Przejdź do zawartości

Uczta (Krasicki)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Uczta
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


UCZTA.

Poczuwając się do obowiązków sąsiedzkich, zjechałem w dóm obywatela znamienitego urzędem, dostatkami, i ludzkością, w dzień imienin jego. Dóm stary drewniany, ściany poczęści spaczone i w ziemię zalazłe, oznaczały starożytność nieszacowną z architektury, ale nadawającą wilgoć, gdyż okna ledwo na łokieć od ziemi wznosiły się. Sień była, jak mówią pospolicie, na przestrzał, tak szeroka, jak cały dóm : drzwi więc naprzeciw wejścia miały iść do ogrodu, ale go nie było. Po lewej ręce była izba wielka, z niej podobnej wielkości sypialne, obiedwie wybite szpalerami podobno mającemi jakieś osób wyobrażenia; bo równie jak dóm starożytne, tak były spełzły, iż co wydawały, rozeznać nic było można, zwłaszcza iż gdzieniegdzie wisiały portrety stare w kirysach i ferezyach, jak sądzę, przodków gospodarza, lub samej Jejmości.
Około jedenastej godziny przyjechałem, już była ciżba; w dwóch albowiem izbach mieścić się musiała cała okolica. Po zwyczajnych przywitaniach, i powtórzonem wierszem i prozą powinszowaniu, szliśmy do izby jadalnej. Stół był na osób sześćdziesiąt, a nas blizko półtorasta; jak więc gdzie kto mógł, i na czem mógł, jeżeli tylko mógł usiadł. Mnie wpakowano między dwie rogówki tak dobrze, iż mi tylko głowę było widać : wywindowałem przecież do góry rękę prawą, ale nie mogąc nią władać, a bojąc się uszkodzić galowych sukień sąsiadek moich, patrzyłem się o głodzie na niezmierną piramidę z francuzkiego ciasta, która mnie zasłaniała zupełnie, a za każdem wzruszeniem stołu chwiejąc się, nabawiała strachem, iżbym w łeb nie wziął dość sporą chorągiewką, którą gieniusz z cyfrą solenizanta na wierzchu trzymał.
Jak przyszło do owego uroczystego imienin hasła : Cujus festum colimus, pokazał się kielich, może jeszcze od czasów Zygmuntowskich zachowany, tak wielki, tak długi, tak szeroki, iżem mniemał, że go jedynie tylko dla widoku, a zatem nasycenia ciekawości naszej przyniesiono. Gdy w niego półtorej niemałej butelki wlano, wniosłem sobie, iż to dla pokazania miary czynią; ale gdy wziąwszy go w oburącz, najpierwszy z gości do ust przysądził, i raz tylko odetchnąwszy do ostatniej kropli spełnił, i wypróżnił, i nie chwiejąc się, jakby drugiego czekał, na swojem miejscu spokojnie usiadł; a toż wciąż drudzy czynili, i kolej już się do mnie zbliżyła; że właśnie dla marcepanów, które przyniesiono, trzeba się było niektórym z miejsca ruszyć, wymknąłem się nieznacznie z pod rogówek, wpadłem w tłum, kto inszy tymczasem miejsce moje zasiadł; a ja głodny, dorwawszy się u kredensu półmiska, uspokoiłem natarczywość głodu mojego.
