a w okolicy całej podawano sobie z ust do ust wiadomość o tych zaręczynach i zazdroszczono: mężczyźni jemu, panny na wydaniu jej, a wszyscy nie szczędzili obojga, jak się to zwykle na świecie dzieje. Jedna tylko baronowa Bubna milczała, ale w sercu jej tliła daleko posunięta nienawiść i postanowienie zemsty.
Hrabia Ferdynand prowadził do tego czasu życie hulaszcze i nawet pozaciągał bez wiedzy ojca znaczne długi. Jednemu tylko lichwiarzowi w Pilznie, Markusowi Rosentalowi, był winien 5000 guldenów. U niego to zjawiła się pewnego dnia baronowa i wykupiła skrypt dłużny.
Wiadomość o tem wywarła na Ferdynandzie bardzo przykre wrażenie. Zrozumiał on odrazu przyczynę, dla której ona to uczyniła. Starania jego, aby rzecz jakoś ułożyć, przyjęła baronowa z drwinami, a że ojciec bynajmniej nie miał chęci wyłożyć tak znacznej sumy na spłacenie długu, oddała sprawę do sądu, który nałożył na dłużnika areszt. Plany jej, jak dotychczas dały się gładko przeprowadzić, lecz na jej nieszczęście nie było takiego woźnego, któryby miał odwagę pójść do hrabiego i zaprowadzić go do aresztu. Pozostawiono więc wykonanie wyroku samej wierzycielce, co jej bynajmniej nie sprawiło kłopotu, przeciwnie, uradowała się tem wielce i postanowiła być nieubłaganą.
Gdy pewnego razu hrabia wracał od Własty do Pilzna, napadło nań w lesie kilku zamaskowanych jeźdźców tak znienacka, że o obronie i mowy być nie mogło. Dwaj jego służący uciekli, a jego związano, zakneblowano mu usta, zasłonięto oczy, wsadzono do krytego powozu i jazda!
Gdy powóz po szalenie szybkiej jeździe się zatrzymał, wynieśli go rabusie po jakichś schodach, uwolnili z więzów, odkneblowali usta, rozwiązali oczy i w tej chwili jeniec ujrzał się przed... piękną baronową, przypatrującą mu się z szatańskim uśmiechem na ustach.
— Cóż to ma znaczyć, baronowo? — zapytał, zdziwiony wielce tem wszystkiem.
— To ma znaczyć, że jesteś moim jeńcem, panie hrabio — odpowiedziała piękna pani — i będzie pan nim tak długo, dopóki nie wypłaci mi pan drobnostki, wykazanej na tym oto skrypcie dłużnym.
— W takim razie nie bardzo prędko odzyskam wolność — zauważył z westchnieniem.
— Możliwe — wyrzekła obojętnie, przeginając się w tył i gładząc kędzierzawe, nieco ciemne włosy.
Była bowiem starannie ufryzowaną i upudrowaną, a różowy szlafrok, zdobiony suto koronkami, nadawał jej jeszcze wdzięku i powabu.
— Mimo wszystko, pozostawiam panu do wyboru: pójść do wieży, czy też pozostać w moim zamku; proszę wybierać!
— Wybór wcale nietrudny.
— Jeżeli mnie pan zapewni słowem honoru, że nie opuści mego domu bez pozwolenia, wystarczy dla mnie w zupełności.
— Ależ i owszem oto moja ręka.
— Bardzo dobrze. Więcej nie wymagam niczego, ponieważ wiem, że gdy pan pozostanie u mnie przez pewien czas, będę w panu miała nie jeńca, lecz niewolnika, oddanego mi na zawsze.
— Jak ja to mam rozumieć?
— Że najlepszą będzie dla mnie satysfakcyą, jeżeli pan zakocha się we mnie do szaleństwa.
— I w jakim celu?
— Aby się zemścić za niewierność z pańskiej strony, ponieważ mnie pan przedtem ubóstwiałeś, a powtóre, by dać do zrozumienia rywalce, że posiadam moc potężniejszą od tej, jaką ona rozporządza. Zresztą niema się nad czem wiele rozwodzić. Zechciej pan zjeść ze mną razem kolacyę.

∗                    ∗

Dwa tygodnie w niewoli wystarczyły zupełnie na to, aby młody człowiek zapomniał o narzeczonej, a natomiast by stał się istnym niewolnikiem pięknej wierzycielki i władczyni, która bawiła się nim, jak dziecię piłką. Uplanowana zemsta udała się wybornie. Pewnego wieczoru, gdy hrabia błagał ją na klęczkach o łaskę, podyktowała mu list do Własty, w którym zwracał jej dane słowo i podpisał się jako niewolnik baronowej.
I kiedy posłaniec konny odjeżdżał z listem, przywołała baronowa hrabiego do swego buduaru.
— Pani rozkaże?
— Nic. Chciałam tylko zawiadomić pana, że jest pan zupełnie wolny.
— Jak to mam rozumieć? — zapytał Hudec wylękniony, gdyż spostrzegł na jej ustach ironiczny uśmiech, a wzrok jej przenikał go do głębi.
