Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/546

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wchodzę ja w nie, żebym nie zdał się to czynić, co naganiam, ale obie strony raiłbym do tego nakłonić, iżby porzuciwszy wzajemne przesądy, zniosły i zagładziły niewczesne, które same zdziałały, między sobą różnice.
Trudno się czasem nie rozśmiać, słysząc głupich, gdy mędrców udają, a na nieszczęście, rzecz ta się w i posiedzeniach zbyt często zdarza, ale i natenczas wstrzymać się należy, przynajmniej od zbyt widocznego urągania; a jeżeli przeprzeć i poprawić nie można, żałować trwającego w nierozmyślności swojej.
Szyderstwo, którego cudza niedołężność jest celem, oznacza serce nieczułe, i umysł skażony. Ułomność, kalectwo wrodzone, lub zczasem przypadłe, postać odrażająca, gdy nie są winą tego, który je znosi, politowania raczej od nas, niż śmiechu wyciągają. Małość wzrostu, lub szpetność twarzy, są to rzeczy zwierzchnie, a zatem płochych tylko zająć mogą. Ukrywa częstokroć szpetna postać wzniosły umysł, i naówczas zdaje się, iż przyrodzenie sowicie nagradza to, w czem się zdało ukrzywdzić. Szpetny był Sokrat, Alcybiad przeniósł wszystkich w urodzie : z tem wszystkiem uwielbia potomność Sokratesa, a występki Alcybiadowe sprawiedliwą odbierają naganę.
Najgorszy rodzaj szyderstwa, śmiać się z cnoty. Mniej odważna w tej mierze była starożytność : jeżeli nasz wiek bierze ku chlubie swojej takową śmiałość, zasłużył na pierwszeństwo. Wypada pióro z rąk na widok tego, co widzimy, co się słyszeć daje, i czem płodne w niegodziwość drukarnie, zarzucają nas, aż do ostatniego stopnia skażenia. Przyjdzie czas jednak, gdy się złe samo przez się wysili, a naówczas i cnota i religia dzielniej może, niżeli przedtem, rozpoczną i ustanowią słodkie panowanie swoje.


UCZTA.