W zgiełku, ciżbie i hałasie, uszedłem owego wielkiego kielicha, ale pomniejszych, które się między nami wałęsały, kilka spełnić musiałem. A jak nie było spełnić? kiedy szło o dobro kraju, o przyjaźń sąsiedzką, o pomyślność Jegomości, Jejmości i godnych pociech prześwietnej familji? kiedy w powszechnem rozrzewnieniu klękali przedemną sąsiady, ja przed nimi? kiedy mnie zaklęto na poczciwość, kiedy już przychodziło do przymówek? a jakiś Jegomość trącając mnie w bok, nibyto po przyjacielsku, razwraz i mnie i drugim, których także w bok trącał, powtarzał : iż kto zdrowia gospodarskiego i prześwietnej konsolacyi nie wypije, jest zdrajca, i będzie miał ze mną do czynienia? Najcięższa była sprawa, gdy mnie w owym tumulcie dopadł gospodarz dobrze już zarumieniony, a właśnie wtenczas, gdym się jak mógł bronił od dość sporego kielicha za zdrowie poczciwych ludzi : wpadł on wśród walczących, i jak zaczął mnie całować i ściskać, com nie chciał do połowy, musiałem wypić i pełno i duszkiem. To mi to człowiek zawołał naówczas ten, co mnie w bok trącał, i ściskając mię serdecznie, zapłakany z serdeczności szepnął do ucha : « rozkaż co chcesz, a przysięgam Bogu; i ojcu rodzonemu nie przepuszczę. » Całując go i ściskając na odwrót, dziękowałem za tak heroiczną uprzejmość, i możeby trzeba było nowy kielich spełnić, gdy szczęściem rozruch ław i stołków oznaczył skończenie obiadu : tłum naszę serdeczność przerwał. Gdy się wszyscy na drugą stronę zaczęli przenosić, jam się zatrzymał nieco, i usłyszałem dopiero, co to było, co się niekiedy odzywało na podwórzu; były zaś to mozdzierzyki, z których strzelano na wiwaty.
Mróz był tęgi, a drzwi w sieniach na obie strony otwarte; nasadziwszy więc czapkę na uszy, mniej niż inni, bo po odpoczynku, uziajany i spocony, szybkim krokiem przebyłem owę katarową przeprawę, a gdy przecież jakąkolwiek przestronność obiecywałem sobie, wpadłem w większą ciżbę niż przedtem. Nowi albowiem goście nadjechali gromadnie, a najwięcej dam chcących, i grzeczność gospodarstwu oświadczyć, i z tańców korzystać. Zaczęły się po wielu rozmowach i szeptach. Jakem się dorozumiewał, naradzenie to pochodziło stąd, kto miał iść w pierwszą parę, kto w drugą. Ja nie chcąc czynić nikomu subiekcyi, obrałem sobie być ostatni, i poszedłem w szóstą; ale jak zaczęli po mnie stawać, znalazłem się od początku. Zagrzmiała niebardzo liczna, ale przeraźliwa kapela, bo było trzech skrzypków, jeden bas, dwie trąby i waltornia. Mimo usiłowania nasze, tupaliśmy nogami na miejscu stojąc : przecież nakoniec mogliśmy się ruszyć, ale dla ciasności szliśmy z takową powagą, iż co trzy kroki była stacya, a trwała dopóty, póki ciżby, która nas otaczała, nie rozepchano. Nie obeszło się bez potrącania, a ów mój serdeczny przyjaciel, jak mi przybył na pomoc, tak dzielnie nasz taniec przepchał, iż czwarta część spektatorów wyleciała za drzwi, u których on na warcie stanął, a dopiero odetchnęliśmy, i raźniej tańcować zaczęto.
Gdy paniom rozdawano kawę, zawitały do nas kielichy; szedł więc taniec raźno, a raźniej jeszcze zgiełk i wrzawa oświadczeń, rozpoznań, wzajemnych rekomendacyj, powierzenia sekretów, obmów i szyderstw, a nakoniec przymówek; przyszło do tego, iż trzeba było jednych wyprowadzać, drugich zatrzymywać. Aże się na coraz żwawsze obroty zanosiło, nie mówiąc nic nikomu, a widząc, iż mnie mój serdeczny przyjaciel nie pilnuje, wyniosłem się nieznacznie, i zastawszy gotowy pojazd za wrotami, powróciłem do domu.
Rozmaitych uwag imieniny te, na których byłem, stały się powodem, nad każdą się więc okolicznością zastanawiając, myśli moje obwieszczam.
Nie sprzeciwiam się towarzystwa najmilszej zabawie, w przyjacielskiem sąsiadów, krewnych, znajomych, posiedzeniu, i owszem gdyby się na wsiach nie zdarzały, powstałbym przeciw takowej nieczułości. Dość czasu osobliwie w dni spoczynkowe na wsiach zbywa, iżby go wdzięcznym chwilom nie poświęcić i nie oddać; ale jak w każdej rzeczy miarę roztropną zachować należy, i w tej przesadzać nie trzeba, iżby nakoniec nie stała się zdrożną, wprawując w lenistwo, z uszczerbkiem gospodarstwa, a przeto z stratą dobrego mienia. Przeplatywać pracę zabawą należy, ale ta odetchnieniem swobodnem do dalszych prac sposobić i krzepić powinna : inaczej stałaby się szkodliwą.