— Jak widzę — odrzekła chłodno — pan tego jeszcze nie pojął, że to był żart tylko i że ja wcale nie miałam zamiaru wiązać pana na całe życie. Jesteś pan ukarany, ja zemściłam się na Właście — cel mój osiągnięty. Możesz tedy, hrabio, odejść spokojnie, gdzie ci się podoba, nie zatrzymuję wcale.
— Baronowo! — jęknął hrabia, padając przed nią na kolana — zlituj się! wszak ja cię kocham i umrę z rozpaczy, jeśli pani wzgardzi moją miłością.
Piękna kobieta wybuchła śmiechem i wskazała mu drzwi. Gdy odjeżdżał, wyszła na balkon i śmiała się ciągle, dopóki nie zniknął jej z oczu.
Własta, otrzymawszy list, w którym hrabia zwracał jej słowo, zamknęła się w swoim pokoju i płakała całą noc. Rano odzyskała jednak zupełny spokój i gdy matka przyszła ją pocieszyć, ozwała się:
— Zdołałam przeboleć cios, ale nie spocznę dotąd, aż wywrę należytą zemstę na Hudecu i baronowej.
— Ależ, moje dziecko, jakże to możliwe?
— W tem już moja rzecz — odparła. — Już sobie znajdę satysfakcyę.
W godzinę później zaufany stary sługa Własty, Konrad, wyjechał, ale dokąd, nikt nie wiedział. Przez następny tydzień jawiły się często w zamku jakieś tajemnicze indywidua w roli posłańców do panienki, aż nagle, w burzliwą noc lutową Własta zniknęła, a z nią kilku ze służby.
W dalekim zakątku leśnym spotkała się ta grupka zbiegów z oddziałem, liczącym około 50 ludzi, których zwerbował i uzbroił Konrad. Byli to dezerterzy i wagabundzi najgorszej sorty. Własta, odebrawszy od nich przysięgę wierności i posłuszeństwa, objęła dowództwo nad tą zgrają, gotową do wszystkiego.
Prawdę mówiąc, i dowódczyni nie czyniła miłego wrażenia. Ubrana była po męsku, w żakiet huzarski, do boku przypięła szpadę i na dzielnym swoim rumaku wyglądała jak prawdziwa amazonka.
Już w dniach najbliższych gruchnęła w całej okolicy Pilzna wieść aż po Las Czeski o niebywałej bandzie opryszków, która pod dowództwem dziewczyny dokonywa bezustannie napadów i rozbojów.
W pogłosce tej było jednak tylko tyle prawdy, że banda opryszków rabowała jedynie dwory i folwarki, należące do baronowej Bubna i hrabiego Hudeca. Tylko w tych posiadłościach banda plądrowała bez miłosierdzia, a gdzieindziej nie uczyniono nikomu najmniejszej krzywdy. Jeżeli naprzykład wypadło w jakiej miejscowości zakupić prowianty, to płacono gotówką i to nie gorzej, niż na jarmarkach.
Baronowa, zarówno jak i Hudec wiedzieli o tem dobrze, że napady kierowane są przez kogoś, co szuka osobistej zemsty. A że w okolicy wiedziano o zniknięciu Własty, lęk ich obojga był zupełnie uzasadniony, tem bardziej, że banda niszczyła wyłącznie ich tylko mienie. Hrabia Hudec był przezorny o tyle, że wyjechał potajemnie do swego wuja, hr. Vrbna, i ukrył się w jego zamku, baronowa zaś szukała schronienia w klasztorze Cystersek w Braniku.
Mimo wielkich ostrożności ze strony obojga, Własta dowiedziała się o ich kryjówkach. Pewnej niedzieli, gdy wszyscy domownicy i służba udali się do kościoła na sumę, a pozostał sam jeden Hudec, śmiała amazonka wcisnęła się z kilkoma ludźmi do zamku, ubezwładniła hrabiego i uprowadziła ze sobą w głąb lasu, gdzie miała urządzony wygodny domek. Niebawem wysłany przez nią Konrad powrócił z upragnioną zdobyczą, wioząc napół omdlałą ze strachu baronową Bubna.
Własta kazała natychmiast stanąć im przed sobą i kiedy oboje rzucili się jej do nóg, prosząc o darowanie życia, roześmiała się na całe gardło:
— Co? — wołała, tłumiąc śmiech — mam was oszczędzać? Za nic w świecie! Nie spodziewajcie się odemnie żadnej litości, bo i wy dla mnie nie mieliście jej wcale. Stracić was? Eh — ani myślę. Dla was mam większą karę: musicie się oboje pobrać i to w tej chwili. Będzie to dla mnie zupełnie wystarczające.
Oboje klęczący powstali na dany im znak przez Włastę i w tej chwili wyszedł z przyległego pokoju mnich, który udzielił obojgu ślubu. Po tej ceremonii Własta wypuściła ich na wolność, zwolniła ze służby cały orszak, nagradzając go hojnie i następnie opuściła kraj w towarzystwie starego Konrada.
W rok później poślubiła Własta w Wenecyi bogatego i bardzo wykształconego szlachcica, z którym żyła długo i szczęśliwie.
Hrabia Hudec i jego żona dopiero później poznali, jak dyabelnie straszną zemstę wywarła na nich obrażona w swej dumie dziewczyna.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Leopold von Sacher-Masoch i tłumacza: Anonimowy.