Poczuwając się do obowiązków sąsiedzkich, zjechałem w dóm obywatela znamienitego urzędem, dostatkami, i ludzkością, w dzień imienin jego. Dóm stary drewniany, ściany poczęści spaczone i w ziemię zalazłe, oznaczały starożytność nieszacowną z architektury, ale nadawającą wilgoć, gdyż okna ledwo na łokieć od ziemi wznosiły się. Sień była, jak mówią pospolicie, na przestrzał, tak szeroka, jak cały dóm : drzwi więc naprzeciw wejścia miały iść do ogrodu, ale go nie było. Po lewej ręce była izba wielka, z niej podobnej wielkości sypialne, obiedwie wybite szpalerami podobno mającemi jakieś osób wyobrażenia; bo równie jak dóm starożytne, tak były spełzły, iż co wydawały, rozeznać nic było można, zwłaszcza iż gdzieniegdzie wisiały portrety stare w kirysach i ferezyach, jak sądzę, przodków gospodarza, lub samej Jejmości.
Około jedenastej godziny przyjechałem, już była ciżba; w dwóch albowiem izbach mieścić się musiała cała okolica. Po zwyczajnych przywitaniach, i powtórzonem wierszem i prozą powinszowaniu, szliśmy do izby jadalnej. Stół był na osób sześćdziesiąt, a nas blizko półtorasta; jak więc gdzie kto mógł, i na czem mógł, jeżeli tylko mógł usiadł. Mnie wpakowano między dwie rogówki tak dobrze, iż mi tylko głowę było widać : wywindowałem przecież do góry rękę prawą, ale nie mogąc nią władać, a bojąc się uszkodzić galowych sukień sąsiadek moich, patrzyłem się o głodzie na niezmierną piramidę z francuzkiego ciasta, która mnie zasłaniała zupełnie, a za każdem wzruszeniem stołu chwiejąc się, nabawiała strachem, iżbym w łeb nie wziął dość sporą chorągiewką, którą gieniusz z cyfrą solenizanta na wierzchu trzymał.
Jak przyszło do owego uroczystego imienin hasła : Cujus festum colimus, pokazał się kielich, może jeszcze od czasów Zygmuntowskich zachowany, tak wielki, tak długi, tak szeroki, iżem mniemał, że go jedynie tylko dla widoku, a zatem nasycenia ciekawości naszej przyniesiono. Gdy w niego półtorej niemałej butelki wlano, wniosłem sobie, iż to dla pokazania miary czynią; ale gdy wziąwszy go w oburącz, najpierwszy z gości do ust przysądził, i raz tylko odetchnąwszy do ostatniej kropli spełnił, i wypróżnił, i nie chwiejąc się, jakby drugiego czekał, na swojem miejscu spokojnie usiadł; a toż wciąż drudzy czynili, i kolej już się do mnie zbliżyła; że właśnie dla marcepanów, które przyniesiono, trzeba się było niektórym z miejsca ruszyć, wymknąłem się nieznacznie z pod rogówek, wpadłem w tłum, kto inszy tymczasem miejsce moje zasiadł; a ja głodny, dorwawszy się u kredensu półmiska, uspokoiłem natarczywość głodu mojego.
W zgiełku, ciżbie i hałasie, uszedłem owego wielkiego kielicha, ale pomniejszych, które się między nami wałęsały, kilka spełnić musiałem. A jak nie było spełnić? kiedy szło o dobro kraju, o przyjaźń sąsiedzką, o pomyślność Jegomości, Jejmości i godnych pociech prześwietnej familji? kiedy w powszechnem rozrzewnieniu klękali przedemną sąsiady, ja przed nimi? kiedy mnie zaklęto na poczciwość, kiedy już przychodziło do przymówek? a jakiś Jegomość trącając mnie w bok, nibyto po przyjacielsku, razwraz i mnie i drugim, których także w bok trącał, powtarzał : iż kto zdrowia gospodarskiego i prześwietnej konsolacyi nie wypije, jest zdrajca, i będzie miał ze mną do czynienia? Najcięższa była sprawa, gdy mnie w owym tumulcie dopadł gospodarz dobrze już zarumieniony, a właśnie wtenczas, gdym się jak mógł bronił od dość sporego kielicha za zdrowie poczciwych ludzi : wpadł on wśród walczących, i jak zaczął mnie całować i ściskać, com nie chciał do połowy, musiałem wypić i pełno i duszkiem. To mi to człowiek zawołał naówczas ten, co mnie w bok trącał, i ściskając mię serdecznie, zapłakany z serdeczności szepnął do ucha : « rozkaż co chcesz, a przysięgam Bogu; i ojcu rodzonemu nie przepuszczę. » Całując go i ściskając na odwrót, dziękowałem za tak heroiczną uprzejmość, i możeby trzeba było nowy kielich spełnić, gdy szczęściem rozruch ław i stołków oznaczył skończenie obiadu : tłum naszę serdeczność przerwał. Gdy się wszyscy na drugą stronę zaczęli przenosić, jam się zatrzymał nieco, i usłyszałem dopiero, co to było, co się niekiedy odzywało na podwórzu; były zaś to mozdzierzyki, z których strzelano na wiwaty.
Mróz był tęgi, a drzwi w sieniach na obie strony otwarte; nasadziwszy więc czapkę na uszy, mniej niż inni, bo po odpoczynku, uziajany i spocony, szybkim krokiem przebyłem owę katarową przeprawę, a gdy przecież jakąkolwiek przestronność obiecywałem sobie, wpadłem w większą ciżbę niż przedtem. Nowi albowiem goście nadjechali gromadnie, a najwięcej dam chcących, i grzeczność gospodarstwu oświadczyć, i z tańców korzystać. Zaczęły się po wielu rozmowach i szeptach. Jakem się dorozumiewał, naradzenie to pochodziło stąd,