Dóm, w którym byłem na imieninach, ściągnął myśl moję na dość powszechną zdrożność w tem, iż najdostatniejsi dziedzice, żałują wydatku na wygodne mieszkanie, nie oszczędzając go na rzeczy mniej potrzebne, a czasem i zdrożne. Zbótwiałe i spaczone, a w ziemię zalazłe ściany, i widok nikczemny i odrażający sprawują, i zdrowiu wilgocią szkodzą. Jedne oszczędzone imieniny, zabiegłyby takowym zdrożnościom, a nie przeszkadzając nawet imieninom, można dogodzić w tej mierze i gustowi i potrzebie.
I to sprawiedliwej naganie podlega, gdy gospodarz nie ma względu na gości, wówczas gdy z jednej strony dogadzając, z innych zamiarów zadaje przykrość. Było nas więcej jak półtorasta, a stół zastawiony na osób sześćdziesiąt już więc większa połowa, tak jak ja doznała głodu, a ten który się nasycił, w tłoku siedzieć musiał niewygodnie. Mógł był przewidzieć gospodarz liczność odwiedzających, i obmyślić każdemu miejsce, a naówczas albo stół zwiększyć, albo inne zastawić. Pomogłoby mu do tego rozpostrzenienie domu, a owa sień na przestrzał, podzielona na połowę, i wiatrom byłaby zatamowała drogę, i stołowników wygodniejby pomieścić mogła
Do prawdziwej ludzkości nie jest dosyć mile przyjąć, nakarmić i nasycić gościa; trzeba, iżby mu na żadnej wygodzie nie brakło, a brakuje wówczas, kiedy się albo u stołu nie pomieści, albo choćby się i umieścił, w tłoku i wrzawie przebywać musi.
Każdy gospodarz nad tem się zastanowić powinien, iż gość, który do niego przyjeżdża, gdy dóm swój opuszcza, trzeba iżby korzystał z podróży swojej, i albo lepiej, niż u siebie rzeczy znalazł, albo przynajmniej użył, jak w swoim domu. Nie przyszło mi nocować u mego sąsiada : po szczupłości jednak budowli sądzę, iż większy podobno tłok był w spoczynku, niżeli w samej ochocie. W innych krajach do tego stopnia porządku na wsiach przysposobione są domy, iż każdy nie tylko łóżko, ale i pościel dla siebie, i dla służących swoich znajdzie, wszystko zaś w jak największym porządku i czystości. Nie masz więc potrzeby jadąc w gościnę, ładować tłomokami powozy, i jakby w drodze na popasie, rozpakowywać to, co się z sobą przywiozło.
Namieniłem wyżej, iż zapakowany rogówkami, świadkiem tylko byłem uroczystego obiadu : widziałem jednak stół, tak dalece potrawami zastawiony, iż ledwie obrus widzieć było można. Nie na tem zawisła uczta, iżby wiele dać : na tem rzecz zawisła, iżby to, co się daje, dobrze przyprawione było; nie może zaś być dobrze przyprawne, gdy w takiej wielości. Prawda, iż nas było wielu, ale naówczas lepiej powtórzyć jedne potrawę kilka razy, niż coraz nowe przystawiając, nie dogodzić ich przyprawie. Ten jeden półmisek, którymi się zdarzył w kredensie, przyświadcza prawdzie zdania mojego : byłato kura tak twarda i żyłowata, iż gdyby nie głód w ostatnim prawie stopniu dokuczający, nigdybym się był na nię nie odważył.
Wypadałoby tu zastanowić się nad zbytecznem trunków użyciem : ale już o tem tyle mówiono, iż nie zdaje mi się powtarzać, co każdy wie, a zwłaszcza gdy już ten, niegdyś zbyt wkorzeniony nałóg, zdaje się ustawać.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.